Byłem szefem krasnoludków

Ja tam ttumaczę dzieciom jak ważna jest rozgrzewka w śpiewaniu i nauka ładnego wymawiania słów. A potem przy płycie można się fantastycznie bawić, śpiewając ze mną i z grupą Arfik, która mi towarzyszy.

O przygotowywanym w szczecińskiej Operze na Zamku musicalu dla dzieci oraz własnym dwupłytowym albumie z piosenkami, z Wiesławem Łągiewką, aktorem i reżyserem rozmawia Monika Gapińska w Kurierze Szczecińskim.

Monika Gapińska: Reżyseruje pan właśnie musical w szczecińskiej Operze na Zamku - "O krasnoludkach i sierotce Marysi"...

Wiesław Łągiewka: Przedstawienie powstanie oczywiście na podstawie książki Marii Konopnickiej. Nieżyjący już Henryk Banasiewicz napisał przed laty libretto i teksty piosenek, a kompozytor Janusz Stalmierski - muzykę. Realizatorami są również Małgorzata Bornowska, Grzegorz Kotek, Agata Tyszko. Bardzo istotne jest też to, że wystąpią - w różnych rolach teatralnych - soliści chóru opery, podobnie jak to było w spektaklu "Farfurka królowej Bony". Zwykle chór stoi z tytu, nieco w cieniu, a teraz chórzyści wystąpią w rolach aktorskich, solowych. Premiera zaplanowana jest na 17 stycznia. Mam nadzieję, że zgodnie z założeniem uda się dzieciom pokazać w spektaklu czas, w którym żyła Maria Konopnicka. Mówi się, że jej książka jest nieco archaiczna i mało przystępna. Podobnie jest z "Farfurką królowej Bony". Dlatego wystawiając tamten spektakl dołożyliśmy w programie słowniczek, by dzieci zrozumiały wszystkie słowa. Teraz też chcemy zrobić podobnie.

Jakie będą te krasnoludki w spektaklu?

- Bardzo polskie. Wielu z nas myśląc o krasnoludkach ma przed oczyma obraz tych disneyowskich. A nasze będą miały stroje częściowo ludowe, chłopskie adekwatne do granej roli. No i oczywiście brody, jak to krasnoludki.

Pan chyba też kiedyś grał krasnoludka, prawda?

- Tak, w operze. Bytem szefem krasnoludków o imieniu Tęgi Łebek (w bajce "Krasnoludki, krasnoludki"). Bardzo dawno temu to było.

Na pana podwójnym albumie -"Piosenki ze scenki. Pioseny ze sceny"- są utwory z różnych przedstawień. Czy są tam "krasnoludkowe" piosenki?

- Nie, ale są inne, choćby z "Bajkowej parady". Mam za sobą już trochę doświadczeń grania dla dzieci. Pięknym wspomnieniem jest choćby "Toto" Ernesta Brylla, czyli bajka o brzydkim kaczątku. Zagraliśmy wtedy ponad sto przedstawień. Zresztą, swoją działalność reżyserską zacząłem od "Iwana Siłacza", operowej jednoaktówki dla dzieci. Dyplom reżyserski też robiłem na bajce - na "Drzewku Aby Baby".

Na ile bycie ojcem i dziadkiem pomaga w reżyserii przedstawień dla dzieci?

- Na pewno pomaga. Zresztą, ja chyba mam duszę pedagoga. Skończyłem przecież Liceum Pedagogiczne.

Czy piosenka ważna jest w pana życiu?

- Bardzo! Już w szkole średniej bratem udział w różnych konkursach - piosenki żołnierskiej, radzieckiej... Mając 14 lat, śpiewałem w zespole Kleks. A na studiach to śpiewanie stało się jeszcze bardziej poważne. Zostałem wtedy laureatem konkursu piosenki studenckiej w Krakowie.

Nagrał pan piosenki dla dzieci na dwupłytowy album. Są tam choćby piosenki "na rozśpiewanie", również takie dla maluchów z problemami logopedycznymi...

- Ja tam ttumaczę dzieciom jak ważna jest rozgrzewka w śpiewaniu i nauka ładnego wymawiania słów. A potem przy płycie można się fantastycznie bawić, śpiewając ze mną i z grupą Arfik, która mi towarzyszy. Ważna jest też książeczka dołożona do każdej płyty. Na tej dla dzieci jest opis, jak osoba dorosła może wspólnie bawić się przy moich utworach z dzieckiem.

Druga płyta albumu jest dla dorosłych. To takie małe podsumowanie pana czterdziestoletniej pracy artystycznej.

- Są tam piosenki z przedstawień, w których bratem udział i lubiłem śpiewać, jak m.in. Jana Kantego Pawluśkiewicza z "Ogrodów czasu" czy z "Żołnierza Królowej Madagaskaru". Ale są też piosenki napisane specjalnie dla mnie, choćby przez Zbyszka Zamachowskiego. Jest również moja pierwsza piosenka "Barbara" z lat 60. czy utwory śpiewane przeze mnie w teatrze i kabarecie. Do płyty dołączona jest książeczka z opisem każdej piosenki i jej małą historią.

Kto najgłośniej śpiewa u pana w domu w Wigilię?

- Wszyscy. Kiedyś zrobiliśmy śpiewanie kolęd z rodziną i przyjaciółmi mojej córki Marty (aktorki teatru "Pleciuga"- przyp. red.), z graniem na dwie gitary. U nas zawsze po kolacji, opłatku i prezentach jest śpiewanie kolęd.



Monika Gapińska
Kurier Szczeciński
18 grudnia 2014