Beatrix powtórnie zgwałcona

Sądziłam, że po "Draculi" nie spotka mnie w Teatrze im. Słowackiego nic gorszego. Ale minęło trochę czasu i scena przy pl. Świętego Ducha postanowiła uczcić swego patrona wystawiając "Beatrix Cenci"

Spektakl jest wystawny - lśni metaliczna folia okalająca ramę sceny, po wcinającym się w widownię czerwonym podeście przesuwa się mniejszy, niski podest, są ekrany z projekcjami, po dwóch stronach podestu sterczą okrągłe reflektory (jak w sali operacyjnej), sypią się ptasie pióra, biegają dziewczątka w białych sukienkach, mikroporty odrealniają głosy aktorów. Wszystko błyszczy, jeździ, świeci i gra bezszmerowo i precyzyjnie. Zespół techniczny pracuje znakomicie. I to właściwie jedyne, co można pochwalić w tym przedstawieniu - bo artystyczna jakość owej scenicznej wystawy jest bardzo podejrzana.

Ma być i współcześnie (wyczyszczona, abstrakcyjna przestrzeń), i renesansowo (kostiumy w sylwetce nawiązujące do historii, w materiałach współczesne), i dojmująco brutalnie (Ojciec Cenci długo, choć dziwnie wstydliwie gwałcący córkę), i symbolicznie (dziewczątka w bieli przebiegające z krzykiem przez scenę). Ale tak niby pojemna znaczeniowo abstrakcyjna przestrzeń jest chaotyczna i pospiesznie sklecona, bez zastanowienia, czemu mają służyć jej poszczególne elementy. Podest jeździ do przodu i do tyłu, przybliżając i oddalając aktorów, choć równie dobrze mogliby oni po prostu podejść na przód sceny i odejść w głąb. A dla Sobocińskiego i autorki kostiumów Magdaleny Sobocińskiej szczytem perwersji i wyrafinowania jest odzianie mężczyzny w buty na obcasach, gorset i łysą perukę (tak wyglądają trzy furie, rozchichotane z monotonnym demonizmem).

Widać, że Maciej Sobociński, reżyser i scenograf w jednej osobie, bardzo chciałby być Krzysztofem Warlikowskim i Małgorzatą Szczęśniak. Chciałby tak jak oni kreować wielkie, wyrafinowane plastycznie przestrzenie i grać w nich dramaty sięgające w ciemne rejony ludzkiej duszy. Dramat Słowackiego daje taką możliwość, ale to, co zrobił z nim Sobociński, już nie. Ponura historia rodziny Cencich, ofiar rozpustnego i kazirodczego ojca, to pełna grozy krwawa szekspirowska opowieść, ale też precyzyjne, ironiczne studium mechanizmów władzy (tutaj kościelnej). Rodzina Cencich została skazana przez inkwizycję na ścięcie za zabójstwo ojca - a malarz Giano Giani, morderca swego brata, ułaskawiony, bo jest nieprawym synem kardynała.

Niewiele z tego zostało na scenie - Sobociński bowiem nie potrafi pracować z aktorami. Albo raczej skłania ich do używania najbardziej tandetnych środków, które zamiast przejmować, śmieszą. Dramat jest pełen wielkich namiętności, więc aktorzy wchodzą na scenę od razu przytłoczeni szalejącymi w ich duszach uczuciami, stężali w bólu, miłości czy nienawiści. Marcin Sianko (Fabrycy Cenci) z nadmiaru cierpienia ledwo powłóczy nogami, Radek Krzyżowski (Giano Giani) wbija w widownię szczere, bolesne spojrzenia, Marcin Kuźmiński (Padre Negri) wije się jak wąż, a gdy zdejmie ortopedyczny gorset (bohater jest garbaty), ciało jego bezwładnie opada. Co prawda przed śmiercią, tarzając się w czarnej farbie obficie rozlanej po scenie, zapomina o garbie, demonstrując umięśniony tors i niezłą sprawność fizyczną, ale któż by się tym przejmował. Tomasz Wysocki (Padre Anzelmo) tak się zapamiętał w bólu, że (mimo mikroportu) nie można zrozumieć, co mówi koniuszkami warg. Jedynie Dominika Bednarczyk (Beatrix) umie powiedzieć swoje kwestie prosto, ze zrozumieniem i zachowaniem poetyckiej struktury tekstu, co nie znaczy, że stworzyła postać czy choćby jej zarys. Nikomu się to nie udało, Sobociński bowiem posiekał dramat i zrobił wszystko, żeby na scenie nie było ludzi, ale ogólnie pojęte wielkie emocje bez kierunku i celu. Oraz symboliczne bądź oniryczne obrazy o urodzie podrzędnego teledysku.

"Beatrix Cenci", dramat rzadko wystawiany, został przez Sobocińskiego równie brutalnie potraktowany jak jego bohaterka przez ojca. Tyle że Padre Cenci został ukarany, a reżyser żyje i zapewne pokaże jeszcze nie raz, na co go stać.



Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
2 maja 2009
Spektakle
Beatrix Cenci