Bóg tańca w niemocy

„Niżyński" dzięki genialnej adaptacji oraz szalenie trudnej roli Kamila Maćkowiaka nie pozostawia nikogo obojętnym. Monodram jest próbą przedstawienia stanu szaleństwa wybitnego tancerza i choreografa okrzykniętego mianem Boga tańca. Nadwrażliwość pozwoliła mu tworzyć piękne i oryginalne kompozycje, wcielać w każdy najmniejszy ruch emocje i uczucia. Ostatecznie sława oraz dążenie za wszelką cenę do doskonałości prowadzą go w otchłań rozpaczy. W Teatrze Polskim mamy możliwość zanurzyć się w niej i odważnie przejść przez historię Niżyńskiego opisaną w prywatnych dziennikach.

Spektakl rozpoczyna się niespodziewanie, aktor prawie niezauważalnie wchodzi na scenę, gdy na widowni słychać jeszcze szepty i śmiechy. Początek rozgrywa się nagle jak choroba, dopadająca człowieka w najbardziej nieoczekiwanym momencie życia, zakrada się i rozwija w naszym organizmie nieproszona. Znajdujemy się w metafizycznym zawieszeniu, Niżyński (Kamil Maćkowiak), już nie w pełni świadomy, wpół umarły dla świata przemawia do widowni. Idealnie dobrana sentencja - zapowiedź na rozpoczęcie spektaklu stanowi drwinę z publiczności, która zapewne przyszła miło spędzić wieczór, pragnie śmiać się i bawić w teatrze. Otóż nie, mówi tancerz, dziś nie mam ochoty nikogo rozweselić, niczego udawać, dziś jestem wprawdzie chory, ale wreszcie wolny od wymagań publiczności, pozwolę sobie na smutny, pożegnalny taniec. Już nigdy od tej pory nie występował, pożegnał się ze sceną poprzez zapisy w dziennikach.

Początkowo bohater prowadzi dialog z widownią, stanowiącą jedną z jego wizji, gdy zanika powracamy do samotni Niżyńskiego, gdzie toczy się wewnętrzna walka między prawdziwym ja, a kolejną fazą psychozy. Publiczność obserwuje wnikliwie jego zachowanie niczym komisja lekarska, mająca postawić ostateczną diagnozę, całkiem odmieniony, lecz wciąż on, Niżyński, sponiewierany, odrzucony i pozbawiony przyszłości w wieku zaledwie 29 lat – Bóg tańca w niemocy. Podobno każdy, kto raz ujrzał oblicze Boga musi odejść ze świata. Być może Niżyński znalazł się tak wysoko, że ze szczytu pozostało mu jedynie zejść, dotknął boskości poprzez taniec, a ceną było pozbawienie się szczęścia zwyczajnego ziemskiego życia.

Kameralna scena spektaklu przygotowana została tak, aby nic nie zakłócało monologu. Opuszczono jedynie poręcz baletową, a po bokach ustawiono tablice, na których umieszczono fragmenty z dziennika. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy miejsce to przypomina bardziej pokój, w którym zamknięto chorego, czy jego złudzenie o sali baletowej. Dzięki ciekawym efektom wizualnym spektakl wpisuje się w styl psychodeliczny. Fenomenalnym pomysłem okazała się siatka ograniczająca widoczność, pojawiająca się i znikająca w zależności od aranżacji światła. Symbolizuje ona specyfikę objawów schizofrenii, która z jednej strony daje więzienie, z innej upust emocjom, rozumiany, jako uwolnienie skrywanych głęboko przez introwertyków przeżyć.

W przedstawieniu następuje po sobie wiele scen o różnej specyfice. Większość zawiera przerażające stany psychozy, które Niżyński określa bólem duszy, widać głęboką wewnętrzną walkę i przenikające go na wskroś cierpienie; ostatkiem sił próbuje wrócić do normalności, ale nie potrafi kontrolować już swojego ciała i umysłu. Niektóre sceny zdają się nie mniej tragiczne, ale nieco łagodniejsze, tancerz opowiada wówczas o swoich przeżyciach z czasów dojrzewania i początków kariery. Milczenie, które trwało latami, rozgoryczenie chowane głęboko pod maską uśmiechniętego, pełnego pasji człowieka, zostaje przerwane przez schizofrenię, tu znajdują ujście emocje, które dotąd kumulowały się w psychice Niżyńskiego. Postać wzbudza w nas żal i współczucie, przykro patrzeć jak próbuje mierzyć się z przeszłością i nieudolnie wrócić do ćwiczeń. Agonia tancerza została przedstawiona przez Kamila Maćkowiaka tak realnie, iż nawet na moment nie odrywa nas od akcji świadomość o odgrywanej przez niego roli. Precyzyjnie uwzględniono nieprzewidywalne zachowania charakterystyczne dla stanów psychozy, w scenach nie zabrakło typowych obsesji związanych z tematami religijnymi, kulturowymi, moralnymi oraz seksualnością.

Niżyński niczym mantrę powtarza, że „Ciało powinno być czyste", mania wywołana wyrzutami sumienia towarzyszyła mu zapewne od dawna, ale teraz nasiliła się w wyniku uaktywnienia choroby. Nie można tu mówić o biografii, jednak pewne sceny z życia, przedstawione zostały subiektywnie z punktu widzenia targanego wizjami chorego umysłowo człowieka. Dowiadujemy się o jego romansie z księciem Lwowem, następnie mistrzem Diagilewem, a także o tęsknocie za matką, siostrą i nieustającej samotności mimo otaczających go tłumów. Wspomniane zostały również przygody z prostytutkami oraz zarażenie się od jednej z nich chorobą weneryczną. Bardzo prawdopodobne, że przyczyniło się to do rozwoju u Niżyńskiego psychozy, ponieważ w niektórych przypadkach u chorych zaatakowany zostaje również układ nerwowy. Bohater podkreśla jak wiele poświęceń wymagało od niego osiągnięcie doskonałego warsztatu i przejście od przeciętnego tancerzyka do prekursora tańca współczesnego. Czuje się wykorzystany przez nauczyciela Diagilewa, zarzuca mu pięć lat odebranej wolności i radości życia.

W spektaklu sporadycznie pojawiają się zabawne sceny odrywające nas od przygnębiającej opowieści autora, Wacław Niżyński cofa się do czasów świetności, tańcząc wesoły taniec lub rozśmiesza nas absurdalnymi przemyśleniami. Próby ćwiczenia ciała kończą się fiaskiem, ociężały, zmęczony walką Niżyński wielokrotnie upada i z hukiem uderza o ziemię. W ruchu scenicznym również nie brakuje potwierdzenia krytycznego stanu zdrowia tancerza.

Spektakl przeznaczony jest dla ludzi o mocnych nerwach, którzy nie boją się zgłębiać tajemnic ludzkiego umysłu, zaś w teatrze cenią sobie podejmowanie trudnej i poważnej tematyki. Nic nie zatrzyma także miłośników tańca, dla których Niżyński od początku XX wieku stanowi niedościgniony wzór, być może to właśnie dla nich powstać miały dzienniki, jako przestroga życia, które na zawsze zależne pozostanie od wybranej pasji.



Julia Zdzieszyńska
Dziennik Teatralny Warszawa
10 maja 2014
Spektakle
Niżyński