Beethoven zabija?

Tylu argumentów przeciw instytucji małżeństwa, ile zawarł Lew Tołstoj w „Sonacie Kreutzerowskiej”,nie wymyśliłby najzagorzalszy singiel. Ale nie bójmy się, w XIX w. w wielu mieszczańskich domach muzykowano i grywano nawet „Sonatę Kreutzerowską” Beethovena na skrzypce i fortepian.

Muzyce tej rosyjski autor przypisał złowrogie działanie, które mogło doprowadzić do zdrady małżeńskiej, a zakończyło się tragedią.
Dziś podobne zagrożenia nie występują, brak umiejętności nie pozwala grać takich utworów w domowym zaciszu, więc na adaptację sceniczną opowiadania Tołstoja możemy teraz spojrzeć niemal jak na komedię. Trójka aktorów inscenizuje odwieczny trójkąt małżeński. Pan domu niby zgadza się na koncercik, żona siada do fortepianu, a przystojny skrzypek, który przybył w gości, proponuje Beethovena.

Prym wiedzie tu Andrzej Niemirski, który w natchniony sposób z zakochanego, potem znudzonego zmienia się w męża oszalałego z zazdrości. Pozostała dwójka markuje grę na instrumentach, ale robi to tak doskonale, że czujemy się jak na prawdziwym koncercie. Publiczność bawi się świetnie, choć w pewnym momencie śmiechy ustają.
Co zrobić? Takie życie... było ponad sto lat temu.



Bronisław Tumiłowicz
Przegląd
27 marca 2014