Brawurowy Dyzma

Czy decydując się na spędzenie wieczoru w teatrze oczekujecie magii? Pragniecie zapomnieć o problemach dnia codziennego i posmakować odmiennej rzeczywistości, innego świata? Oczekujecie rozrywki na najwyższym poziomie? Jeśli Wasze odpowiedzi brzmią „tak", musicie obejrzeć „Karierę Nikodema Dyzmy" w warszawskim Teatrze Syrena. Powiem więcej – powinniście poznać też pozostałe spektakle Wojciecha Kościelniaka. Tego reżysera nie trzeba przedstawiać wielbicielom musicalu, jednak skoro jest okazja do opowiedzenia o jednym z jego najlepszych spektakli, warto ją wykorzystać.

„Kariera Nikodema Dyzmy" od ponad dwóch lat święci triumfy na deskach Teatru Syrena. Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż spektakl został fantastycznie zrealizowany. Jego twórcy wzięli na warsztat, rozgrywającą się w okresie międzywojennym, opowieść o zawrotnej karierze politycznej pozbawionego ku temu przymiotów ducha i umysłu Nikodema Dyzmy. W postać tę wciela się Przemysław Bluszcz, doprowadzając widzów do śmiechu. Miałam okazję oglądać spektakl, w trakcie którego partnerowały mu Karolina Michalik ( w roli eterycznej i sztucznej jak porcelanowa laleczka Niny), Anna Terpiłowska (wspaniała, dziarska Mańka) oraz Marta Walesiak (ociekająca sex appealem szalona Lala). To przede wszystkim w kontaktach z nimi ujawniały się cechy charakteru mężczyzny, zaś relacje z kobietami i różnice pomiędzy bohaterkami bawiły, drażniły a także wzruszały widzów. Losy Dyzmy są dobrze znane większości Polakom, głównie za sprawą filmu z brawurową rolą Romana Wilhelmiego, jednak popularność spektaklu pokazuje, że historia cwaniaka, którego najwyraźniej pokochał szczęśliwy los jest wciąż aktualna.

Inscenizacja przenosi widzów do Warszawy z okresu międzywojennego. Do stworzenia atmosfery tamtych czasów przyczyniła się scenografia zaprojektowana przez Damiana Styrnę. Użyte przez niego środki można uznać za minimalistyczne. Do wykreowania wnętrz, ulicy i cyrku wystarczyły pojedyncze meble oraz urządzenia, momentami sami aktorzy noszący ich elementy (na przykład blat biurka, czy kasę pancerną). Resztę dopełniły światła oraz wizualizacje (wspaniały pomysł ukazania kilku wydarzeń w postaci kolejnych stron z „Kuriera Warszawskiego"). Najlepszą sceną była prezentacja możliwości samochodu CWS Torpedo, do stworzenia którego wystarczyła kierownica i połyskujące lateksowe czerwone spodnie.

„Kariera Nikodema Dyzmy" jest wprost idealnym materiałem na musical, jednak w przypadku polskich spektakli zaliczanych do tego gatunku powtarza się ten sam problem. Język polski nie należy do najłatwiejszych, a nasze twarde głoski nie ułatwiają śpiewania. Budowanie tekstów piosenek na fundamencie rymów również nie jest najlepszym pomysłem. Na szczęście Rafał Dziwisz poradził sobie z materiałem, jaki dostarczyła powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, choć widzowie spodziewający się w tym spektaklu piosenek, które zapamiętają na długo, mogą być rozczarowani. Przedstawienie nie naśladuje lekkości przypisywanej musicalom pozyskiwanym od zagranicznych licencjodawców.

Co może napędzać popularność tego musicalu? Prawdopodobnie jego aktualność. Kościelniak nie zdecydował się na polityczne aluzje, jednak oglądając rozgrywki Dyzmy do widzów dociera, w jaki sposób robi się karierę? Nieraz wystarczy odrobina szczęścia i ciche przyzwolenie (albo głośna aprobata) nieświadomych swojej pomyłki wyborców. Czy podobnie spektakularnych sukcesów nie obserwujemy obecnie w polskim środowisku politycznym? Dyzma był świadomy marności swojej kandydatury na stanowisko premiera, dlatego spektakl kończy się tak, jak rozpoczyna – widokiem bohatera w brudnej bieliźnie, którego losy zatoczyły koło, a on sam znalazł się symbolicznie w punkcie wyjścia. Na nasze nieszczęście współcześni politycy nie mają takiej samoświadomości i nie dociera do nich, że cwaniactwo nie rozwiązuje wszystkich problemów.

Wojciech Kościelniak zyskał przydomek „mistrza polskiego musicalu" i bez wątpienia na niego zasłużył. Sięgając po kolejne powieści udowodnił, że w „Lalce", „Chłopach", w „Złym" kryje się niewykorzystany wcześniej teatralny potencjał. Przenosząc te historie na deski teatru, zamykając je w wielopoziomowej konwencji spektakli muzycznych, dał im nowe życie, przypominając o nich szerokiemu gronu odbiorcy. Podobnie stało się z „Karierą Nikodema Dyzmy", która, jak widać po wyprzedanych biletach, przyciąga do teatru kolejnych widzów.

Warto stać się jednym z nich i obejrzeć ten musical w Teatrze Syrena. Historia tchórzliwego cwaniaczka, który zyskał miano wybawiciela kraju została zrealizowana barwnie, przyjemnie dla oka i ucha. Widzowie, którzy zdecydują się spędzić wieczór w teatrze z pewnością wyjdą z niego zadowoleni.



Agata Białecka
Dziennik Teatralny
12 grudnia 2016