Brakuje mi go w pejzażu przyjacielskim...

Był na pewno postacią niezwykłą, mocno zapadającą w pamięć, i tak, można określić go jako idola, celebrytę tamtych czasów. Wzorzec urody, szyku, zachowania, naturalnej swobody i wdzięku. Miał osobowość, był obdarzony charyzmą, kulturą, miał też w sobie szlachetność, radość życia, ale też pewien rodzaj skromności.

Z Zofią Rudnicką - tancerką ( ad. dr hab. UMFC w Warszawie), choreografką i pedagogiem, autorką książki „Gerard Wilk . Tancerz" - rozmawia Magdalena Nowacka-Goik.

Magdalena Nowacka-Goik: Wstęp w książce zatytułowała pani po prostu „Mój przyjaciel". Chyba trudno pisze się biografię przyjaciela...

Zofia Rudnicka - Właściwie tak. To, w jakim świetle się pokaże bohatera, na czym się skupić, co podkreślić, zależy przecież od piszącego, na nim ciąży ta odpowiedzialność. Oczywiście wpływ na ostateczny portret miały również inne osoby, z którymi rozmawiałam zbierając materiał do książki. No i czas, który upłynął od momentu odejścia Gerarda Wilka również nie jest bez znaczenia. Przed pomysłem na książkę, był pomysł na wystawę. Pojechałam do Francji i od przyjaciela Gerarda, dostałam jego prywatne archiwum. Jean Jacques, którego oczywiście znałam wcześniej uznał , że Gerard byłby z tego bardzo zadowolony. Gerard miał duszę kolekcjonera, zbierał swoje zdjęcia, miał je nawet skatalogowane. Pomyślałam, że warto byłoby udostępnić te piękne fotografie szerszemu gronu odbiorców. Okazją miała być szykująca się wtedy okrągła rocznica śmierci tancerza. Kiedy postanowiłam podzielić się tym pomysłem usłyszałam od kogoś : ależ ty książkę napisz! I to był ten moment, impuls, od którego wszystko się zaczęło.

Poznaliście się jako dzieci, w warszawskiej szkole baletowej, dzieliło was kilka lat

Cztery lata to nie jest dużo, ale w czasach szkolnych ta różnica była wyraźna. Pamiętam długi korytarz w szkole baletowej, gdzie były drzwi do poszczególnych klas. Aby pójść np. do biblioteki szkolnej, trzeba było minąć sale, gdzie uczyli się najstarsi. Jako młodsze roczniki traktowaliśmy starszych kolegów z respektem, który objawiał się nawet w momencie, kiedy przechodziliśmy obok sal, w których się uczyli. Mimo tej różnicy wieku, polubiliśmy się z Gerardem, jakoś od początku było nam po drodze. Myślę, że miał na to wpływ fakt, że oboje mieszkaliśmy w internacie, a internat tworzył namiastkę więzi rodzinnych...

Trudno wyobrazić sobie polskie środowisko baletowe lat 60. bez Gerarda Wilka, ale mało brakowało, że podziwialibyśmy nie jego taniec, a obrazy

To prawda, w dzieciństwie bardzo pięknie rysował i mogło się wydawać, że będzie się realizował w tej dziedzinie, mocno ciągnęło go w tę stronę. Ale jego temperament, potrzeba ruchu, mocniejszej wypowiedzi artystycznej, bardziej dynamicznej, spowodowały, że jednak najbardziej odnalazł się w tańcu. Zdolności plastyczne miały jednak wpływ na to, że szerzej patrzył na swój zawód. Pasjonowała go choreografia, reżyseria, scenografia. Mocno identyfikował się z tym, co robił, wszystko to było bardzo jego. Świat go fascynował od wielu stron, był zainteresowany wieloma dziedzinami, zwłaszcza z zakresu sztuki czy literatury. Dlatego bardzo dobrze odnajdywał w towarzystwie różnych osób, pisarzy, reżyserów. Miał szczęście poznawać i przyjaźnić się z fajnymi ludźmi. Lubił film i czuł w sobie ogromną potrzebę wiedzy. Miał też przyjaciela, który czytał książki paryskiej „Kultury" i chętnie dzielił się zdobytymi z nich informacjami z Gerardem, dużo dyskutowali. Mimo że Gerard zaczął tańczyć z opóźnieniem i musiał wiele nadrobić, to był bardzo utalentowany. Realizował się doskonale zarówno w tańcu klasycznym, jak i jazzowym czy nowoczesnym. Wkładał w taniec zawsze dużo energii, siebie na sto procent. Uwielbiał operę i być może właśnie z operą ostatecznie związałby swoje losy, ale cóż...mówi się, że bogowie umierają młodo.

Książka jest bogata we wspomnienia wielu osób, związanych z tancerzem w różnych okresach jego życia

Na początku niewiele wiedziałam o jego bliskich, nie miałam do nich kontaktu. W zasadzie wiedziałam tylko, że miał rodzinę na Śląsku, tam się urodził i spędził dzieciństwo, tam zaczął naukę w bytomskiej baletówce. Na szczęście w dokumentach we wspomnianym archiwum znalazłam adres do Krystyny Koniecznej, żony jego kuzyna Andrzeja. Zadzwoniłam do niej, kilka razy się spotkałyśmy, bardzo polubiły i już cały czas jesteśmy w kontakcie. Mailowo natomiast wymieniałam informacje z kuzynem Gerarda, który podzielił się swoimi wspomnieniami.

Z informacji o relacjach rodzinnych, można odnieść wrażenie, że brat Gerarda był tą osobą, które nie poddała się ogólnej fascynacji osobowością tancerza...

Gerard utrzymywał kontakty z bratem, odwiedzał go po swoim wyjeździe z Polski. Natomiast faktem jest, że ich relacje były luźne. Taniec, sztuka , te dziedziny były poza sferą zainteresowań Janka. Doceniał, na pewno był też na swój sposób dumny z osiągnięć Gediego, ale nie mieli podobnej płaszczyzny porozumienia, żyli w innych światach.

Za to jego krąg przyjaciół, bliskich znajomych, zakochanych – był ogromny. Tancerz z osobowością celebryty lat sześćdziesiątych, którego można było zobaczyć nie tylko na scenie, ale też w filmie „Przekładaniec" Andrzeja Wajdy. Rola wprawdzie epizodyczna, ale mocno zapamiętana. Do tego jego fascynacja modą, którą było widać na każdym kroku, co wykorzystała nawet Barbara Hoff. W zaprojektowanych przez nią kwiecistych marynarkach wystąpił jako model w „Przekroju".

Był na pewno postacią niezwykłą, mocno zapadającą w pamięć, i tak, można określić go jako idola, celebrytę tamtych czasów. Wzorzec urody, szyku, zachowania, naturalnej swobody i wdzięku. Miał osobowość, był obdarzony charyzmą, kulturą, miał też w sobie szlachetność, radość życia, ale też pewien rodzaj skromności.
Okazuje się, że pamiętają go nawet te osoby, które w okresie jego popularności były dziesięcioletnimi dziećmi! Jest taka seria zdjęć, na których roześmiany Gerard rozmawia z jedną z koleżanek, Danusią Dudek. Z tych fotografii bije od niego pozytywna energia i życzliwość do całego świata. To po prostu „płynęło" od niego, czuło się tę energię na każdym kroku. Ciekawe jest natomiast, że, co pokazuje druga połowa jego życia, miał naturę ... samotnika, chociaż łatwo nawiązywał znajomości i wszyscy łaknęli jego towarzystwa. Oczywiście wpływ, w dużej mierze, miał jego artystyczny zawód. Był przykładem osoby, która robiła karierę właśnie tylko dlatego, że miała talent. Pojawiał się na scenie, w teatrze, ale też na planie filmowym. We wspomnianym filmie dubbingował go Daniel Olbrychski. Ogólnopolską sławę przyniosły mu występy w telewizji, a dziś możemy zobaczyć w Internecie jak tańczył w teledysku do piosenki Piotra Szczepanika „Kochać" z Krystyną Mazurówną. Kiedy wyjechał z Polski, trafił jako tancerz do jednego z najlepszego zespołu na świecie, baletu XX wieku Maurice'a Béjarta w Brukseli. Być tancerzem Béjarta oznaczało splendor, to było coś! Wielka nobilitacja. Chociaż dotyczyła ona bardziej tej sfery artystycznej niż finansowej. I tu muszę wspomnieć, że z Bejartem nie miał szczególnie bliskich relacji, bo Bejart lubił pochlebców, a pochlebstwo nie leżało w charakterze Gerarda. Wszystko, co osiągnął, zawdzięczał talentowi i pracy, nie układom.

Czytając książkę o Gerardzie Wilku, można odnieść wrażenie, że jest jednocześnie opowieścią pokazującą obraz bohemy artystycznej lat 60. i 70. Mnóstwo tu anegdot, czuje się tę atmosferę artystyczną.

Starałam się pokazać go na tle epoki, w jakiej spełniał się artystycznie. Szczęśliwie przez FB zdobyłam kontakt z Kubą Szczepańskim, który tak pięknie opowiadał mi o Brukseli czasów Gerarda Wilka. To były rzeczywiście ciekawe lata i ciekawi ludzie zajmowali się sztuką, a ja miałam okazję ich poznać... to jest oczywiście w tej książce również. Wydaje mi się, że obraz Gerarda jest pełny, chciałam ukazać go prawdziwego.

Skoro prawdziwy, to także miłość, fascynacje, także te nieoczywiste...

Pisząc o tym, nie ukrywam fascynacji Gerarda także mężczyznami. Nie ma co udawać, że tego nie było... Chociaż ja mam przeświadczenie, że on sam nie był do końca zadowolony z tej swojej preferencji, czuł się rozdarty w różnych momentach swojego życia z tego powodu. Bo uwielbiał kobiety, ich towarzystwo, a w młodości kochał się w dziewczętach, trzymał je za rękę, całował się. Był też bardzo męski, nie miał w sobie takiego zmanierowania, „delikatności". Po prostu facet.

28 sierpnia minęły 24 lata od jego śmierci. Tuż przed śmiercią wystąpił w dokumentalnym filmie „Gerard Wilk – kilka razy zaczynałem od zera" w reżyserii Bogdana Łoszewskiego. Chociaż jego najbardziej aktywna kariera toczyła się w latach 60. i 70, oglądając Gerarda Wilka w etiudach filmowych, oglądając jego taniec, nie sposób go nie podziwiać. Jego ruchy, wygląd, osobowość – wszystko tworzyło wyjątkową charyzmę...

Kiedy oglądam ten film, czuję, że był dla niego takim pożegnaniem. I ogarnia mnie żal. Tak bardzo brakuje mi go w tym pejzażu przyjacielskim...

___

Zofia Rudnicka - tancerka, choreografka, wykładowczyni kompozycji tańca. Całą karierę baletową związana z Teatrem Wielkim w Warszawie. Współpracowała z telewizją i teatrem, stworzyła choreografię do kilkudziesięciu oper, operetek, musicali, sztuk teatralnych i filmów, w tym kultowej Akademii Pana Kleksa i Teatru Telewizji Pamiętnik pani Hanki (reż. Borys Lankosz). Bywała aktorką (w słynnym Kabarecie Olgi Lipińskiej) i prezentowała modę (u Barbary Hoff). Laureatka „Złotej Maski" za balet Rudolf Valentino z muzyką Krzesimira Dębskiego, Nagrody Choreograficznej im. Jana Kiepury 2010 za Taniec godzin w operze Gioconda Amilcare Ponchiellego, a także dorocznej nagrody Stowarzyszenia Autorów ZAiKS (2013).

___

Książka „Gerard Wilk. Tancerz" ukaże się 12 września nakładem Wydawnictwa Krytyka Polityczna. Jej promocję zaplanowano na 23 września w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Na grudzień 2020 roku zaplanowana jest ( przeciągająca się od kilku lat) wystawa w Teatrze Wielkim w Warszawie realizowana teraz przez Instytut Muzyki i Tańca .



Magdalena Nowacka-Goik
Materiał Opery Śląskiej
11 września 2019
Portrety
Gerard Wilk