Brawo, Winnetou!

Po kosmicznych podróżach (Gwiazda śmierci) wałbrzyski "Dramat" zaprosił nas w przeszłość, na... prerię. 5 marca odbyła się tu premiera sztuki "Sorry, Winnetou" w reżyserii Piotra Ratajczaka

Kolejna propozycja wałbrzyskiego teatru z cyklu "Znamy, znamy" nawiązuje do indiańskich opowieści Karola Maya o szlachetnym wodzu Apaczów Winnełou. Sam tytuł z kolei to modne przed laty, a i dzisiaj nierzadko spotykane, powiedzonko używane dla zażegnania niewygodnej sytuacji.

Po trudnych, dość statycznych sztukach mamy nareszcie w naszym teatrze dynamiczny, przygodowy spektakl, "dla małych i dużych, dla dziewczynek i chłopców". Myliłby się jednak, kto oczekiwałby tu typowego westernu. Pierwsza część, owszem, jest westernem, czy może raczej farsą, parodią kowbojsko-indiańskich stosunków na ówczesnym Dzikim Zachodzie. Świetnie sparodiowane sq postacie kowbojów, malowniczo przystrojeni sq Indianie, jest imponująca lokomotywa, znakomicie rozegrane są sytuacje, jest westernowa muzyka ("Bonanza"), jest słynna piosenka z "Rio Bravo" (".-.my rifle, pony, and me..."). Indiański język bardzo pomysłowo zmieniono chwilami na niemiecki (Karl May był wszakże Niemcem!). Wszyscy strzelają, trup ściele się gęsto, Winnełou wpada w zasadzkę, ratują go, potem wygrywają "czerwoni", dochodzi do ugody... Zabawa przednia, jest bezpieczna fikcja, jest happy end! I tak mógłby się ten spektakl zakończyć. Ale się nie kończy. Braterstwa krwi nie będzie.

Mamy bowiem oto drugą część spektaklu, gdzie western ustępuje miejsca współczesnej rzeczywistości. Dawni Indianie i kowboje spotykają się w jakimś polskim obozie dla przesiedleńców jako współcześni przybysze z Albanii, Serbii, Białorusi, Wietnamu. Jak kiedyś tamci z Europy w Ameryce. Świetne skojarzenie scenarzysty! Westernowe indiańsko-kowbojskie animozje ożywają np. w relacjach między Serbem i Albańczykiem. I to już nie jest spektakl "dla dziewczynek i chłopców", nie ma tu literackiej fikcji, tu mamy do czynienia z całkiem realnymi antagonizmami międzyludzkimi, z okrutną rzeczywistością dziejącą się tu" i teraz. Czyż współczesna rzeź na Bałkanach różni się swoim wymiarem od tej spod Wounded Knee? Bolesne słowa prawdy z ust dawnego Old Sholterhanda (znakomity Włodzimierz Dyła!) dotyczą nas współczesnych, gdyż odwieczna walka dobra ze złem dzieje się nadal w skali makro (między narodami) jak również i mikro (między jednostkami). Obie części spektaklu, choć czasowo odległe, są tu więc ze sobą bardzo ściśle powiązane. I wciąż otwartym pozostaje pytanie, czy porozumienie między ludźmi, między kulturami jest w pełni możliwe. I choć słyszymy owo "Wszyscy ludzie będą braćmi" (Oda do radości), to jednak zdajemy sobie sprawę, że nie jest to takie oczywiste. Tego nie załatwi się słowami. Świetny scenariusz i tekst autorstwa "Supermana", czyli Sebastiana Majewskiego! Scenografię opracowała Matylda Kotlińska (ta lokomotywa to jest naprawdę COŚ!).



Henryk Król
Tygodnik Wałbrzyski
16 marca 2011
Spektakle
Sorry Winnetou