Był artystą wielkich zasług
Zbigniewa Zapasiewicza wspominają:Jan Kobuszewski
W swojej autobiografii Zbigniew Zapasiewicz wspomina scenę z września 1952 r., kiedy obaj panowie podeszliście do tablicy, na której wisiała lista osób przyjętych do warszawskiej szkoły teatralnej i z radością odczytaliście swoje nazwiska. Znaleźliście się na jednym roku. Jakim kolegą był Zbigniew Zapasiewicz?
- Ten moment przyniósł nam tylko potwierdzenie tego, co wiedzieliśmy nieco wcześniej, bo podsłuchiwaliśmy obrady rady uczelnianej i tam padły nasze nazwiska na "tak". Zbyszek od początku przejawiał zadatki na wielkiego artystę. Podchodził do spraw teatru, artyzmu, sztuki z wielkim nabożeństwem. To było u niego na pierwszym planie.
Co Pan w nim najbardziej cenił jako aktorze?
- Pomijając już jego wielkie walory sceniczne uważałem go zawsze za wielkiego recytatora. Zbyszek wspaniale czuł poezję. Wymyślił swój własny emocjonalny sposób jej podawania. Imponował wspaniałą techniką recytacji, znakomitą formą i umiejętnością przekazywania emocjonalnej treści słowa poetyckiego.
Utrzymywaliście panowie stały, przyjacielski kontakt?
- Po jakimś czasie nasze drogi trochę się rozeszły, a to z tego względu, że ja poszedłem w kierunku komedii, natomiast Zbyszek stał się aktorem na wskroś, par excellence dramatycznym, chociaż przecież komedia też jest rodzajem dramatu. Poza tym Zbyszek bardzo poświęcił się pedagogice teatralnej. Jego zasługi dla polskiej sceny i szkolnictwa teatralnego są olbrzymie.
Zbigniew Zapasiewicz wspominał też, że trochę zazdrościł Panu i Janowi Matyjaszkiewiczowi - jak mówił - utalentowanym kolegom swobody i lekkości w byciu na scenie. Sam miał problemy z nieśmiałością, trudności z otwarciem się, z opanowaniem oporu własnego ciała. Czy Pan to też obserwował?
- Myślę, że odczuwał obciążenie wynikające z tego, że pochodził z artystycznej rodziny Kreczmarów. Był oceniany także ze względów rodzinnych i to było dla niego barierą w osiągnięciu lekkości. Ani ja, ani kolega Matyjaszkiewicz nie mieliśmy takiego obciążenia odpowiedzialnością przed rodziną. Poza tym Zbyszek zanim przyszedł do szkoły teatralnej, studiował na politechnice chemię, więc takie przejście z innego świata też nie było dla niego łatwe.
Czy różnorodność gatunków granych ról można uznać za bardzo ważny rys jego emploi aktorskiego?
- Każdy aktor powinien dążyć do uniwersalności. Zbyszek jednak należał do artystów szczególnie wszechstronnych dołączając do aktorstwa także reżyserię i pedagogikę. Jego śmierć to wielka strata dla kultury polskiej. Odczuwam wielki żal za Zbyszkiem. Jestem zaskoczony i przybity.
Dziękuję za rozmowę.
Karol Strasburger
- Zbigniew Zapasiewicz był opiekunem mojego roku w warszawskiej szkole teatralnej. Był nie tylko utalentowanym aktorem, ale także prawdziwym autorytetem w naszym środowisku. Był w najlepszym tego słowa znaczeniu znakomitym rzemieślnikiem, mistrzem w zawodzie. Bardzo ważne było dla niego - by tak rzec - techniczne podejście do zawodu. Uczył nas techniki aktorskiej, mówienia tekstu, bycia na scenie, rzemiosła właśnie. Czuliśmy się w jego obecności komfortowo, bo w razie trudności zawsze mogliśmy poprosić go o pomoc. Był aktorem z "najwyższej półki" tak jak Gustaw Holoubek. Niestety, obaj już nie żyją.
Notował: Krzysztof Lubczyński
Trybuna
17 lipca 2009