Bóg, Honor, Ojczyzna i wskrzesiciele ładu
"Nie-Boska komedia" Zygmunta Krasińskiego posiada rzadki dar prowokowania nieporozumień. Tuż po ukazaniu się drukiem stała się powodem zarówno zachwytów, jak i oskarżeń - jednakowo namiętnych. Zapewne spektakl w teatrze Wybrzeże w reżyserii Adama Nalepy wywoła równie gorące emocje - zachwytu lub oburzeniaNalepa używa środków teatralnych wielorakich (od poetyckich po ostre, nie wywołując jednak wrażenia chaosu). Spektakl ten zrywa z tradycją grania utworu jako nieco abstrakcyjnego dyskursu o dwóch różnych, lecz jednakowo przegrywających ideologiach, ilustrowanego "żywymi obrazami". Tym razem oglądamy wielkie widowisko.
Witają nas słowa z "Boskiej komedii" Dantego: "Ty, który tu wchodzisz, żegnaj się z nadzieją".
Porzucamy więc nadzieję i kierujemy się na scenę. Tu, pośród teatralnej maszynerii, odbędzie się spektakl. Zapada kurtyna, zostajemy uwięzieni w świecie "Nie-Boskiej". Najpierw jest trochę dziwnie, jak w niemym kinie. Hrabia Henryk (Marek Tynda) bez słów zaleca się do ukochanej Marii (Justyna Bartoszewicz). Na ekranach pojawiają się napisy, opowiadające akcję. On ją uwodzi, a napisy zapewniają "Przekleństwo na moją głowę, jeśli ją kiedyś kochać przestanę". Radośnie tańczą na białym tiulu już jako mąż i żona, gdy nieoczekiwanie z góry spływa seksowny duch ubranej na czarno Dziewicy - Muzy (interesująca rola Magdaleny Boć). Szatańska zjawa poezji kusi, więc mąż oznajmia "O luba, rzucam dom i idę za tobą". Nie będę jednak opowiadać doskonale znanej akcji, choć... uległa ona w przedstawieniu daleko idącym zmianom.
Adam Nalepa i dramaturg Jakub Roszkowski oprócz "Nie-Boskiej komedii" wykorzystali bowiem w spektaklu fragmenty "Niedokończonego poematu" i "Podziemi weneckich" Krasińskiego, wyrzucili pewne sceny, poprzestawiali tekst i zmienili zakończenie. Czeka nas więc sporo zaskoczeń.
Sceniczność tragedii Krasińskiego polega na swoistym niedopowiedzeniu, na pozostawieniu wielu luk na teatr pomiędzy gestami wielkich kreacji (których mi tu zabrakło).
Krasiński chwalił się, że "Nie-Boska komedia" napisana jest tak, iż niemożliwe jest wystawienie jej w teatrze, bowiem jego wyobraźnia przekracza możliwości ówczesnej sceny. Cóż, nie znał Adama Nalepy oraz scenografa Macieja Chojnackiego i ich rozbuchanej wyobraźni.
Niesłychana teatralność "Nie-Boskiej" to jednocześnie wiele pułapek, czyhających na inscenizatora. Nalepa uniknął większości z nich. Maluje nam sztukę obrazami i idealnie dopowiadającą akcję wspaniałą muzyką Marcina Mirowskiego. Zamiast dzikich scen orgii w obozie buntowników pojawiają się tancerze z formacji Dziki Styl Company. Zamiast wielu epizodycznych postaci mamy chór Polaków. Czasem pojawia się on za plecami widzów, czasami wędruje wśród nich.
Może jednak w tym wszystkim trochę za wiele tych tropów, symboli, nie zawsze czytelnych dla oglądającego? Ich nadmiar sprawia, że ucieka, gubi się słowo - myśl.
Jedną z najlepszych scen gdańskiego spektaklu jest spotkanie przy fortepianie hrabiego Henryka, obrońcy starego porządku, wiary w Boga, Honor i Ojczyznę, oraz Pankracego - wskrzesiciela nowego ładu. To spotkanie dwóch charyzmatycznych przywódców, dwóch zafascynowanych sobą arystokratów ducha. Scena pełna znaczeń - napięcia. Pankracy gra "Etiudę rewolucyjną", a przepowiadając Henrykowi śmierć jego syna, kilka taktów "Marsza żałobnego" Chopina. Wiedzą, że ostateczne spotkanie czeka ich na Okopach Świętej Trójcy. Piękną, pozostającą w pamięci rolę stworzył Michał Kowalski jako Pankracy. Szkoda, że takich scen jak ta nie ma w spektaklu więcej.
Finał tego przedstawienia zabrzmiał jak groźne, szydercze memento. Leonard (Cezary Rybiński), przyjaciel Pankracego głosi: "Cieszmy się, bracia moi. Krzyż, wróg nasz, podcięty. Zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. Dopełnia się praca wieków, praca nasza bolesna; zawzięta. Wolność ludzi prawo nasze - dobro ludu cel nasz. Chwil kilka jeszcze, a świat nasz, o bracia moi - na ich głupstwie i dumie osadzim naszą potęgę - tych kilku jeszcze zepchnąć w dół, trupy ich przysypać rozwalinami Krzyża."
"Nie-Boska komedia" - rachunek sumienia, jaki wystawił Zygmunt Krasiński, dwudziestoparoletni poeta, ginącemu światu i nadchodzącej rewolucji, nie stracił swej groźnej wymowy. Spektakl Adama Nalepy budzi zainteresowanie, głośno już o nim w mieście. Na premierze pojawił się nawet Adam "Nergal" Darski. Ciekawe, czy pesymistyczna wizja świata bez wartości, osadzonego na głupstwie i dumie, wywoła ostre dyskusje i spory, a może skłoni do refleksji?
Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
16 listopada 2011