Bez podpórek

Po premierze "Trzech muszkieterów" żartowali, że następnym razem wezmą na warsztat "Quo vadis". I stało się! Teatr Montownia dał premierę w krakowskiej Łaźni Nowej.

Podobnie jak spektakl oparty na powieści Dumasa epopeja Sienkiewicza umocni przymierze krakowsko-warszawskie i od 27 grudnia będzie ją można oglądać na scenie Teatru Powszechnego. Od razu trzeba zaznaczyć, że w tłumaczeniu Montowni "epopeja" to "teatr ubogi z elementami śpiewogry". Co to za "ubóstwo", co to za śpiew i co to za gra, koneserom talentu Rafała Rutkowkiego, Macieja Wierzbickiego, Adama Krawczuka i Marcina Perchucia nie trzeba tłumaczyć. Także tym

razem pokazali skrótową (75 minut!), slap-stickową wersję utworu, który każdy widz czytał (wskazane) lub oglądał (zdecydowanie niewskazane) chociaż raz.

Siła tego spektaklu tkwi w wybornym, rodzajowym aktorstwie Montowni, która nie stosuje podpórek - czarne dresy, podest i kurtynka to w zasadzie jedyne elementy kostiumu i scenografii. Kto pamięta Molierowskie "Szelmostwa Skapena" wystawiane lata temu w Powszechnym, tego czeka miłe deja vu. Ta sama radość z grania, błyskotliwe żarty, cięte riposty. Cudowny sceniczny bezwstyd. Trzeba do tego dodać muzykę na żywo, genialnie ilustrującą każdy krok aktorów (jednoosobowa orkiestra pod dyrekcją Wiktora Stokowskiego).

Wykonawcy mają po kilka wcieleń, ale za-sromana Ligia Kallina (Rutkowskiego), "jego wysokość" Ursus (Perchucia), "zbrojny" Marek Winicjusz (Krawczuka) i "kulawa" Eunice (Wierzbickiego) to komediowy top of the top - reprezentacja rodem z "Hotelu Zacisze". Montownia - niezależny teatr profesjonalny - skończył w tym roku 18 lat. W dorosłość artyści wchodzą bez własnej sceny, ale z wielką świadomością aktorskiego warsztatu: ciała, głosu, gestu. Trawestują klasykę w smaczny sposób i umieją od pierwszych chwil zawrzeć z widownią porozumienie totalne. Montownia to ZESPÓŁ, w którym naprawdę nie ma pierwszoplanowych i drugoplanowych ról. Są tylko dobre role. Brzmi to trochę jak lukrowa laurka, ale nią nie jest -po prostu nie widziałam dotąd, by panowie chybili, a będąc - tak jak Teatr Powszechny - z Pragi, śledzę ich poczynania dość uważnie i jestem bardzo ciekawa kolejnych projektów. A propos, na ukłonach po "Quo vadis" aktorzy złożyli kolejną ryzykowną deklarację repertuarową, ale słowo się rzekło - 200 osób na widowni słyszało, że następny będzie siedmiotomowy "Harry Potter"!



Kamila Łapicka
wSieci
26 listopada 2014
Spektakle
Quo vadis