Bunt w rytmie rapu
W świecie rządzonym przez zepsute elity, prędzej czy później musi dojść do buntu. Czy jednak rewolucjoniści potrafią wprowadzić jakiekolwiek konstruktywne zmiany, czy walczą jedynie o swoje własne korzyści? I czy rządzący i rządzeni to grupy aż tak bardzo się różniące?"Bal manekinów" Brunona Jasieńskiego powstał równo 80 lat temu. Autor, jeden ze współtwórców polskiego futuryzmu, napisał go po rosyjsku. W Polsce po raz pierwszy wystawiono utwór w 1957 roku. By sztuka trafiła na scenę, trzeba było politycznej odwilży i rehabilitacji Jasieńskiego, rozstrzelanego w ZSRR przez NKWD.
Od soboty, "Bal manekinów" ma w swoim repertuarze szczeciński Teatr Polski. Spektakl wyreżyserował Adam Opatowicz. Sympatyków mieszczącej się przy ulicy Swarożyca sceny, przyzwyczajonych do bardzo klasycznych propozycji tam wystawianych, inscenizacja Jasieńskiego może mocno zaskoczyć - do współpracy Opatowicz zaprosił bowiem Adama Zielińskiego i Andrzeja Mikosza, czyli rapera Łonę i kompozytora Webbera.
Akcja rozpoczyna się nocą, kiedy równolegle trwają dwa bale. Na jednym bawią się przedstawiciele finansowej i politycznej elity, na drugim - ożywione sklepowe i krawieckie manekiny. Roztańczonym kukłom zabawę burzy wtargnięcie socjalistycznego posła. Polityk płaci za swoją pomyłkę okrutną cenę - manekiny skazują go na śmierć. Odciętą głowę posła jedna z lalek przywdziewa na swoją szyję i rusza bawić się z ludźmi. Dwa światy: władzy i jednostek jej podległych, zaczynają się niebezpiecznie zazębiać...
Siłą dramatu Jasieńskiego jest jego ponadczasowość. Opatowicz pokazuje dobrze znany nam świat, w którym chwieje się ustalony porządek. Elity, niezależnie od reprezentowanej opcji, prawią dokładnie te same komunały i nie cofają się przed niczym dla osiągnięcia celu. Rządzeni niewiele z prowadzonej z nimi gry pojmują, zdeterminowani są natomiast do poprawy swojego losu. W gruncie rzeczy, obie warstwy są tak samo bezwzględne i tak samo niewiele warte.
Opłaciło się ryzyko wprowadzenia do "Balu manekinów" songów Łony i Webbera - publicystyczne teksty z mocną hip-hopową muzyką podkreślają aktualność scenicznych wydarzeń. Świetna jest choreografia Pauliny Andrzejewskiej, ciekawa, jak zwykle, scenografia Mariusza Napierały. Aktorski zespół zaskakująco dobrze odnajduje się w bardziej współczesnej stylistyce, podobają się zwłaszcza Jacek Piotrowski w roli manekina polityka i Olga Adamska jako uwodząca go żona fabrykanta. Na wielkie brawa zasłużył też nowy nabytek Teatru Polskiego - Filip Cembala, rapujący wodzirej obu scenicznych balów.
"Bal manekinów" Teatru Polskiego jest spektaklem świeżym, mądrym i intrygującym. Do tego trafia też do publiczności - ta premierowa w sobotę nagrodziła twórców i wykonawców owacją na stojąco.
Katarzyna Strózyk
Kurier Szczecinski
13 grudnia 2011