Bez twarzy, i co dalej

Myślisz, że masz swoją własną osobowość? Bzdura. Nie masz własnej osobowości. Masz tylko to, co odziedziczyłeś w genach. Jesteś twoją matką, twoim ojcem, ojcem twojego ojca, matką twojej matki. Nie ma ciebie osobnego. Jesteś naśladownictwem i kopią kogoś, kto już był. Oprócz tego warunkują cię okoliczności. Miejsce, w którym żyjesz, przyroda, otaczający cię ludzie, zapachy, smaki, ubiór, historia, religia. Ale musisz przecież kimś być. Osobną osobą. Personą. Zakładasz więc maskę i wiarygodną czynisz twoją rolę społeczną.

Twórcy przedstawienia tanecznego „Faceless" próbują zmierzyć się z pojęciami twarzy, osobowości, maski, uniformizacji. Buntują się, nie zawsze odnosząc sukces, przeciwko narzuconemu nam wszystkim modelowi. Pięcioro młodych tancerzy pod przewodnictwem równie młodego choreografa, Bartka Woszczyńskiego, przez godzinę tańczy na scenie swoje uwikłanie w społeczną jednakowość, dążenie do niej i uciekanie od niej, i odnajdywanie siebie pośród tłumu takich samych postaci.

Tytuł spektaklu oznacza po angielsku „Bez twarzy" i swoim brzmieniem natychmiast przywodzi na myśl najpopularniejsze i najpotężniejsze medium społecznościowe: Facebook. To książka twarzy... ale któż pokazuje tam swoją prawdziwą twarz. Kto jest tak naprawdę sobą, i co to znaczy być sobą. Facebook to sztuczny twór, wszechdostępne targowisko próżności, forum ulepszonych fotek i interesownych deklaracji, okazja do zdobycia informacji, reklama, handel, pieniądz. Właśnie, wszystkim rządzi pieniądz. Musisz mieć dobrze płatną pracę, zagraniczne wyjazdy, całoroczne jedzenie z całego świata, wciąż nowe ubrania, których przecież wcale nie potrzebujesz. Co te wszystkie must have-y wnoszą do twojego życia. Tymczasem ktoś zupełnie taki sam jak ty produkuje dla ciebie siedemnastą koszulkę lub dziewiątą parę spodni za już przez wszystkich obśmianą „przysłowiową miskę ryżu".

W przedstawieniu nie ma wyraźnej fabuły ani klasycznych ról. Każdy z tancerzy przedstawia własną wersję zmagań z systemem – Francesca jest smutna i mechaniczna, Urszula agresywna i opiekuńcza, Abián ciągnie wszystkich na linie, Fabiana potrząsa sześcianem, w którym zamknięci pozostali tancerze skaczą jak bezwolne kukiełki, Michał pozostaje zdystansowany do rzeczywistości. Po premierze artyści mówili mi, że odkrywali w trakcie sześciu tygodni prób, co się urodzi z ich wspólnej pracy, z energii, jaką sobie dają nawzajem. Po mniej więcej trzech tygodniach ustalił się konkretny scenariusz i koncepcja, która dojrzewała w nich jako grupie i w każdym z nich z osobna.

Scenografia spektaklu jest bardzo minimalistyczna – liny, szarobure kombinezony-uniformy nakładane na stroje gimnastyczne, podwieszony pod sufitem lewej strony sceny tajemniczy sześcian-siatka z metalu, której wnętrze jest osłonięte półprzezroczystymi białymi kotarami. Ów sześcian będzie symbolizował cel i pragnienia tańczących, potem miejsce konfrontacji ze sobą i z rzeczywistością, a w końcu więzienie, z którego nie można się wydobyć. Kiedy udaje im się wydobyć z sześcianu, wpadają w pułapkę nienaturalnych uśmiechów i kompulsywnego robienia zdjęć. Z tej rzeczywistości nie ma ucieczki.

Cóż, przesłanie ani nowe, ani odkrywcze. Największym atutem młodych artystów jest sprawność i plastyczność ich ciał, a przede wszystkim ich zaangażowanie emocjonalne i chęć odszukania właściwej drogi.

Jest misja. Jest potencjał.



Agnieszka Kledzik
Dziennik Teatralny Warszawa
26 czerwca 2019