Bardzo dłuuugi teatralny poród
Teatr Rozrywki wprowadził na afisz długo oczekiwaną premierę: "Położnice szpitala św. Zofii" Pawła Demirskiego, w reżyserii Moniki Strzępki. Potężne obsadowo i trwające 3,5 godziny widowisko nie wywołało takiego zamieszania, jak się spodziewano. Kilka osób nie dotrwało wprawdzie do finału, ale to norma, wkalkulowana przez dramaturga i reżyserkę w ich przedsięwzięcia artystyczneBo Monika Strzępka i Paweł Demirski to dziś w Polsce czołowi przedstawiciele tzw. teatru politycznego. Świadomie wywracają przyzwyczajenia widzów i krytykują narodowe mity- a swoje spektakle nazywają politycznymi burleskami. Jeśli coś da się zszargać, najlepiej jakaś "świętość", to oni z pewnością tę "świętość" zszargają. W nadziei, że zirytowany widz wyrwie się wreszcie z wygodnego fotela i zareaguje na nonsensy, otaczającego go życia społecznego.
W "Położnicach szpitala św. Zofii" twórcy atakują kolejny mit, tym razem lansowany przez wielu ideologów i lekarzy. Mit, nakazujący kobietom powrót do rodzenia siłami natury, czyli w bólu i bez szans na godność. Trzy rodzące bohaterki sztuki plątają się więc po zakamarkach upiornego szpitalach św. Zofii, który staje się scenicznym symbolem wszystkich nieszczęść, dopadających polską służbę zdrowia. Od niemożności sprywatyzowania, przez strajk pielęgniarek, po błędy lekarskie.
Karykaturalnego, zbudowanego na granicy wisielczego humoru, obrazu, dopełnia rankingowy wyścig o tytuł najbardziej... wydajnego szpitala. Żeby zwiększyć rotację, podaje się tu pacjentkom środki przyspieszające poród, nie licząc się z potencjalnym kaleczeniem noworodków.
Tekst sztuki, czego Strzępka i Demirski nie ukrywają, inspirowany był ich osobistymi przeżyciami. Zbudowali swój spektakl z szeregu farsowych etiud, które układają się w dwa kluczowe wątki. Pierwszy to arogancja i bezduszność personelu szpitala. Drugi, potraktowany dużo poważniej, to problem rodziców, którym rodzi się potomstwo inne, niż sobie wymarzyli: dziecko czarnoskóre, mały gej, czy potwornie okaleczona córeczka.
Tematy gorące, ale przez twórców nie do końca wykorzystane. W tekście Pawła Demirskiego zabrakło tego, co było siłą jego poprzednich sztuk - zaskakujących point i skojarzeń. W poprzednich tekstach autor skrzętnie zbierał używane przez polityków banały, ale łączył je w nieoczekiwane, (idealnie celne) zbitki. W "Położnicach..." cytaty pozostają tylko publicystyką, katalogiem błędów, które znamy, bo sami ich doświadczamy. Sytuacje nie zaskakują, niektóre nawet nie mają dalszego, scenicznego ciągu. To sprawia, że ostrze krytyki nie tnie realnego życia tak mocno, jak by mogło. A mnogość motywów zaciemnia to, co najboleśniejsze - bezbronność pacjenta wobec szpitalnej machiny.
Monika Strzępka, choć kontrolowany chaos jest jej znakiem rozpoznawczym, w tym przedstawieniu przesadziła jednak z nadmiarem ekspresji i dosłownością. Oczywistym jest, że kobieta rodząca krzyczy z bólu, ale w Teatrze Rozrywki krzyczą wszyscy, bez przerwy i bardzo długo. Przynajmniej o godzinę za długo, co skutecznie wyłącza skupienie widzów i osłabia finał. I choć niektóre sceny robią piorunujące wrażenie, to jednak nie mamy wrażenia spójnej całości. Po skumulowaniu napięć spektakl byłby po prostu poruszający; tkwi w nim potencjał goryczy i jest koszmarniej aktualny. Tym bardziej, że aktorzy, na czele z Aloną Szostak, Elżbietą Okupską, Izabellą Malik, Dariuszem Niebudkiem i Jacentym Jędrusikiem, grają rewelacyjnie, tworząc surrealistyczne byty, wywiedzione wprost z polskiej rzeczywistości. Bardzo dobra jest też pastiszowa muzyka Jana Suświłło (od baroku po blues), wykonywana przez zespół pod kierunkiem Jerzego Jarosika oraz choreografia Rafała Urbackiego.
Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni
20 września 2011