Casting

Jak co roku odbył się casting do Bałtyckiego Teatru Tańca. We wszystkich tego typu zespołach na świecie uzupełnia się w ten sposób braki i poszukuje nowych tancerzy, bo w tym zawodzie skład grupy wykrusza się jak w sporcie wyczynowym. Mylą się anonimowe plujki internetowe, że ktoś odszedł, bo miał dosyć współpracy z nami.

Niektórzy odpadają z powodu kontuzji, inni nie dają sobie rady z coraz trudniejszymi zadaniami jeszcze inni po prostu się starzeją. Są i tacy, co szukają szczęścia w bogatszych teatrach w wielkim świecie. Tak jest wszędzie tam, gdzie istnieje postęp i rozwój artystyczny. Tak jest w BTT. Mylą się anonimowe plujki internetowe, że ktoś odszedł, bo miał dosyć współpracy z nami. Wręcz odwrotnie. Niektórzy tak bardzo nie chcą odchodzić, że walczą o to na sali sądowej. Mylą się też anonimowi stróże publicznych pieniędzy, że wydajemy je na castingi - niepotrzebne, skoro mamy fajnych pracowników na miejscu.

Otóż tancerze zgłaszający się do nas sami kupują sobie bilety i wynajmują hotele, żeby tylko stawić się na czas na naszej sali baletowej. Nie wydajemy na nich nawet złotówki. A stawiło się w tym roku, w przeciwieństwie do chudych lat poprzednich, ponad sto osób z całego świata z Japonią i Australią włącznie. Jest wśród nich również sporo tegorocznych absolwentów szkół baletowych z Polski. Pytani o to, dlaczego przyjechali akurat do Gdańska odpowiadają tak samo - słyszeli o BTT, którego sława szybko rozchodzi się po świecie i każdy z nich sprawdził nas w internecie, a po obejrzeniu naszych stron, gdzie widać wyraźnie i dorobek i plany na przyszłość, zdecydowali się na podróż do wciąż niedostępnego komunikacyjnie Gdańska.

Mamy dla nich tylko pięć miejsc w tym roku, więc wybór jest bardzo trudny i dlatego trwało to aż trzy dni, żeby sprawdzić możliwości, kwalifikacje i talent każdego z nich. Wielu odchodzi rozżalonych, ale większość już na castingu widzi, że wymagania stawiane naszym tancerzom są bardzo wysokie. Ci najlepsi, szczególnie z dalekich zakątków świata, mają już i za, i przed sobą castingi w innych teatrach Europy. Bardzo ważne jest dla nas, by mieć pewność, że skoro ich wybierzemy, to i oni wybiorą nas. Dlatego tak ważnym etapem naszego castingu była później obecność naszych gości na wieczornych spektaklach Izadory Weiss "Czekając na..." i "Święta Wiosny". Byliśmy dumni, że wychodzili z nich wzruszeni i zachwyceni. Deklarowali gotowość podjęcia u nas pracy od zaraz. Nie chcieli już szukać dalej innej oferty. Wszyscy wybrani przez nas pragnęli zostać już z naszymi cudownymi tancerzami, ich charyzmatyczną szefową i atmosferą teatru, gdzie każdy może się poczuć jak w domu, wśród przyjaciół pochłoniętych pasją uprawiania tańca, jako najwyższej formy sztuki wywołującej wraz z muzyką wzruszenia nieporównywalne z innymi formami.

Pensja, jaką możemy im zaproponować lekko ich konfuduje, zwłaszcza Japończyków, kiedy przeliczą złotówki na euro, a te na jeny. Musimy im dodatkowo uprzytomnić jakie tu są ceny i ile wydadzą na życie. Wtedy już spokojnie myślą tylko o argumentach artystycznych, a te są nie do podważenia. Tym bardziej, jeśli ktoś podróżował po świecie i niejedną choreografię widział. Kanadyjka z Lozanny tańczyła tam w "Święcie Wiosny" Bejarta. Po obejrzeniu naszego była tak zachwycona, że postanowiła już do Lozanny nie wracać. O ileż byłoby nam łatwiej przekonać naszych lokalnych zajadłych oponentów, gdyby mieli właśnie trochę większą skalę porównawczą, tak jak te dziesiątki tancerzy z całego świata.



Marek Weiss
Operabaltycka
27 marca 2012