Brazylijska gorączka

Po "Miłości w Konigshutte" - opowieści o dramatycznym losie Ślązaków w czasie wojny i tuż po niej, bielski Teatr Polski zajął się kolejną smutną kartą polskiej historii - masową emigracją za ocean, między innymi do Brazylii przymierających głodem galicyjskich chłopów pod koniec XIX wieku. To temat sztuki Roberta Urbańskiego "Cesarz Ameryki", która miała premierę w sobotę, 20 kwietnia

Pisano o tym książki i poematy, że przypomnę zapomniane dziełko "Pan Balcer w Brazylii", ale teatr się dotąd tą sprawą nie zajmował. A że nie była to ostatnia wielka fala polskiej zarobkowej emigracji, bo mamy takie i teraz, reżyser Jacek Głomb, pochodzący z Tarnowa a związany z teatrem w Legnicy, uznał, że czas najwyższy przypomnieć jaka była cena wypraw po dobrobyt za ocean.

Bilans wygląda gorzko. Niepiśmiennych, naiwnych chłopów mamiono bajkami o Brazylii - krainie mlekiem i miodem płynącej, i dojono z pieniędzy zanim jeszcze znaleźli się na statku. A brazylijski raj często okazywał się piekłem. Emigranci i emigrantki zamiast dostać wymarzony kawałek ziemi lądowali na plantacji kawy, harując ciężko niczym niewolnicy, albo w burdelu.

Wyjeżdżając sprzedawali domy, ziemię, dobytek. Gdy im się nie powiodło, nie mieli do czego wracać. Zresztą wstyd nie pozwalał im pokazać się w rodzinnej wsi. W Bielsku-Białej też są ślady takich dramatów. Na przykład ulica Argentyna w dzielnicy Mikuszowice. Skąd taka egzotyczna nazwa? Otóż kilka rodzin z Rycerki zachęconych perspektywą lepszego życia sprzedało chałupy i kupiło bilety na statek do Argentyny. Ale dotarli tylko do rogatek Bielska. Okazało się, że kupione od Żydów bilety były tylko kolorowymi folderami reklamującymi rejs do Ameryki. Zrozpaczeni podróżnicy nie mieli do czego wracać a wstyd, że tak łatwo dali się oszukać sprawił, iż nie chcieli się pokazać w rodzinnej wiosce. Pozostali więc w Mikuszowicach i z pomocą jednego z fabrykantów, który ich zatrudnił i pomógł zbudować niewielki dom, rozpoczęli tam nowe życie. Taka była ich Argentyna. Pamiątką po tej emigracyjnej gorączce jest właśnie nazwa ulicy. Okazało się też, że z gangiem oszustów i nieuczciwych pośredników oferujących bilety do "raju" byli powiązani galicyjscy urzędnicy, w tym starosta Białej, niejaki Foedrich...

Patrząc na drobiazgowo, w oparciu o fakty przedstawione losy emigrantów sprzed ponad wieku, nie sposób nie pomyśleć o rodakach współczesnych, też wyrywających się do lepszego świata - najpierw do USA, teraz choćby do Anglii czy Norwegii - z bardzo różnym skutkiem. Nie ma już co prawda oszustów sprzedających fałszywe bilety na statek, ale trafiają na hochsztaplerzy oferujący pracę, której po przyjeździe nie ma, lub pracę hostessy, która okazuje się całkiem innym zawodem. Rozdzielone rodziny nie wytrzymują próby czasu, rozpadają się. Bilans wypraw za chlebem nadal bywa bardzo gorzki...

"Cesarz Ameryki" jest lekcją historii, przypomina niewygodne fakty, daje więc do myślenia. Takie właśnie ważne dla Polaków opowieści to domena Jacka Głomba i jego stałej ekipy z teatru w Legnicy (należy do niej m.in. Robert Urbański). Jest przeciwnikiem teatru epatującego seksem i dewiacjami, dąży do sojuszu artystów i publiczności w celu - jak mówi - przywrócenia społecznej pamięci. Sztuka teatru ma przywracać zapomniane sprawy, sięgać do historii, by pomóc budować lokalną tożsamość. Tak właśnie stało w się w Teatrze Polskim.

"Cesarza Ameryki", sprawnie zagranego przez niemal cały zespół bielskiej sceny, zdecydowanie warto zobaczyć.

Dla naszych czytelników mamy po dwa dwuosobowe zaproszenia na spektakle grane 26 i 27 kwietnia. Otrzymają je osoby, które w czwartek, 25 kwietnia, pierwsze zatelefonują(tel. 33/812-58-78) o 14.30 do redakcji "Kroniki" i prawidłowo odpowiedzą na pytanie: kto jest autorem poematu "Pan Balcer w Brazylii"? Regulamin konkursu jest dostępny na stronie www.kronika.beskidzka.pl



Zdzisław Niemiec
Kronika Beskidzka
27 kwietnia 2013
Spektakle
Cesarz Ameryki