Cały maj będzie w Teatrze Telewizji premierowy
Oczekiwania widowni warszawskiej czy krakowskiej bywają inne niż publiczności w Kielcach lub w innych mniejszych miastach. Czasami natomiast bywają zaskakująco podobne. Podziały społeczne przebiegają w zupełnie nieoczekiwanych miejscach i to też powinno przekładać się na układanie programu Teatru TV.Nowi dyrektorzy Teatru TVP. - Cały maj będzie w Teatrze TV premierowy. Naszą ambicją jest to, żeby w każdy poniedziałek w Jedynce odbyła się premiera. Być może uda się także wyemitować jedną premierę w TVP Kultura - Grzegorzowi Janikowskiemu mówią dyrektor Teatru TVP Michał Kotański i jego zastępca Wojciech Majcherek.
Grzegorz Janikowski: W jakim stanie zastał pan dyrektor Teatr TV?
Michał Kotański: Cóż, budżet jaki zastaliśmy, był mały. W zasadzie na przetrwanie. Wiem, że sześć, siedem lat temu był on zdecydowanie większy i pozwalał na budowanie w miarę ciekawego programu. Żeby być uczciwym trzeba powiedzieć, że kiedy PiS wkroczył do TVP, przez moment pomysł na Teatr Telewizji nie był wcale taki zły. Istniał plan, żeby to była silna agencja – nawet miała stosowną nazwę: Agencja Kreacji Teatru Telewizji. Jednak wskutek upolitycznienia, przepychanek i walki o władzę budżet zmalał, a Teatr Telewizji stracił możliwości produkcyjne.
Wojciech Majcherek: Do tego, co Michał Kotański powiedział, warto dodać, że w ostatnich ośmiu latach mieliśmy do czynienia z bojkotem TVP - a więc też tym samym Teatru Telewizji - ze strony części środowiska teatralnego i filmowego. Jest wielu aktorów i reżyserów, którzy w tym czasie nie zrobili nic w Teatrze TV. Niektórych TVP nie zapraszała, bo narazili się politycznie. Dla mnie takim sztandarowym przykładem nieobecności wybitnych artystów w TVP jest Janusz Gajos. Jak można było dopuścić, aby aktor tej miary nie pracował w Teatrze TV?
Na szczęście już od pierwszych dni, kiedy zaczęliśmy pracę przy Woronicza 17, mamy mnóstwo sygnałów, że artyści chcą wrócić do Teatru TV. Zgłaszają swoje propozycje i nie ma już tego oporu, który istniał przez ostatnie lata.
PAP: Jak zdaniem panów powinna wyglądać normalnie funkcjonująca struktura Agencji?
M.K.: Szefostwo TVP otrzymało od nas plan, w którym napisaliśmy, jak wyobrażamy sobie przyszłą działalność Teatru TV zarówno w wymiarze organizacyjnym, jak i merytorycznym. Chcemy przywrócić Teatrowi Telewizji rangę, na jaką zasłużył w wyniku swej 70-letniej historii i jesteśmy przekonani, że istnieje wciąż ogromna rola kulturowo-społeczna tego teatru. Obecnie dużo naszej energii wkładamy w to, żeby z jednej strony reanimować tę instytucję, zbudować jej strukturę tak, aby redakcja Teatru TV w pełni odpowiadała za programowanie repertuaru i za jego produkcję. Równocześnie, w takich warunkach, jakie zastaliśmy, staramy się programować nadchodzący sezon.
PAP: Za czasów Jerzego Koeniga Teatr TV był potęgą. Realizowano około 130 premier rocznie, co wymagało olbrzymiego budżetu. To wtedy Teatr TV zaczęto nazywać "prawdziwym teatrem narodowym". Wspomniał pan, że budżet jest mniejszy, na przetrwanie. Zapytam z niepokojem, jaką wizję macie panowie i ile premier zamierzacie zrealizować?
M.K.: Myślimy o około 35 premierach rocznie. Mam nadzieję, że uda się to zrealizować. Oczywiście, w tej chwili trwają zmiany organizacyjne w TVP, które wymagają czasu. My powoli staramy się realizować to, na co umówiliśmy się z szefostwem TVP.
Mamy nadzieję, że publiczność wróci do Teatru TV. Teraz średnia oglądalność jest poniżej 200 tys. To jest oczywiście wciąż spora liczba w porównaniu z widownią teatrów żywego planu. Ale chcielibyśmy, żeby frekwencja poniedziałkowych przedstawień wzrosła.
PAP: Z czego będzie się składał repertuar?
M.K.: Repertuar Teatru TV powinien być różnorodny, uwzględniający różne potrzeby widowni. Obok premier klasyki polskiej i światowej, będzie miejsce na teksty współczesne. Chcemy też, aby kontynuację miała Scena Faktu, ale inaczej niż dotychczas zdefiniowana, otwarta bardziej na współczesność.
PAP: Czy to oznacza, że zakładają panowie odejście od polityki historycznej?
M.K.: Przyznam, że ta tematyka niezbyt mnie interesuje w wydaniu, jakie dominowało w ostatnich latach. Wiele przedstawień Sceny Faktu było robionych ewidentnie na zamówienie polityczne, prezentowało czarno-białą wizję rzeczywistości. Niewiele propozycji obroniło się w wymiarze artystycznym.
W.M.: Myśląc o programie Teatru Telewizji chcielibyśmy kierować się ambicją, aby był to wzorcowy teatr publiczny, a więc realizujący poważną misję, przy komfortowym założeniu, że może angażować najlepszych twórców. Stąd kryterium jakości wykonania oferty jest dla nas bardzo ważne. No i należy pamiętać, że Teatr TV ma różną publiczność.
M.K.: Chciałbym dodać parę słów do tego, o czym mówił Wojciech Majcherek. Z perspektywy dyrektora Teatru im. S. Żeromskiego w Kielcach - a więc osoby pracującej poza dużym ośrodkiem - czasem nieco intensywniej doświadczam tego, iż funkcjonujemy w różnych "bańkach", które w zaskakująco odmienny sposób opisują świat wokół. Oczekiwania widowni warszawskiej czy krakowskiej bywają inne niż publiczności w Kielcach lub w innych mniejszych miastach. Czasami natomiast bywają zaskakująco podobne. Podziały społeczne przebiegają w zupełnie nieoczekiwanych miejscach i to też powinno przekładać się na układanie programu Teatru TV.
PAP: Zapowiedzieli już panowie, że planują przeniesienia "Jak nie zabiłem mojego ojca i jak bardzo tego żałuję" w reż. Mateusza Pakuły - koprodukcji krakowskiej Łaźni Nowej i kieleckiego Teatru im. S. Żeromskiego oraz musicalu "1989" w reż. Katarzyny Szyngiery, będącego koprodukcją krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim. Czy mogą panowie podać kolejne tytuły lub nazwiska realizatorów?
M.K.: Oba wspomniane tytuły, to jedne z najbardziej docenionych spektakli ostatnich sezonów i bardzo się cieszę, że uda się je pokazać widzom TVP. Równocześnie intensywnie pracujemy, prowadzimy rozmowy i negocjacje na temat kolejnych rejestracji i realizacji. Jednak z informacją o tytułach i realizatorach chcę się wstrzymać do konferencji prasowej.
W.M.: Możemy teraz zdradzić, że cały maj będzie w Teatrze TV premierowy - w każdy poniedziałek w Jedynce chcemy pokazać nowy spektakl. Być może uda się także wyemitować jedną premierę w TVP Kultura. Słowem, maj będzie zwieńczeniem tego sezonu Teatru TV i stanowić otwarcie nowego rozdziału w jego historii.
PAP: Chcecie panowie zaprosić do współpracy Jana Englerta, Agnieszkę Glińską, reżyserów filmowych. Kogo jeszcze?
W.M.: Na pewno będziemy chcieli, aby paleta zapraszanych twórców do Teatru TV była szeroka, tzn. żeby pracowali twórcy o ustalonej renomie, z dużym dorobkiem, jak również artyści, którzy rozpoczynają swoje kariery i mogą wnieść coś nowego, świeżego do formuły telewizyjnego teatru. Mogą to być z jednej strony reżyserzy związani z teatrem, ale nie wykluczamy zaproszenia artystów, których domeną jest film.
Tak zresztą było w najlepszych czasach Teatru TVP. Nie chcielibyśmy się zamykać w jednej grupie twórców, w jednej generacji.
PAP: Telewizja Polska w poprzedniej kadencji kupiła spektakle z cyklu "Teatroteka". Czy twórców tego cyklu też będziecie panowie zapraszać?
W.M.: To naturalny ruch, że wyróżniający się reżyserzy, którzy tworzyli przedstawienia w ramach "Teatroteki" powinni mieć szanse pracy w Teatrze TV. Zresztą tak się działo, czego przykładem są spektakle Wawrzyńca Kostrzewskiego. W pewien sposób "Teatroteka" – ten świetny projekt realizowany przez WFDIF - jest zapleczem dla Teatru TV.
PAP: W ostatnim sezonie do Teatru TV wrócił Teatr Sensacji, czyli popularne "Kobry". Czy ten nurt będzie kontynuowany?
M.K.: Gdy przyszliśmy do Teatru TV jedna "Kobra" była w produkcji, przy czym planowano ją pokazać w formule teatru "na żywo". Mieliśmy sporo wątpliwości wobec tych transmisji "na żywo", a dziś już wiemy, że one były robione przy małych budżetach i na szybko, co w znacznej mierze odbijało się na jakości tych spektakli.
Podjęliśmy decyzję, żeby "Kobrę", która była w produkcji, zrealizować jako oryginalne przedstawienie. Zaplanowaliśmy kilka dni zdjęciowych i pełną postprodukcję. Jednak kontynuacji Teatru Sensacji nie planujemy.
W.M.: Uważam, że pomysł poprzedniej ekipy, aby wrócić w TV Telewizji do jego początków i znowu pokazywać przedstawienia na żywo ze studia telewizyjnego, był całkowitą pomyłką. Dla twórców to był niepotrzebny kłopot, a dla publiczności chyba nie miało to większego znaczenia. Oczywiście nie wykluczamy, że przy jakichś szczególnych okazjach formuła transmisji może mieć sens i można będzie z niej skorzystać (np. w przypadku prezentacji spektakli teatrów żywego planu), ale to musi być bardzo poważnie artystycznie uzasadnione.
PAP: Czy pojawią się przedstawienia dla dzieci i młodzieży?
M.K.: Rozmawiamy o tym z twórcami, informując ich, że chcielibyśmy także realizować spektakle dla dzieci. Nie wiem, kiedy uda się uruchomić ten cykl, ale Teatr Młodego Widza mamy w pamięci.
W.M.: Warto sobie uzmysłowić, że po raz ostatni TVP regularnie nadawała spektakle dla dzieci w latach 90. Od ćwierć wieku ta produkcja została zaniechana. Przez ten czas wszystko się zmieniło. Funkcjonujemy w zupełnie innych realiach.
Wydaje mi się, że obecnie, aby robić teatr dla dzieci - trzeba naprawdę dobrze przemyśleć, w jakiej formie artystycznej powinien być realizowany. Wrażliwość młodej publiczności jest już inna. Jej wyobraźnię co innego kształtuje.
Jednak na pewno warto podjąć próbę przygotowania widowisk telewizyjnych dla młodszej publiczności. Może sięgając do wartościowej literatury stworzy się alternatywę dla tego, czym ta widownia nasiąka np. w Internecie.
PAP: Jakie będą losy Festiwalu "Dwa Teatry"?
M.K.: Chcemy wrócić do Sopotu. Rozmowy w tej sprawie już się odbywają. Myślę, że uda się to zrobić już w tym roku.
W.M.: W programie konkursowym festiwalu będziemy musieli uwzględnić przedstawienia, które zrealizowano w Teatrze TV w minionym roku. Dopełnimy je wspomnianymi spektaklami wyprodukowanymi na wiosnę i wyemitowanymi w maju. Ale mamy też pomysły na bogaty program pozakonkursowy. A w Sopocie zawsze była widownia żywo zainteresowana Teatrem TV.
PAP: Jako dyrektor Teatru im. S. Żeromskiego finalizuje pan modernizację i rozbudowę kieleckiego teatru. W styczniu br. zarząd województwa świętokrzyskiego przedłużył z panem na pięć lat kontrakt dyrektorski. Zapowiedział pan, że "czuje się zobowiązany do zakończenia kieleckiej inwestycji". Jak Michał Kotański zamierza łączyć obowiązki dyrektorskie w Kielcach z obowiązkami dyrektora Teatru TV? Czy ma pan już dalsze plany?
M. K.: Na budowę teatru w Kielcach poświęciłem sześć lat mojego życia i chciałbym dokończyć tę inwestycję. W tak niewydolnym administracyjnie państwie, jakim jest Polska, w trakcie kilku fal covidu, wojny przy granicy, inflacji i politykach co sezon próbujących zamykać teatr z powodów ideologicznych, było to momentami wyjątkowo trudne doświadczenie. Wprowadzanie na ostatniej prostej osoby, która miałaby się uczyć od początku całego procesu związanego z budową, mijałoby się z celem. Jednocześnie wydarzenia ostatnich sezonów pokazują, że każda próba zmiany, naprawy świata, która nie bierze pod uwagę emocji, potrzeb konkretnego zespołu, specyfiki instytucji - jest raczej skazana na porażkę. Dlatego, pomimo tego że podjąłem się nowych obowiązków, chciałbym mieć czas na podjęcie ostatecznych decyzji. Myślę, że w obecnie zaistniałej sytuacji, podjąłem racjonalne działania, które zabezpieczyły obie instytucje w taki sposób, iż mogą skutecznie funkcjonować. W Teatrze Telewizji współpracuję z Wojciechem Majcherkiem, który ma duże doświadczenie telewizyjne. Przez dwie dekady pracował i współpracował z Teatrem TVP. W Kielcach pomaga mi doświadczony manager projektu - inżynier i budowlaniec.
Dodam, że przez ostatnie lata właściwie w każdym tygodniu jeździłem pomiędzy Kielcami i Warszawą na spotkania z architektami lub w MKiDN walcząc o finansowanie inwestycji. Pod względem organizacyjnym nic się dla mnie właściwie nie zmienia.
Grzegorz Janikowski
Kurier PAP
7 marca 2024