Bez trzymanki, bez skrupułów i bez tabu

Gdy słyszysz same zachwyty nad jakimś przedsięwzięciem, zaczyna ciekawić cię, czy to aby nie nadmuchany temat. Właśnie takie głosy do mnie dochodziły o wystawianych w Teatrze Polskim w Poznaniu „Extravaganzach" w reżyserii Joanny Drozdy. O „Extravaganzie o religii" natomiast w szczególności. Postanowiłam więc od niej zacząć sprawdzenie, czy rzecz jest faktycznie tak dobra, jak mówią.

Idąc na ten spektakl zastanawiałam się nad kilkoma kwestiami. Po pierwsze, czy ja, Lubuszanka, a od lat wielu mieszkanka stolicy polskiego kabaretu, serio ten cały kabaret lubię. Wiele godzin spędziłam w słynnej „Gębie", doświadczając mniej lub bardziej śmiesznych realizacji tamtejszych artystów i na dodatek przeważnie bawiąc się dobrze.

Ostatnio jednak mi z tym nie po drodze. Po drugie „Extravaganza..." z opowieści to nie ten powszechnie znany typ kabaretu, a raczej coś w stylu „Kabaretu Olgi Lipińskiej" (w reżyserii jej samej). Przy czym od razu przychodzi na myśl, że będzie nachalnie politycznie. Po trzecie: religia – czy istnieje w naszym kraju jeszcze jakiś temat (oprócz polityki) bardziej wyeksploatowany satyrycznie? Chyba nie. Ale w tym całym mętliku najlepiej się po prostu... nie nastawiać. Z takim też (nie)nastawieniem zeszłam w sobotnią wrześniową noc do Piwnicy pod Sceną wprost do świata tuż po „apokalipsie".

„Extravaganza o religii" gości widzów w barowym stylu, sadza przy stolikach naprzeciwko niedużej, drewnianej sceny, w której prawy kąt upycha czteroosobową orkiestrę, czyli Kwartet Bardzo Męski w składzie: Michał Łaszewicz (autor muzyki), Andrzej Iwanowski, Arkadiusz Kowalski i Piotr Trojanowski. Za tło sceniczne robi połyskliwa kotara, której nie mogę przestać kojarzyć z kiczowatym stylem baru z teledysku „It's no good" Depeche Mode. Zza niej wychodzą do nas z pieśnią na ustach aktorzy: Piotr B. Dąbrowski, Jakub Papuga, Michał Sikorski, Aleksandra Samelczak, Katarzyna Tapek (gościnnie), Elżbieta Węgrzyn (gościnnie), James Malcolm (gościnnie) oraz Mateusz Wiśniewski (gościnnie).

I wtedy się zaczyna. Bez trzymanki, bez skrupułów i bez tabu pod religijnym pretekstem wchodzą na każdy aktualny temat, który wart jest omówienia, obśmiania (w świetnym, inteligentnym stylu!), a także refleksji. Tak, tak – refleksji! Bo i takiego akcentu tu nie zabrakło.

Ale czy tylko o słowa (przeważnie w piosenkach, które są głównie aranżacjami znanych i lubianych utworów z odpowiednio dostosowanym do tematyki tekstem, ale także w mistrzowskich monologach) tu chodzi? Ależ nie! Extravaganzcy swoje ekstatyczne show uzupełniają swoim wyglądem - fantastycznymi i komicznymi kostiumami (autorstwa Joli Łobacz, odpowiedzialnej także za scenografię), choćby w postaci ornatów, które kojarzą się z obrusami w stylu retro, czy też w ukazujących się po ich zrzuceniu tiulach i koronkach, i choreografią (autorstwa Bartosza Dopytalskiego). Ba! Nawet bawią się w żywe obrazy! Po drodze także flirtują i pogrywają sobie z publicznością, dodając wszystkiemu charakteru totalnego luzu i spoufalenia.

Podobno żadna „Extravaganza..." nie jest taka sama, jak poprzednia, nawet jeśli jest teoretycznie tym samym tytułem. Jestem więc pewna, że nie tylko wybiorę się na inne jej części, ale także wrócę doświadczyć tej o religii raz jeszcze, bo bawiłam się świetnie! Widowisko to trwa podobno około trzech godzin, ale, szczerze, to nie zorientowałam się, kiedy one minęły – tak wciągające jest to, co się w piwnicznej przestrzeni dzieje. Nieprzesadzone były zatem plotki o jego rewelacyjności. Tym, którzy jeszcze się nie wybrali, a wybrać zamierzają, mogę tylko poradzić, co zabrać ze sobą, aby naprawdę dobrze się bawić: weźcie więc przede wszystkim poczucie humoru, dystans do siebie i świata, a nade wszystko – otwarty umysł.

Wówczas pełnia tego (nomen omen) ekstrawaganckiego doznania będzie wam dana.



Agata Kostrzewska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
7 października 2023
Portrety
Joanna Drozda