Bój się Boga?

"Zwiastowanie" w reż. Lembita Petersona w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Agnieszka Antoniewska w Art&Business.Jeden z najważniejszych francuskich tekstów dramatycznych XX wieku w opracowaniu estońskiego reżysera Lembita Petersona budzi przede wszystkim jedno pytanie: komu potrzebne jest dziś takie przedstawienie?

Napisany 100 lat temu tekst francuskiego poety i dramaturga Paula Claudela, będący apoteozą chrześcijaństwa, dla współczesnego, a zwłaszcza polskiego widza, który ze swej natury jest sceptyczny wobec wszelkich aktów artystycznych, może być trudny do zaakceptowania w takiej postaci, jaką zaprezentował na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w Warszawie estoński reżyser, Lembit Peterson. W bezkompromisowy sposób (tekst w całości bez skreśleń) stworzył wizję świata, emocji i przeżyć religijnych nieznanych dotąd w takim natężeniu w polskim teatrze. Czy jesteśmy na to przygotowani?

W laicyzującym się świecie trzeba mieć sporo odwagi, by wręcz publicznie przyznać się do tego typu wrażliwości, do odkrycia w sobie i przed sobą przestrzeni sacrum. Być może kogoś mogą razić, a nawet śmieszyć, użyte środki inscenizacyjne - choćby muzyka (Marius Peterson) czy scenografia (Pille Jänes), jakby z innej tradycji i epoki teatralnej. Trzeba jednak dobrze i uważnie wsłuchać się w tekst i śledzić z należytą uwagą fabułę tego przedstawienia. Myślę, że trzeba przyjąć - z całym dobrodziejstwem inwentarza - tę konwencję. To jest teatr osobny, trudny do porównywania go z czymkolwiek. To wyjątkowy gatunek teatru i albo przyjmiemy go takim, jakim jest, albo nie będziemy w nim uczestniczyć. Bo w takim razie, po co?

Lembit Peterson znalazł w aktorach ten potencjał i wrażliwość, która pozwoliła mu w pełni zrealizować zamierzony artystyczny cel. Główne postaci dramatu - Wiolena (Lidia Sadowa), Mara (Marta Kurzak), Anne Vercors (Jerzy Schejbal) i Elżbieta Vercors (Halina Łabonarska) - z wielkim taktem i wyczuciem realizują swe niełatwe, a nawet, można powiedzieć, niewdzięczne zadania. Uwagę szczególnie przykuwa utalentowana Lidia Sadowa w roli Wioleny ze swą dziewczęcą czystością i prostotą. Trzeba sporej aktorskiej świadomości, by, tak jak ona, uniknąć pułapki patosu. Podobnie rola Anne Vercors Jerzego Schejbala - ojca rodziny, który wyrusza na pielgrzymkę do Jerozolimy w kryzysie wiary, a potem wraca, odkrywszy tam jej głęboki i bolesny sens - pokazuje, jak bardzo dojrzałość artystyczna i lata spędzone na deskach teatralnych są potrzebne, by udźwignąć jej ciężar, a także nadać taką wiarygodność postaci, by widzowie nie patrzyli na nią przez pryzmat ciężkiego języka, czasów średniowiecza, a jak na zwyczajnego człowieka ze swoimi wątpliwościami i ułomnościami. Schejbal wypełnia to zadanie znakomicie.

Wadą, która rzutuje na odbiór tego spektaklu, jest zbyt mało współczesne tłumaczenie (Maria Cichoń) - rażą w nim figury stylistyczne, zacierające czasami jasność przekazu. Niektóre sceny nużą przesadną celebracją i choć aktorzy robią, co mogą, to wydaje się, że można byłoby je skrócić dla dobra dynamiki przedstawienia, które jest zbyt długie (w paru miejscach przydałyby się skróty). Mimo to, chyba warto zobaczyć to niecodzienne w naszej teatralnej przestrzeni przedstawienie. Nie taki Bóg straszny, jak go malują.



(-)
Materiały Teatru
13 kwietnia 2012
Spektakle
Zwiastowanie