Baśniowy wyciskacz łez

Opowieść "Dzieci króla Lira" to najpopularniejsza baśń irlandzka. Na jej podstawie powstało przedstawienie "Łabędzie z krainy Erin" w reżyserii Katarzyny Deszcz, które miało premierę 26 kwietnia na Scenie Lalek "Bajka" Teatru Cieszyńskiego w Czeskim Cieszynie. Jak przyznają twórcy, baśni irlandzkie bardzo rzadko trafiają na deski czeskich, jak i polskich teatrów.

Specyficzną cechą baśni irlandzkich jest relatywizm czasu. Co to oznacza? Jak wyjaśnia reżyserka, Katarzyna Deszcz: - Pewne rzeczy są wyjaśnione, nagrodzone czy ukarane w perspektywie długiego czasu, a nie jednego życia ludzkiego.

W baśni "Dzieci króla Lira" troje dzieci zostaje zaklęte w łabędzie przez zazdrosną macochę. Zadośćuczynienie i zdjęcie klątwy przychodzi dopiero po blisko tysiącu lat, gdy nie żyje już ani wstrętna macocha, ani król Lir, który pobłądził, angażując się w destrukcyjny związek po śmierci pierwszej żony.

Przed premierą zapytałam reżyserkę, jak tak abstrakcyjną kwestię jak relatywizm czasu chce przybliżyć najmłodszemu widzowi. Katarzyna Deszcz odpowiedziała, że tym narzędziem komunikacji w spektaklu będzie emocja. I rzeczywiście emocji i silnych wzruszeń nie brakuje w "Łabędziach z krainy Erin". Dzieci zaabsorbowane wpatrywały się w scenę, z kolei ich rodzice z pewnością mieli łzy w oczach przy poszczególnych scenach. Jak bowiem nie wzruszyć się, gdy widzimy dzieci, które bardzo tęsknią za zmarłą mamą i mamę, która poruszy niebo i ziemię, by im pomóc - nawet zza światów. W tym aspekcie to także spektakl dla widza dorosłego, dla każdego, kto jest rodzicem lub chce nim zostać, bo "Łabędzie z krainy Erin" opowiadają o więzi opiekuna z dzieckiem, o wierze, nadziei i miłości i o jednym z najmocniejszych instynktów w naszym życiu. Baśni irlandzkie w piękny, a zarazem prosty sposób nawiązują do tego, co niezmiennie najważniejsze od wieków.

Katarzyna Deszcz na dobrą sprawę debiutowała reżysersko w teatrze lalek. Tym bardziej jej dzieło robi wrażenie. Spektakl jest plastyczny i pomysłowy pod kątem budowania scenicznych obrazów, bardzo dobrze prowadzony aktorsko, utrzymuje rytm i nie ma dłużyzn, a przede wszystkim jest zrozumiały dla wszystkich widzów - bez względu na wiek. W tym ostatnim aspekcie brawa należą się również autorce scenariusza, Lenie Pešák.

Szczególne wrażenie robią drewniane kukły i scenografia według projektu Pavla Hubički. Jednak oglądając to przedstawienie, odczuwałam pewien niedosyt, widząc potencjał twórców. Moim zdaniem scenografia mogłaby być jeszcze mocniej rozbudowana, mogło tam być więcej elementów i efektownych rozwiązań plastycznych tworzących magię tego widowiska. Zdaję sobie jednak sprawę, że po prostu zabrakło na to miejsca, a twórcy musieli poprzestać przy absolutnym minimum scenograficznym. Trochę szkoda, bo "Łabędzie z krainy Erin" widziałabym na większej i przede wszystkim wyższej przestrzeni teatralnej. Być może kiedyś to nastąpi, a tymczasem zachęcam do obejrzenia tego przedstawienia, w którym dostrzegam co najmniej trzy potencjały: rzadko spotykane w naszych teatrach źródło kulturowe prezentowanej baśni, dojrzała i wzruszająca gra aktorska i wysoki poziom rzemieślniczy wszystkich pozostałych elementów spektaklu.

Brawa dla zespołu "Bajki" za otwartość na współpracę z nową reżyserką, która przyniosła tak dobry efekt.



Małgorzata Bryl-Sikorska
Blog Teatr to my
6 maja 2019
Portrety
Katarzyna Deszcz