Bycze zaloty

Nowela „Carmen" Prospera Mériméego za sprawą operowej adaptacji autorstwa Georgesa Bizeta doczekała się wielu odsłon na deskach teatrów na całym świecie. Przeklęta miłość, to motyw uwielbiany przez artystów, w „Carmen" łączy się ona bardzo silnie z ciałem i redukuje je do kategorii obiektu. Anna Obszańska, studentka wydziału reżyserii i dramaturgii krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych symbolicznie ujęła rolę tego ciała, jako swego rodzaju przeciwnika prawdziwego uczucia, który prowokuje, kusi i przejmuje kontrolę nad człowiekiem i jego czynami.

Dzisiaj wszystko kręci się wokół ciała, widząc reklamy i filmy z pięknymi aktorkami i aktorami ludzie podważają swoje poczucie fizycznego piękna. W „Carmen" jest to punkt wyjścia całej intrygi. To niedoskonałe, wymagające poprawek ciało, które czasem wywołuje pożądanie, a innym razem obrzydzenie, jest powodem wielu komplikacji w budowaniu relacji i spojrzeniu nie tylko na drugą osobę, ale i na samego siebie. Uwaga zwrócona na naszą cielesność powoduje, że tracimy głos w sprawie tego, jak jesteśmy postrzegani, w szczególności przez płeć przeciwną. Poznanie i poczucie własnego ciała, odnalezienie jego mocnych i słabych stron, a także balansowanie na granicy pewności i braku kontroli swojej seksualności i seksualizacji jest podstawą napięcia dramaturgicznego w „Carmen". Aby dodatkowo zwrócić uwagę na znaczenie ciała w tej historii, reżyserka pozbawiła bohaterów właśnie tego głosu – dając im możliwość wyrażania się i prowadzenia między sobą walki poprzez ruch i fizyczność.

Spektakl zbudowany jest na kontrastach, wzmacniających i dynamizujących akcję, pozwalających nakierować wzrok i skupienie widza na najważniejsze aspekty historii Carmen i przede wszystkim, na postaci w niej występujące. Od samego początku mamy do czynienia z minimalistyczną, skromną scenografią i niewielką ilością rekwizytów. Jedyne pojawiające się słowa to nawoływanie obiektu westchnień mężczyzn i śpiew torreadora Escamilla. To bardzo rozbudowana, artystyczna choreografia stanowi sposób komunikacji wśród postaci. Taniec odgrywa tutaj bardzo znaczącą rolę, figury są przerysowanym odzwierciedleniem poczucia odrzucenia, niepewności wobec akuratności popełnianych czynów, silnego pożądania i wielu innych emocji towarzyszących miłosnej rywalizacji. Muzyka zawarta w przedstawieniu współgra ze zmianami następującymi na scenie i stanowi tło, czy raczej przejście, do kolejnych epizodów historii. Na szczególną uwagę zasługują kostiumy, stworzone przez Mateusza Jagodzińskiego, są one pomysłowe i nowatorskie, ale przede wszystkim charakteryzują każdą z postaci, symbolicznie ją ukazując, np. poprzez strój z wieloma wymionami, z których mężczyźni piją mleko, dopóki nie zaczyna lecieć z nich krew.

Od samego początku bardzo wyraźnie widzimy przypisane role płciowe, które muszą odpowiadać oczekiwaniom wobec nich, odnosi się to zarówno w stosunku do postaci męskich, jak i damskich. Każda pełni jakąś funkcję w społeczeństwie i wydobywając stereotypowe uwikłania – jest w określony sposób traktowana przez pozostałe. Widać różne podejścia męskich postaci do obecnych w historii kobiet, ich stosunek do każdej z nich jest ściśle od początku przypisany, jedną wielbią, z innej czerpią, na jeszcze innej polegają. Równocześnie, reżyserka dała tytułowej Carmen nowe cechy, przez które wyłamuje się ona z ustanowionych ram i daje wyraz swojej niepewności. Kiedy każdy z adoratorów próbuje ją przekonać do swojej osoby na sobie znany sposób, kobieta nie może im do końca odpowiedzieć, bo sama ma wiele wątpliwości względem swojego ciała, a ono przecież w zseksualizowanej rzeczywistości jest najważniejsze. Każdy z aktorów reprezentuje różne wizerunki męskości i na nich polega, łaknąc uwagi Carmen. W tym zadaniu pomaga im Matka Byków, opiekująca się swoimi synami i wspierająca potrzebnymi rekwizytami, choć ma ona swojego faworyta i najbardziej troszczy się o jednego z synów.

Choć na początku adoratorzy tańczą, czyli walczą razem i wspólnie przeżywają zachłyśnięcie się pięknością Carmen, to ostatecznie każdy z mężczyzn osobno prezentuje się obiektowi swoich uczuć, pojedynczo już pojawiając się na scenie i samodzielnie starając się przekonać Carmen do swojej wielkości, w najlepszy sobie znany sposób. Z jednej strony jest to zrozumiałe, że każdy z nich walczy o uwagę kobiety swoimi atutami, ale fakt tego, że zaczynali swoją miłosną podróż razem a później nie mieli już jakiejkolwiek styczności ze sobą nawzajem trochę rozczarowuje. Byczy bracia nie stawiają już bezpośrednio przed sobą i spektakl kończy się w iście uwalniający, kobiecy sposób, ponieważ Carmen i Micaëla, zostając same zyskują odwagę i w bardzo prowokujący sposób dają znać, że są ponad swoim zalotnikom i rolę „odpowiednich" dla nich kobiet.

Brak płci przeciwnej uwalnia w nich siłę, by zmierzyć się ze swoim ciałem i ukazać nagość i równość seksualizacji i seksualności.



Katarzyna Mikuła
Dziennik Teatralny Łódź
25 października 2023
Portrety
Anna Obszańska