Casting do opery dziecięcej

odbył się 18 września w Teatrze Wielkim

Dziesiątka dzieci bawi się w kółku. Muzyka podkręcona na cały regulator. Słychać trąbkę ze słynnego "Cantaloop" zespołu US 3 - zsamplowanej wersji standardu "Cantaloupe Island" Herbiego Hancocka. Palarnia opery poznańskiej przypomina dyskotekę, choć trwają przesłuchania doopery dziecięcej

- Rozluźniamy ciało! - mówi potrząsająca ramionami Beata Redo-Dobber, która tańczy w kółku z dziećmi. - A teraz wchodzimy do środka i przedstawiamy się do rytmu! - woła. Dzieci wbiegają pojedynczo i wykrzykują swoje imiona. Jeszcze nie wiedzą, że pani, która z nimi tańczy, to reżyserka zaplanowanej na listopad premiery opery dla dzieci „Brundibar” Hansa Krasy. W piątek w Teatrze Wielkim do wieczora odbywała się druga tura przesłuchań. Do Poznania przyjechały dzieci w wieku 7-17 lat z całej Wielkopolski, a także z Zielonej Góry, Inowrocławia czy Kamienia Pomorskiego. - Podczas pierwszej tury przesłuchań było ok. 30-40 osób - mówi Zofia Dowjat z Fundacji Jutropera, organizatora przesłuchań. - Teraz jest niesamowity tłum, ponad dwukrotnie większy. Zgłoszenia odbierałam do ostatniej chwili. Przyjmuję ich, bo a nuż właśnie jedzie do nas jakiś wielki talent - tłumaczy. Dzieci, które się zgłosiły, są różne: całkiem małe i prawie dorosłe. Niezależnie od wieku, każdego obowiązują te same zasady. Podczas tańca grupowego sprawdza się muzykalność i poczucie rytmu. Później każdy wchodzi pojedynczo. Przed komisją, w której siedzi jeszcze dwójka artystów - dyrygent przedstawienia Aleksander Gref oraz kierownik muzyczny Opery Kieszonkowej Krzysztof Słowiński - trzeba zaprezentować piosenkę i wiersz. Jurorzy pytają, prowokują, przesłuchują przy fortepianie, obserwują i zapisują w notatkach punktację. Ocenić niełatwo, bo każdy jest niepowtarzalny i często zaskakuje umiejętnościami. - Dzieci stymulowane przez realizatorów spektaklu wyczyniają takie rzeczy, że aż zapiera dech w piersi - mówi Dowjat. - Gdy śpiewają gamę, okazuje się, że mają bardzo wysoki albo bardzo niski głos. Często posiadają fantastyczną wyobraźnię i przepięknie realizują zadania reżysera - dodaje. Niektóre mają już za sobą doświadczenie sceniczne. Tak jak ośmioletnia Ania, która razem z Martą, siostrą bliźniaczką, brała już udział w musicalach. 11-letnia Weronika, uczennica jednej z poznańskich szkół muzycznych, też jest obyta ze sceną: - W szkole gram na regularnych przesłuchaniach - tłumaczy. A grupa nastolatek ze studia piosenki w Zielonej Górze dodaje: - Mamy doświadczenie na festiwalach i konkursach muzyki rozrywkowej, na przesłuchaniach do konkursów poezji śpiewanej i musicali. Ale są też i tacy, którzy stają przed jury po raz pierwszy. - To był mój pierwszy casting. Najbardziej bałem się pomyłki - mówi 10-letni Kuba, uczeń szkoły chóralnej, który śpiewa od czterech lat. Nastolatki stają do przesłuchań z różnych powodów. - W przyszłości chciałabym być piosenkarką albo aktorką - mówi 15-letnia Klaudia. - Każde przesłuchanie to nowe doświadczenie, które jest potrzebne, bo pokazuje, co trzeba zrobić, żeby być lepszym - tłumaczy. Podobnie myśli 16-letnia Żaklina: - Chcę spróbować czegoś nowego, sprawdzić się i nabrać doświadczenia. Młodsze dzieci mają inną koncepcję. - Lubię operę i wpadłam na pomysł, że może będzie fajnie i ludzie będą nam bili brawo na scenie - marzy ośmioletnia Marta. A 10-letni Jasiu, który chce zostać kucharzem i przyszedł na przesłuchania z młodszym bratem Wojtkiem, tłumaczy: Będziemy mieli przyjemność. No i będzie można też trochę poopowiadać kolegom.

OperaBrundibar” powstała w 1938 r. Premierę miała w czasie wojny. Wystawiano ją m.in. w Terezinie - obozie, który pełnił funkcję przystanku przed Auschwitz czy Treblinką. Większość wykonawców stracono. Jednak pamięć o nich przetrwała w rolach Aninku i Pepicka, którzy przy pomocy Psa Azora, Wróbla, Kocura i gromady dzieci przepędziły złego kataryniarza Brundibara. Dzięki temu udało im się zebrać pieniądze dla chorej mamy. Poznańskie przesłuchania wyłonią 18 chórzystów i być może - także solistów. - W głównych rolach przewidujemy dorosłych. Jeśli jednak znajdziemy jakieś wielkie talenty, zdecydujemy się na dzieci - mówi Dowjat.



Martyna Pietras
Gazeta Wyborcza Poznan
21 września 2009