By dotrzymać kroku dzieciom
Wszystko rodzi się w głowie człowieka. Nie jest możliwe, żeby AI wygenerowała coś sama. Nie widzę powodów dla których miałaby być zagrożeniem. Dla artysty używającego jej świadomie, jest asystentem. Mówi się, że jeśli otrzyma niezbyt jasne polecenie, to wpada w myślowy chaos i dlatego musi otrzymać bardzo precyzyjne dane.- Sztuczna inteligencja jest dla mnie wyłącznie partnerem do zrealizowania konkretnych projektów. To człowiek wymyśla wszystko, a ona służy mu jako narzędzie – mówi dyrektor Teatru Baj Pomorski w Toruniu Zbigniew Lisowski o reżyserowanym przez siebie najnowszym spektaklu „Kocia Szajka i fałszerze pierników" w rozmowie z Iloną Słojewską z Dziennika Teatralnego
Ilona Słojewska: Spektakl „Kocia Szajka i fałszerze pierników" w Pana reżyserii jest przedstawieniem teatralnym z wykorzystaniem sztucznej inteligencji?
- Zbigniew Lisowski: - Wykorzystaliśmy ją do stworzenia scenografii, lalek, rekwizytów, grafik i plakatu. Jej autorem jest Krzysztof Parda, który do niedawna była aktorem w naszym teatrze, a obecnie zajmuje się scenografią. Jego demo projektów wywarło na mnie ogromne wrażenie i bez wahania przyjąłem jego propozycję. Wyłożyłem mu swoją koncepcję, w której zaplanowałem drukowane kulisy, grafiki wyświetlane w projekcji tylnej na ekranie, zwłaszcza że do dyspozycji mamy w teatrze świetny technicznie rzutnik laserowy 12 tysięcy „ansi". Teatr posiada także profesjonalny kinowy ekran. Zaplanowałem kulisy monochromatyczne, a w koncepcji plastycznej nawiązałem do Torunia jako miasta. Nie robiłem wyobrażenia Torunia 1:1. W moim zamyśle konstrukcji miejsc zakładałem, że nie pokazujemy tyle miasta, ale jego klimat, bo chodziło mi głównie o wyeksponowanie nastrojów.
Czym dla Pana jest sztuczna inteligencja?
- Wyłącznie asystentem do zrealizowania konkretnych projektów. To człowiek wymyśla wszystko, a ona służy mu jako narzędzie. Dzięki niej możemy szybko określić charakter kreski i miejsca, wygenerować obrazy i sprawnie przeprowadzić sito obrazu. Pomagała ona nam również w wyborze lalek, ponieważ Krzysztof Parda zaprojektował blisko osiemdziesiąt wzorów.
Wszystko rodzi się w głowie człowieka. Nie jest możliwe, żeby AI wygenerowała coś sama. Nie widzę powodów dla których miałaby być zagrożeniem. Dla artysty używającego jej świadomie, jest asystentem. Mówi się, że jeśli otrzyma niezbyt jasne polecenie, to wpada w myślowy chaos i dlatego musi otrzymać bardzo precyzyjne dane.
Od czego rozpoczął Pan pracę nad spektaklem?
- Z książki „Kocia Szajka i fałszerze pierników" Agaty Romaniuk musieliśmy wyeliminować bogate wątki poboczne i ograniczyliśmy się do wątku śledztwa. Zrezygnowaliśmy ze spotkania w planetarium, z jazdy pociągiem szajki z Cieszyna do Torunia. Chcieliśmy skupić się na intrydze kryminalnej, czyli na śledztwie prowadzonym w Toruniu. Ćma barowa, która w książce pojawia się tylko na początku, w naszej koncepcji prowadzi całość przedstawienia.
Wystawieniu „Kociej Szajki i fałszerzy pierników" sprzyjała nam okoliczność, że mieliśmy stały i bardzo dobry kontakt z autorką książki. Otrzymaliśmy od niej zgodę na te zmiany. Gorzej, gdy autor nie żyje a spadkobiercy do praw autorskich nie rozumiejąc istoty teatru i kwestionują projekt jeszcze przed jego realizacją. Wtedy powstają problemy, a w konsekwencji i przeważnie rezygnacja z danego utworu. Kiedy reżyserowałem spektakl oparty na „Karlssonie z dachu" Astrid Lindgren, nawiązałem z nią kontakt, pisałem do niej listy, wysłałem scenariusz. Odpisała, że „wszystko się zgadza, że jest klimat" i wyraziła zgodę na mój autorski scenariusz. Po śmierci autorki wszystko strasznie się skomplikowało czego doświadczyliśmy na własnej skórze w Baju Pomorskim przy „Dzieciach z Bullerbyn", świetnym artystycznym spektaklu Konrada Dworakowskiego, który nie spodobał się spadkobiercom i dostaliśmy tylko licencje grania go przez rok. Czasami okazuje się że spadkobiercy chcą być mądrzejsi od artystów.
A co z ilustracjami?
- Okazało się, że fantastyczne ilustracje stworzone przez Malwinę Hajduk bardzo dobrze wyglądają w książce, ale są niesceniczne. Postanowiliśmy zatem zmienić wygląd zewnętrzny bohaterów, ale zachować wszystkie ich cechy charakterystyczne.
Rozpoczęliśmy więc prace od poszukiwania wyglądu i charakteru lalek, ponieważ książkowe postaci są w typie teletubsiów, okrągłe i puszyste. Teatr to jednak trójwymiarowość i osobowości kotów nie zgadzały się z językiem scenicznym, muzyką, dialogami, były zbyt naiwne. Ale przede wszystkim do naszych musicalowych songów, bo spektakl jest musicalem, koty powinny posiadać „większy pazur" i tutaj znowu pomogła nam sztuczna inteligencja. Wykonaliśmy do wyboru około pięćdziesięciu grafik, z których wybraliśmy te, które były najbardziej odpowiednie. AI to szybkie narzędzie, dające duże pole możliwości do działania. Można do niej także rzucić charakter kreski i ona będzie „kopiowała" charakter autora.
I tak tworzyliśmy postaci na scenę z opisów ich charakterystyczności. Czyli że Morfeusz powinien być okrągły, posiadać rudy ogon, mieć opaskę na oku, że Bibi Lolo jest starszy. Tego się trzymaliśmy i Agata Romaniuk zaakceptowała nasze propozycje.
A skoro musical to i piosenki?
- Oczywiście! Ponieważ piosenek nie ma w tekście książki, doszedłem do wniosku, żeby je napisać. I tak przełożyłem tekst na piosenki. Sporo zastanawialiśmy się nad formą muzyczną spektaklu.
Sztuka jest tworzona przez artystów i początek to też narodziny spektaklu w tym muzyki z wiatru i pustyni, na której pojawia się gramofon i postać na krześle stylizowana na Toma Waitsa słuchającego gramofonu i z tego gramofonu wychodzą aktorzy i z pustyni i wiatru rodzą się muzyka i obraz. A spektakl kończy się klamrą bo postać artysty odchodzi na tle pustyni i znika i zostaje sama pustynia.
Ćma barowa, która spektakl inicjuje prowadzi bar i ten bar staje się na początku takim klubem muzycznym. Aktorzy animują przed sobą lalki z dużymi głowami i trzeba było tak zaprojektować kostium dla aktora, żeby „zlewał się" z głową i tworzył jedną postać. Bo dysponujemy w spektaklu planszoletami dużych twarzy kotów i ich lalkami. A do tego Krzysztof Parda zaprojektował kostiumy robiące wrażenie „przetartych" kocimi łapkami, pazurami.
W musicalu są też elementy komiksowe
- Wybraliśmy do inscenizacji elementy komiksu. Złych bohaterów, czyli Jarmuża i Kalarepę pokazujemy w formie dużych lalek, liczących 3,5 metra wysokości. Musiały się zmieścić w portalu na scenie. Gdyby był wyższy, lalki miałyby wysokość dochodzącą do 5 metrów. Bo przypomnę, że w starożytnym Egipcie postaci o złych charakterach były bardzo wysokie, żeby potęgować strach.
W spektaklu jest bardzo dużo multimedialnych niespodzianek...
- Jest i trójwymiarowe kino. Bawiliśmy się możliwościami AI. Kulisy drukowane są na specjalnej siatce i zależało nam, żeby były przezroczyste. Wszystko powstawało na ekranie komputera, obrazy rzucane są z kabiny na scenę. Projekty lalek wysyłane były do drukarni, w której były drukowane, następnie konstruktorzy naklejali materiał na plansze; a ich kończyny są ruchome. Jestem bardzo zadowolony z wykonanej pracy.
Czy w Polsce powstały już takie spektakle, jak ten musical z wykorzystaniem AI?
- W Polsce chyba nie. Chcemy iść dalej i wykorzystywać AI w następnych spektaklach w Baju Pomorskim. Może w przedstawieniu, w którym zostanie wprowadzony aktor przebrany w kostium sztucznej inteligencji. Kiedyś coś podobnego wykonaliśmy w spektaklu „Najmniejszy bal świata", z postacią Migawki. Aktorom ubranym na niebiesko podkładaliśmy tło. Teraz natomiast aktor będzie ubrany w kostium, na przykład potwora. Zrobimy z nim sekwencje ruchów, włącznie z mimiką, a lalka wygenerowana przez AI będzie je powtarzała za aktorem. Dlatego jestem pewien, że AI wejdzie do animacji. Jestem optymistycznie nastawiony wobec takich projektów. W spektaklach lubię łączyć różne techniki. W świadomych rękach artysty obdarzonego wrażliwością AI będzie bardzo dobrym narzędziem. Może spełniać ważne zadanie w zakresie promocji i w produkcji komiksów.
Spektakl współgra z wyobraźnią dzieci
- Kiedy pojawiło się kino, teatr lalek poczuł się źle i przestawił się na wystawianie sztuk dla dzieci, bo przecież był teatrem dla dorosłych. I tak kino stało się dla niego konkurencyjne. I dla przykładu – film Awatar, część I i II. Druga część bardzo mnie zaskoczyła, ponieważ była dramatem o rodzinie, bohaterowie byli rozbudowani, wygenerowani przez technikę 3D. Również przyroda jest tu bohaterem i można tu mówić o zastosowaniu sztucznej inteligencji. Jeżeli takie filmy przyciągają widownie, to powstaje pytanie, czy w teatrze można wykreować również własny autonomiczny świat, który może być atrakcyjny dla dzieci.
Tak, jak w musicalu „Kocia Szajka i fałszerze pierników", w którym do przestrzennej scenografii wchodzi aktor i mamy formę nowoczesnego komiksu. Wszystko wskazuje na to, że w takiej technice zrealizujemy prawdopodobnie naszego „Małego Księcia". Dzięki sztucznej inteligencji będę mógł wprowadzić do spektaklu niezliczoną ilość bohaterów, nagrać film i wprowadzić dialogi, które się następnie podłoży. Mam nadzieję, że współczesnym dzieciom spodoba się forma, która łączy kino z teatrem.
Co nowego zobaczymy jeszcze w tym roku w Teatrze Baj Pomorski?
- Przyjęliśmy do pracy nową aktorkę Igę Bancewicz. Chcemy, by pojawiła się w kolejnej premierze, a będą nią „Wikingowie z ulicy Północnej" Maliny Prześlugi. Będzie to spektakl o dziewczynie, która wyobraża sobie, że jest Wikingiem, płynie przez świat własnej fantazji i usiłuje kogoś uratować. Ale żeby tak się stało, musi wybrać się w podróż. Okazuje się także, że w podobną podróż wybrał się pewien chłopak, który też musi kogoś uratować. Jaki będzie finał? Trzeba będzie przyjść i zobaczyć. Okaże się w kwietniu.
Kolejny projekt to zaproszenie studentów reżyserii uczelni z Białegostoku i Wrocławia do konkursu na „teczki reżyserskie". Bardzo chciałbym, żeby studenci robili w Teatrze Baj Pomorski dyplomy. Zwycięzca konkursu wyreżyseruje swój spektakl na dużej albo na małej scenie naszego teatru. W czerwcu planujemy czytanie scenariuszy, tak by we wrześniu mogła odbyć się premiera. Chciałbym, żeby Baj Pomorski był otwarty na debiutujących reżyserów, bo przecież ci młodzi ludzie muszą gdzieś zrobić dyplom i wejść na teatralny rynek.
Złożyliśmy też podanie do unijnego programu Kreatywna Europa o grant dotyczący współpracy teatru z artystą z zagranicy. Zależy nam na osobie scenografa lub reżysera i myślimy, że jeden z artystów pojawi się w Baju Pomorskim.
Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji artystycznych zamierzeń
- Baj Pomorski po lockdownie bierze ponownie kurs, by zawinąć do portu, tak jak w dobrych latach przed pandemią.
__
Zbigniew Lisowski (1967) – polski reżyser, autor scenariuszy teatralnych, dyrektor Teatru Baj Pomorski. Teatr znajdował się w sferze jego zainteresowań już w okresie szkolnym, nie od razu jednak zdecydował, że będzie miejscem jego realizacji zawodowej.
Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
2 lutego 2024