Bohema świetlików

Punkt wyjścia wzbudza ciekawość. Spektakle na podstawie kolaży tekstów jednego lub kilku autorów są ostatnio normą w polskim teatrze, co często przynosi opłakany skutek. W quasi-musicalu Piotra Bikonta udaje się na szczęście uciec od jednorodności, bo reżyser wraz z aktorami świetnie czuje twórczość Świetlickiego. Sam autor powieści ,,Dwanaście" to przede wszystkim bardzo dobry poeta, przeciętny wokalista, który komfortowo czuje się w swojej roli artysty dla grzecznych dziewczynek w okularach i wełnianych sweterkach.

Wszystko zdaje się tu kręcić dookoła alkoholu, ale nie należy się spodziewać obrazu delirium. Aleksander Janicki wpadł na oryginalny pomysł z ustawieniem dużych ścian ze skrzynek po piwie. Za nimi kryje się barek, odsłonięty po krótkim prologu, w którym Bohater (Sławomir Pacek) melorecytuje ,,Olifanta". Akcja spektaklu dzieje się w Krakowie, tylko ta bohema jakaś mało młodopolska. To nie żadna ,,Jama Michalika". Pogrążonemu w melancholii Bohaterowi towarzyszy kilka postaci. Mango (Jacek Beler) jest typem cholerycznego artysty, który uwielbia skupiać na sobie uwagę. Zgrywa lowelasa i cwaniaka. Nie potrafi się dogadać z Grzesiem (Piotr Ligienza), przyjezdnym z Warszawy dziennikarzem. Reporter z kolei szybko odnajduje się w klimacie krakowskiej klitki. Wiesio to ,,aspirujący" gej, który zapewne naczytał się za dużo Vivy. Grzegorzowi Falkowskiemu udaje się przy tym uniknąć popadnięcia w groteskową manierę. Zaś barmanka (Maria Czykwin), którą wszyscy nazywają ,,maleńką", korzysta z zainteresowania kilku z obecnych dookoła niej mężczyzn. Flirtuje z Mangiem, ale wyraźnie jest zafascynowana Bohaterem. 

Ujmując przedstawienie w Powszechnym od strony fabularnej - to banał. Stylizowana na melancholiczną opowieść bajeczka dla niewymagających. Ale istotą tego widowiska jest umuzycznienie utworów Świetlickiego. Śpiewa się tu słynne utwory - ,,Nieprzysiadalność", ,,Brejkam wszystkie rule", ,,Odciski", ,,Las putas melancolicas", ,,Freeedom". W tych aktorskich interpretacjach najlepiej wypada Sławomir Pacek. Jego nieco ,,zdarty" głos lepiej oddaje melodię tekstów poety, niż robił to sam Świetlicki. Bardzo dobrze wypada Grzegorz Falkowski. Znakomicie brzmią duety Ligienza-Czykwin i Czykwin-Beler. Co oprócz tego? Pozbawione przesadnej ekspresji i napuszoności recytowanie tekstów - ,,Papier nożyce kamień", ,,Anioł Trup", ,,Opluty 74\'", ,,Mc\'Donald\'s", ,,Nicowanie", ,,Czołgaj się" czy ,,Wyłączmnie". Zabawna jest scena rozbrajania ,,bomby". Wielki świat dziennikarskich newsów nie przystaje do kameralnego Krakowa. Przedstawienie kończy się wspólnym wykonaniem przez całą piątkę aktorów ,,Filandii": ,,Nigdy Bóg nie będzie tak blisko / czuły i dobry jak teraz". Czyli hipisowskie ,,jest dobrze" w wersji dla ubogich. 

Spektakl Bikonta jest ujmująco naiwny. Bo też sami twórcy nie mają wielkich aspiracji. Zgrabne aktorstwo pozwala na zabawę ze Świetlickim, która się najzwyczajniej w świecie podoba. Można by ,,Czynnego do odwołania" nazwać wieczorkiem poetycko-muzycznym, gdyby nie jego uteatralizowanie. Sceny przechodzą płynnie i dynamicznie jedna do drugiej. Zweitakt odpowiada za udaną rockowo-klubową oprawę muzyczną. Ot, sceniczna ciekawostka.



Szymon Spichalski
Teatr dla Was
7 maja 2012