Bodaj cię matka zrodziła!

W sensie formalnym "Utwór o matce i ojczyźnie" Jana Klaty, tak jak Utwór-Potwór Bożeny Keff, jest hybrydą. Konwencję, którą przyjmuje reżyser, najlepiej byłoby określić jako współczesną operę "urban trash"

Jesteśmy w Lascaux, na bagnach Mississippi, w jaskiniach Indian Navaho w Arizonie, w etiopskiej jaskini-kościele. Przestrzeń tej jaskini wypełniają szafy-archiwa. Szafy historii – zbiór doświadczeń minionego, pradawnego, archetypowego. Całe pokryte są śladami rąk, magiczno-rytualnymi rysunkami jeleni i bizonów. Stanowią zagrożenie, i to nie tylko dlatego, że – jak wiemy – w szafach tkwią zamknięte demony, a otwarcie drzwi to otwarcie archiwów, wyswobodzenie ukrytego, które ponownie ukaże swoją moc i grozę. W tej pierwotnej, ale jednoczesnej apokaliptycznej przestrzeni rozgrywa się upadek historii, która nieuchronnie zmierza do swojego końca, desperacko krzycząc, że skończyć się nie chce.

Realizując Utwór-Potwór Bożeny Keff, słowne oratorium, które poprzez relację matki-ojczyzny i córki bada skomplikowane związki dwóch kobiet, a zarazem dwa kulturowe koncepty zdefiniowane jako kobiece, Jan Klata nie staje się feministą. Historia emancypacji już w tekście Keff jest kodem. Reżysera interesuje przede wszystkim koncepcja historii i koncepcja ojczyzny – opowiedziana z pozycji społeczeństwa, które jest płciowo neutralne albo raczej transpłciowe. Na scenie odbywa się nieustająca, ironiczna afirmacja historycznego dyskursu, która doprowadza do jego całkowitej trywializacji. Korpus znaczeń, zawarty w tym dyskursie, składa się ze wszystkich lokalnych emancypacji, tradycjonalizmów, historiozofii i krwawych, zbiorowych mitomanii.

Krótka konceptualizacja tego, co Jan Klata na bazie tekstu Bożeny Keff wysuwa na pierwszy plan, wyglądałaby tak:

Tożsamość pierwszej postaci: Matka. Jej tożsamość interkulturowa: Demeter, Wielka Macierz,  Wenus z Willendorfu; jej czas to historyczność. Jej moc, a co za tym idzie i polityczna siła, opiera się na horyzontalności i gerontokracji, a strategia implementacji mocy wynika z pozycji absolutnej ofiary. Jej tożsamość intertekstualna zbliża się do jakiejś zmodyfikowanej wersji Matki Courage (Matki Odwagi) – historycznej traumy. Jej gatunek to epos. Jest ona źródłem narracji, ale narracji tylko i wyłącznie w wariancie makro.

Tożsamość drugiej postaci: Córka. Jej tożsamość interkulturowa: Kora, Persefona, albo – czemu by nie? – Pocahontas; jej czas to posthistoryczność i postutopia. Siłę działania, a zatem i siłę polityczną, opiera na wyborze. Wybiera walkę z tym, co nieuniknione. Jej strategia to emancypacja i świadomość. W tym przypadku chodzi o brak wielkiej narracji, czyli o narrację zredukowaną do skali mikro.

Strukturę konfliktu dramatycznego pomiędzy bohaterkami można przedstawić za pomocą kilku kolejnych opozycji. Zbędność historii w momencie końca historii. Wielokierunkowość zamiast linearności. Pamięć w opozycji do analizy pamięci. Ideologiczna progresywność i pasywność pozaideologiczna. Metafizyka mitu i brak jakiejkolwiek metafizyki. Struktura społecznego rytuału jest tylko archaicznym plemiennym obrzędem, miejscem ustawicznej degradacji jednostki.

W  procesie wychowania odbywa się transfer wartości, wynikających z pochodzenia, środowiska i historii. Transfer ten jest psychologicznym procesem, który odbywa się w ramach relacji, definiowanej przez ustalone społeczne wzorce jako relacja miłości bezwarunkowej. U Klaty matka i córka są na scenie powiązane ogromnym warkoczem-pępowiną.

Jednocześnie rola matki jest rolą dręczyciela. Katowanie córki, do czego matka daje sobie prawo jako ofiara Holokaustu, nie jest celem samym w sobie, raczej sposobem uzyskania władzy. W ten sposób relacja matki i córki przejmuje typowy, męski wzorzec. Podczas gdy Matka-postać uprawia terror anachronicznych wartości, matka-ojczyzna specjalizuje się terrorze, który można nazwać ideowo-politycznym.

W sensie formalnym spektakl Jana Klaty, tak jak Utwór-Potwór Keff jest hybrydą. Klata szuka nowych środków wyrazu, ale tylko o tyle, o ile wymaga tego utwór Keff, sam będący potężnym eksperymentem. Niezbędnym, jak się zdaje,  przy opowiadaniu takiej właśnie historii. Zresztą na scenie jest ona pokazana ironicznie i świadomie doprowadzona do kiczu. Konwencję, którą przyjmuje reżyser, najlepiej byłoby określić jako współczesną operę „urban trash” (w najlepszym znaczeniu tego słowa), umieszczoną na śmietniku posthistorii. Tekstowi Keff daje Klata wymiar performatywny, nadaje mu kształt quasi-rytualnej, ironicznej próby odnalezienia archetypowego wzoru.

Rytm tekstu na scenie przybiera postać powracającego bezustannie dialogu matki i córki (tymi dwoma rolami wymienia się pięć aktorek i jeden aktor), podejmowanego za każdym razem w innej szafie. Ten niekończący się dialog – otwieranie, jeden po drugim, kolejnych archiwów podświadomości – jest wariacją na ten sam temat, niekończącym się remiksem relacji matka-córka i historii miejsca. Pomiędzy scenami mówionymi rozpętuje się grupowy, rytualny taniec. Obserwujemy postacie ubrane w kostiumy dziwacznego, irracjonalnego plemienia połączonego więzami płci, więzami krwi i wspólnotą ojczyzny. Ale także wspólnym cierpieniem, jakie z tej więzi wynika. Czegokolwiek nie powiedziałyby sobie matka i córka – zawsze w końcu dołączają do zbiorowego, transowego tańca. Od wielopłaszczyznowej wspólnoty nie ma więc w przedstawieniu Klaty ucieczki. Każda próba buntu jest nieskuteczna, skazana na niepowodzenie. Córka, choćby nie wiem jak indywidualny i niepokorny był jej pogląd na świat, zawsze pozostanie tylko córką właśnie tej matki, tej oto ojczyzny.

Kapitalną rolę w przedstawieniu spełnia muzyka. „Utwór o matce i ojczyźnie“ zaadaptowany jest na szóstkę DJ-ów (Kinga Preis, Anna Ilczuk, Halina Rasiakówna, Paulina Chapko, Dominika Figurska i Wojciech Ziemiański), którzy używając „sampli” z tekstu Bożeny Keff tworzą nową, zbiorową kompozycję, dodają do niej osobiste interpretacyjne niuanse. Rytualnym tańcom towarzyszą chóralne śpiewy (m.in. w stylu gospel), a dialogom w sukurs idą solowe występy, niekiedy całkiem rock\'n\'rollowe. W końcu, kiedy kolejne elementy didżejskiego setu złożą się w jedną całość, w jeden muzyczno-sceniczny kawałek z Utworem-Potworem w tle, można powiedzieć: nieźle! I oczywiście: ostro!

Nie wiem, czy Vedrana Rudan (rozpoznawalna w Polsce jako autorka powieści „Ucho, gardło, nóż”) zna Bożenę Keff i Jana Klatę, ani czy oni ją znają. Wiem, że swoją najnowszą książkę, w której opisuje skomplikowane relacje matki i córki, niekończące się szantaże emocjonalne i walki o emancypację Rudan zatytułowała „Bodaj cię matka zrodziła!”. Trzeba by do tej klątwy dodać jeszcze: Bodaj byś miał ojczyznę!

Przekład z serbskiego: Joanna Wichowska, Goran Injac.



Goran Injac
Dwutygodnik
24 stycznia 2011