Białostocki Teatr Lalek daje szanse aktorom dotrzeć do dorosłych

Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska kreują na scenie małżeństwo z dwudziestoletnim stażem. Rosyjska dramaturg Nadieżda Ptuszkina w komedii "Krzywa wieża" podąża drogą Gogola.

Od pierwszej sceny tego kameralnego spektaklu uśmiech nie schodzi widzom z twarzy. Widzą przecież niepowtarzalnego komendanta posterunku policji w Królowym Moście z trylogii "U Pana Boga za..." Jacka Bromskiego. Ale też w Andrzeju Beya-Zaborskim widzą znakomitego aktora, który doskonale czuje scenę, publiczność i zwyczajnie wie, co ma robić. A cóż takiego robi? Je kolację, ogląda wiadomości, mecz, prosi żonę o dokładkę, piwo. Nie słucha zupełnie, co ona ma mu do przekazania. Zwykłe życie, rutyna małżeńska, która swoim codziennym komizmem wzbudza salwy śmiechu. Szczególnie, kiedy tej drugiej stronie do śmiechu wcale nie jest. Bo oto ona - matka i żona - postanawia go zostawić. Nad talerzem z kartoflami i kotlecikiem, pomiędzy jedną a drugą bramką, przegranego w efekcie przez Rosjan meczu. Czy obydwoje przez dwadzieścia lat przegrali swoje życie?

To zasadnicze pytanie, które pojawia się pewnie nie tylko podczas kryzysów małżeńskich. Autorka tekstu stawia je dyskretnie, powoli pozwalając swojej parze przypominać sobie zdarzenia z przeszłości. I tak oto dowiadujemy się, że pochodzą z dwóch różnych sfer. On - remontuje mieszkania, ona - marzy o podróżach i jest bibliotekarką. Po ślubie, przyśpieszonym nieplanowaną ciążą, wszystko się zmieni. Ona cierpliwie będzie czekać, aż on ją zauważy, obdarzy miłością, on będzie żył od meczu do meczu, każe jej zmienić pracę na lepszą, by wybudować dla nich na starość daczę, której ona nie chce.

O tych banalnych na pozór sprawach nigdy jednak ze sobą nie rozmawiali. Jak w sentymentalnej piosence Anety Lipnickiej "żyli ze sobą lecz całkiem obok". Gogolowskie pytanie "z kogo się śmiejecie" co i rusz ciśnie się widzom na usta. W miarę jak zagłębiamy się w tragifarsę odchodzenia nieco egzaltowanej żony od przeciętnego faceta, który tylko nie spełnił jej oczekiwań, śmiech momentami zamienia się w głębszą refleksję. Beya-Zaborski i Rogowska grają coraz bardziej serio, kiedy muszą przed widzami opowiadać o utracie złudzeń w związku i to nie tylko z jej strony. "Krzywa wieża" oprócz seansu małżeńskiej psychoterapii stawia też pytanie o sens miłości. Czy to wyidealizowane uczucie, kiedy każde spojrzenie tego jedynego ma po wsze czasy wywoływać rumieniec na jej licach, czy to kwestia odpowiedzialności, lojalności. Okazuje się bowiem, że małżeństwo to zostało zawarte, bo tak każe postąpić mężczyźnie honor, kiedy przydarzy mu się seksualna wpadka. Że to nie żona była jego największą miłością, ale też nie poddał się romantycznym uniesieniom i trwał w małżeństwie dla dobra jej i ich dziecka.

Początkowo przedstawiony jako łajzowaty i skapcaniały mąż, w miarę jak małżonkowie odkrywają przed sobą nigdy nie odsłonięte karty, zamienia się a to we wściekłego pana domu, a to w zranionego faceta, który mimo pokus losu, nigdy nie myślał nawet o pozostawieniu żony. Andrzej Beya-Zaborski każde z tych wcieleń przedstawia zupełnie naturalnie, absolutnie wiarygodnie. Za salwami śmiechu można nie zauważyć, jak perfekcyjne są detale, drobne gesty, a i dyskretna opieka artystyczna Wojciecha Szelachowskiego sprzyja dbałości o tak istotny w tekście rekwizyt, jakim są zwyczajne domowe kapcie czy butelka spirytusu.

Metamorfozę na scenie przechodzi też Maria Jolanta Rogowska. Od zdesperowanej żony, która już nie chce mieć do czynienia z gburowatym facetem zapatrzonym w telewizor, po zranioną nieszczęśliwym życiem kobietę i wreszcie poznającą inne oblicze własnego męża, żonę. Czy w finale będzie się czuła, jak metaforyczna para starych kapci, które wstyd pokazać obcym, ale się ich nie wyrzuca, czy jednak założy szpilki i zobaczy krzywą wieżę we Włoszech?

Nadieżda Ptuszkina losy małżeństw do takiej właśnie chwiejącej się, ale trwałej konstrukcji przyrównuje. Sama w życiu przeszła wiele, a jej słowiańska wrażliwość idealnie trafia i w polską mentalność. Świetny tekst, doskonale przekazany przez znakomitych aktorów BTL.

***

Nadieżda Ptuszkina

współczesny rosyjski dramaturg, reżyser teatralny i filmowy, scenarzystka. Jest autorką ponad 60 sztuk, kilkunastu zrealizowanych scenariuszy filmowych i kilku - wyreżyserowanych przez siebie - pełnometrażowych filmów.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
23 maja 2015
Spektakle
Krzywa wieża