Benedykt XVI abdykował

Powyższe stwierdzenie - któremu paradoksalnie trzeba oddać należną prawdę - dowodzi jedynie, że spektakl w reżyserii Pawła Świątka bezpośrednio poprzedził papieską abdykację. A sarkazm, który z tego bije, zgodnie z twórczą intencją wszystkich zainteresowanych w artystyczny projekt - jak się nad wyraz dosłownie i bez zwłoki okazało - może być warunkiem prawdy!

Taki arcymedialny zbieg okoliczności należał się twórcom Mitologii, którzy śmiało postanowili rozmawiać o pryncypiach w zaskakująco niekonwencjonalny sposób. A że istotę ich rozważań stanowi współczesny, popkulturowy świat kreowany przez media na podobieństwo samego Boga - przeto kolizja znaczeń jest tu nieunikniona. Sacrum ryzykownie wabi profanum, profanum wcale bezczelnie przebiera się w sacrum. Zjawisko stare jak człowiek, tyle że teraz sztucznie generowane jest przez media - a więc odhumanizowane i najpewniej zafałszowane - przez co zamiast odnalezieniu indywidualnej tożsamości poszukującej jednostki, służy reprodukowaniu kolejnych biografii pokolenia JPII, krótko po śmierci Jana Pawła II dostojnie i nabożnie kroczącego wzdłuż kościelnych naw niby modelki haute couture na wybiegu.

Od mistyki do estetyki - w wersji bardziej radykalnej - do erotyki

Mitologie w reżyserii Świątka, według scenariusza Jękota stworzone pod pretekstem tekstu Rolanda Barthes'a, fenomenalnie obrazują zmysłowe przyleganie pozornie różnych porządków. Perwersyjna rozkosz płynie z gry kulturowymi znakami rozpostartymi między potocznością a wzniosłością.

Modelki i zakonnice semiologicznie spowinowacone. Łączy je wspólna, nadrzędna zasada ich bytu - wyrzeczenie (czy ja jestem zakondelką, czy modelnicą - pyta przewrotnie Ewa Skibińska w zmysłową, tyleż dla Erosa, co Thanatosa, czerń spowita). Pokorne Córki Maryi w uniesieniu kroczą jedna za drugą - zakonnice Bannabikira, Betanki, Franciszkanki, Urszulanki, Pasjonistki oraz Fashionistki... Całe imperium zrytualizowanych znaków na naszych oczach przemienia się w imperium zmysłów. Ich kanoniczna rekonstrukcja przypomina prowokacyjną destrukcję i odwrotnie.

"Aby powtórzenie było erotyczne, musi być formalne, dosłowne, a w naszej kulturze to jawne powtórzenie staje się ekscentryczne" - pisze Barthes w najrozkoszniejszym tekście semiologicznym o Przyjemności tekstu, który zdaje się zmysłowo przylegać do ciała dokładnie tak jak perwersyjne stroje genialnego Alexandra McQueena dotykały skóry Kate Moss.

Reżyser Paweł Świątek i dramaturg Tomasz Jękot stworzyli imponujący fashion-spektakl. Zamieszany został w to nie tylko Roland Barthes - któremu, jeśli pamiętać jego biografię nieortodoksyjnego semiologa i strukturalisty o zacięciu socjologa i filozofa, do tego znawcy awangardowego teatru i muzyki - z młodymi twórcami z pewnością byłoby po drodze; ten spektakl wprzągł również śmiałą energię scenografa Marcina Chlandy i ekskluzywnie ekscentryczną propozycję kolekcji Julii Kornackiej (chapeau bas!!!).

Nikt też, kto nie chadza po wybiegach dla modelek w niewyobrażalnie gigantycznych obcasach, nie jest w stanie pojąć ekwilibrystyki ruchu scenicznego po śliskim lastryko, udającym marmur. Czuwała nad nim z zachowaniem wszelkich zasad ostrożności Magdalena Lewicka, której też bezgranicznie zaufały zawodowe modelki i ani na jotę nie ustępujące im w modelingu zawodowe aktorki: Bożena Baranowska, Ewa Skibińska, Małgorzata Gorol i - absolutnie z ducha McQueena poczęta (!) - Joanna Woźnicka.

Fashion is Passion

Teatr mówi tu językiem mody. Moda przemienia się w sakralną celebrę. Religijny obrządek ulega medialnym chwytom. Popkultura kreuje i tłumaczy naszą tożsamość. Wartościuje nasz byt. Metafizyczny to burdel czy łaknienie sacrum? Otóż jedno i drugie. Jak w kinie Quentina Tarantino. Popkultura jest historią opowiadającą nasze życie - a więc mitem, przez który możemy się porozumiewać we wspólnocie znaków. Bawiąc się konwencjami, komponentami rzeczywistości, przenosimy, przemieszczamy mit - kulturowy kod. A ponieważ komunikujemy się za pośrednictwem współcześnie dostępnych nam mediów - nasz mit sprawia często wrażenie zupełnie zdezawuowanej, sprostytuowanej historii. Tyle że mity, jakiekolwiek by były, są po to, by przenieś nas na poziom duchowy - jak mówi o tym w spektaklu drugim obok Barthes'a głosem (Michał Chorosiński) - Joseph Campbell (Adam Szczyszczaj).

Sacrum przechodzi więc na wysokich obcasach do popkultury. Groteskowa kolizja znaczeń. Jesteśmy zbici z tropu. Na krótko, bo jak przekonuje przecież Barthes, sarkazm może być warunkiem prawdy, ale raczej nie bywa - choćby z tego względu, że zwyczajnie nie ma jednej konkretnej prawdy...

Świątek i Jękot są po stronie Barthes'a - wierzą, że gdy ktoś mówi o jednej obowiązującej prawdzie, to tak jakby zabraniał się śmiać. A to nie śmiech demistyfikuje mit - on go tylko rozsadza, podważa, by w końcu to, co święte, uśmiechnęło się do nas w boskim zachwycie!

Dla mitu groźniejsza jest... medialna mistyfikacja. Ta najczęściej nie odwołuje się do żadnego istniejącego mitu, z żadnym mitem nie dyskutuje - ona go sztucznie kreuje. Symuluje świętość. Mami wzniosłością. Fałszuje na poziomie przekazu. Barthes powiedziałby o nim - pusty element znaczący, żałosny quasi-mit manipulujący ludzkimi emocjami.

Gdy zmarł Jan Paweł II, zahipnotyzowanych transmisją pogrzebu ludzi urzekła księga na trumnie, która we właściwym czasie domknęła się mocnym akordem niby pieczęć przymierza. Większość chciała widzieć w tym sprawczą moc Ducha Świętego - nie dopuszczając myśli, że poruszający efekt banalnie został uzyskany za sprawą skrzydeł mechanicznego wiatraka, jakiego używa się do stylizowania fryzur na planach zdjęciowych.

Demitologizując zdarzenie, autorzy spektaklu, posiłkując się myślą Barthes'a i Campbella, obnażyli mityczną podszewkę, której celem jest mistyfikacja, manipulowanie ludzkimi emocjami na poziomie przekazu, czyniąc z pogrzebu "spektakl, który ludzie przygotowują sami dla siebie, pokazującym należącą do nich moc sprawiania, że to, co nieznaczące, znaczy!"

W przełomowych dla społeczeństwa momentach, jakim bywa na przykład śmierć króla (w spektaklu mamy śmierć papieża Jana Pawła II), jest również coś intensywnie, euforycznie wyzwalającego - stwarzającego szansę na porzucenie pozorów, dotarcie do głębokiej istoty mitu, ale jest też niebezpieczeństwo egzystencjalnej pustki, którą człowiek może chcieć zastąpić mitem nowym, powierzchownym, za to atrakcyjnym, jak moda, która ze względu na swą zmienność "zdaje mu się być jakąś formą wolności. Ale jest to wolność pozorna, bo jakie znaczenie ma ilość guzików czy długość rękawów? Na krańcu tej drogi znajdziemy więc podmiot całkowicie rozbity i spostrzeżemy, że poszukiwania tożsamości przy pomocy mody kierują nas w stronę kompletnego rozmycia się tożsamości".

Bogu niech będą dzięki

Za teatr Pawła Świątka i Tomasza Jękota! Demitologizując papieski pogrzeb, w gruncie rzeczy uratowali wydarzenie od totalnego zbanalizowania. Uruchomili refleksje nad nieświadomym medialnym zniewoleniem, nad bezpardonowym wkraczaniem mediów w intymną i zbiorową przestrzeń sakralną, nad ich wszechpotężnym wpływem na nasze życie i umieranie. To teatr wnikliwy i przejmujący. Szczerze zadający pytania o granice wolności i wspólnotowości, śledzący nasze duchowe poszukiwania i upadki.

Wracając z przedstawienia, chciałam rozpaczliwie zaprzeczyć kategorycznej tezie reżysera, że dziś wszyscy "jesteśmy modelami - wieszakami. Na idee, na cudzość, jakkolwiek byśmy ją nazwali, na cudze manipulacje czy pragnienia. Można powiedzieć, że jesteśmy bardziej w innych ludziach niż w sobie" - tylko uporczywie pojawiający się od ośmiu lat w mojej głowie obraz zamykającej księgi na trumnie papieża, jako najsilniejszego wspomnienia tamtej chwili, domagał się przyznania przed sobą, że tak jak inni uległam mediom. Moje uczucia w pewnym sensie zostały przez nie wyprodukowane i jedynie rozpoznanie tej manipulacji dodało mi otuchy. Sarkazm naprawdę może być warunkiem prawdy.



Magdalena Chlasta-Dzięciołowska
www.g-punkt.pl
13 marca 2013
Spektakle
Mitologie