Bóg jest miłością

Spektakl w reżyserii Jędrzeja Piaskowskiego powstały we współpracy z dramaturgiem Hubertem Sulimą to wciągająca kontemplacja nad losem ludzi Kościoła. Mimo że doświadczenie artystyczne przypomina błogie skupienie podczas liturgii mszy świętej, nie jest to pieśń pochwalna nad nauką Kościoła. Raczej oda ku tolerancji. Tytuł chwytliwie nawiązuje do popularnego serialu z lat 80-tych - romansu między wewnętrznie skonfliktowanym księdzem a prostą farmerką, ale w sztuce na próżno szukać typowej historii miłosnej. Znajdziemy za to ubogacającą refleksję nad niezaspokojoną potrzebą miłości osób duchownych.

W teatrze czuć zapach kadzidła, który wmaszerowującą na salę widownię to zachwyca to irytuje. Rozbrzmiewa melodia sakralna (muzyka Jacka Sotomskiego) i na scenę wchodzą osoby w strojnych szatach liturgicznych (zasługa kostiumografa Rafała Domagały). Wśród nich jest arcybiskup Jurek (przezabawny Jerzy Pożarowski) w iście balowej sutannie na wózku inwalidzkim w stylu disco. Obok jego wierny sekretarz - ksiądz Dominik (poważny Adam Graczyk), wrażliwy ksiądz Albert (Michał Surówka), kleryk Józef (Karol Franek Nowiński) oraz zakonnice – serdeczna Eufemia (Emilia Piech), zbuntowana siostra Angelika (Małgorzta Trofimiuk), przerażająca i ostra jak brzytwa Anuncjata (genialna Michalina Rodak) oraz pokorna Perpetua (Małgorzata Witkowska).

Bohaterowie otrzymują wiadomość prosto z Watykanu. Ujawniona zostaje IV Tajemnica Fatimska z 1917 roku. „Całe stworzenie w tym także zło, grzech i diabeł pochodzi od Boga. Jest więc sobie równe, jest jednym i tym samym. Bowiem Bóg jest miłością..." Wszystkie dogmaty, hierarchie, celibat i sakramenty zostają unieważnione. Słudzy boży są zmieszani. Jedni są pełni nadziei na nadchodzące zmiany. Inni wstrząśnięci argumentują, że przecież stabilność, bezpieczeństwo i autorytet Kościoła zapewniała niewzruszona tradycja.

Przedstawiane są scenki ukazujące codzienne życie duchownych. Sceny, gdy między arcybiskupem a sekretarzem kwitnie uczucie. Obrazy nie są dosadne, tylko pokazują jaką czułością i troską się darzą. Ksiądz Albert przytacza historię, gdy poznał występek jednego z kolegów z seminarium, który to przyznał się do aktów gwałtu na dziecku. Wyraża żal, że słudzy boży w podobnych okolicznościach są pozostawiani bez psychologicznego wsparcia. Tymczasem zagubiony, młody kleryk pyta arcybiskupa i siostry klasztorne „Czym jest miłość?" Jednak znikąd nie słyszy odpowiedzi...

Nagle następuje zwrot akcji. Siostra Perpetua ściąga perukę i habit, a oczom widzów ukazuje się zgrabna sylwetka w błyszczącym kombinezonie. Kobieta puszcza oko do widowni wyjawiając, że tak naprawdę jest supermodelką Anją Rubik i po zrobieniu magistra z psychologii przeprowadza warsztaty psychoterapeutyczne wśród osób duchownych, a to co do tej pory widzieliśmy to tak naprawdę część tychże zajęć.

W ramach pomocy psychologicznej duchowni zapraszani są do snucia marzeń i fantazji. Opowiadają a właściwie inscenizują swoje pragnienia. Siostra Emilia aka Eufemia marzy o odejściu z zakonu. Kleryk wyobraża sobie, jak by to było powiedzieć matce, że zakochał się w innym mężczyźnie. Siostra Michalina (wcześniej Anuncjata) fantazjuje o zostaniu proboszczem i życiu na plebanii z kobietą. Jeden z księży pragnie wyznać miłość dawnemu przyjacielowi. Natomiast arcybiskup Jerzy chciałby żyć w oficjalnym związku z ukochanym.

O czym zatem jest spektakl? O niemożności wyrażania siebie. O tłamszeniu własnych potrzeb: bliskości, czułości i pożądania. O ludziach niezintegrowanych z własną seksualnością. Problem tabu nakładanego na seksualność dotyka nie tylko duchownych. Gdzie język dotyczący miłości cielesnej się infantylizuje, a samo wyrażanie potrzeb wiąże się ze wstydem i zakazami, nie może być mowy o prawdziwej wolności i miłości. Kultura katolicka wywiera wpływ na całe społeczeństwo. Nie tylko słudzy boży, ale też wierni, a także Ci buntujący się przeciwko Kościołowi dorastali i przez lata nasiąkali, tym co wypada, a co nie wypada, co budzi poklask , a co kontrowersje. Przedstawienie ma siłę poszerzania świadomości w tej sferze i wzbudzania empatii wobec ludzi żyjących w celibacie. Bowiem bohaterowie nie tylko z erotyką mają kłopot, problemem jest też wyrażanie potrzeb dotyczących bliskości emocjonalnej. W sztuce widać, jak duchowni nie tylko nie potrafią się dotykać (ćwiczenia pocałunków), ale też z zażenowaniem i nieśmiałością okazują sobie uczucia.

Aktorzy bydgoskiego teamu prezentują popis płynnych przejść od płaczu przez wzburzenie po autoironię przez cały 2-godzinny maraton. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Michalina Rodak, która jako siostra Anuncjata wywołuje autentyczną grozę, podczas gdy jako zakonnica Michasia swoim realistycznym płaczem budzi współczucie.

Scenografia Anny Marii Karczmarskiej i Mikołaja Małka jest skromna, ale wymowna. Na scenie widzimy przeszyty strzałami korpus świętego Sebastiana, męczennika i patrona Rzymu. Współcześnie symbol osób homoseksualnych. Obok rozczłonkowane ciało ukrzyżowanego Chrystusa kojarzące się z dezintegracją Kościoła. Kulturalną ucztę wzbogaca genialna reżyseria światła Huberta Sulimy. Puszczanie na aktorów wąskich snopów światła zamiennie z podświetlaniem sceny karmazynową łuną budują intymny, duszny klimat niczym podczas wyznawania grzechów w konfesjonale.

Sztuka „Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele" oprócz tego że jest czuła i ujmująca w odbiorze, to ma też dobitny przekaz. Jaki jest cel spektaklu? By głośno wybrzmiała samotność i ukryte tęsknoty osób duchownych. By osoby świeckie mogły zobaczyć wśród księży i zakonników istoty ludzkie z krwi i kości. Ludzi z takimi samymi pragnieniami. Czy takie przedstawienie ma moc, by zreformować Kościół? Oczywiście nie. Ale samo uświadomienie sobie potrzeby zmiany jest już krokiem naprzód.

Podobno miało być kontrowersyjnie. Moim zdaniem jest ideowo i tkliwie z nutą wysmakowanego dowcipu.



Joanna Zwolińska
Dziennik Teatralny Kujawy
15 kwietnia 2024