Cena wielkiej sztuki

Pierwszy przyszedł mężczyzna. Stanął przed zamkniętymi szklanymi drzwiami. Była godzina szósta rano. Godzinę później stało za nim 25 kolejnych osób. O dziesiątej, gdy otworzono kasy, przed budynkiem kłębiła się już stuosobowa kolejka. Tak w czerwcu zeszłego roku, przed Nocą Teatrów, widzowie stali po bilety do Opery Krakowskiej. Już od kilku lat widać, że opera staje się powszechną rozrywką

Uważana za sztukę elitarną, przeznaczona tylko dla bardziej wrażliwych i bogatych, zjednuje nowe rzesze wielbicieli. Opera, gatunek, który królował w XIX wieku, a któremu upadek przepowiadano w latach 60, staje się ponownie modna. Teatry operowe pękają w szwach, zaś kinowe transmisje i retransmisje spektakli z Metropolitan Opera, La Scali czy Covent Garden cieszą się tak wielkim powodzeniem, że trzeba organizować dodatkowe seanse. Podczas gdy w minionym sezonie transmisje z MET obejrzało 1,7 min widzów z 37 krajów, w tym zobaczy je ponad 4 min osób z 42 krajów świata. 

Opera ze swoim przepychem, rozmachem, elegancją stała się przeciwwagą do brzydoty panującej w teatrach dramatycznych; alternatywą dla medialnej brutalności i bylejakości. Chcemy oglądać wzruszające historie, w pięknej oprawie, wyczarowywane na naszych oczach, którym towarzyszy doskonała muzyka. I za przeniesienie się w ten inny świat potrafimy zapłacić dużo, a za granicą nawet bardzo dużo.

15 metrów

Muzyka z radia cicho płynie. Maszyny do szycia szemrzą jednostajnie. W pracowni krawiectwa damskiego Opery Krakowskiej jest wyjątkowo jasno. Na warsztat trafiły kostiumy z najnowszej premiery baletowej "Kopciuszek" [na zdjęciu]. Przywieziono je do poprawek. Tu się rozpruło, tam się zwinęło, trzeba przepatrzeć, przeszyć, wzmocnić. Na wieszakach wiszą suknie z pięknych materiałów: atłas, tafta, żorżeta. Z bliska widać ich niezwykłą urodę: szczegóły zdobienia, szycie, ściegi. Prawdziwe rękodzieła.

- Kopciuszek, to były trudne kostiumy. Dostałam zajęcia i na ich podstawie trzeba było wymyślić krój, opracować jak szyć, by uzyskać taki efekt - mówi wyciągając teczkę z fotografiami - Alicja Tekiela, która w pracowni w Operze spędziła ponad 40 lat Była już na emeryturze, gdy zaproponowano jej powrót do pracy. Nie wahała się, bó bez magii teatru trudno jej było żyć. - Na żółte suknie córek trzeba bybpo 15metrów materiału. Do tego jeszcze obręcze. Szkoda mówić. Tyle pracy, a po przedstawieniu suknie wróciły do nas wytarte na scenie. Musimy je naprawiać..

Niektóre kostiumy są arcydziełami, np. endlowane na żyłce suknie do "Traviaty", albo do ,.Ptasznika z Tyrolu" uszyte z tiulu, który imitował ptasie piórka. - Tam cała sukienka składała się z listków, doszywałamjeszcze ogon i pióra Gdy reżyser zobaczył, klasnął w ręce i krzyknął:, Alusiu, bez pudła Idealnie "- wspomina Alicja Tekiela.

W tym sezonie wielkie szycie związane było z premierą "Carmen". Do tego spektaklu krawcowe z damskiej pracowni przygotowały 107 sukien, prawie tyle samo było też kostiumów dla panów, zrealizowanych w męskiej pracowni Przez scenę przewija się bowiem ponad 120 osób, w tym soliści, chórzyści, balet, statyści.

W sumie tylko pracownia damska na uszycie kostiumów do "Carmen" zużyła 8O0 metrów bieżących materiałów oraz blisko lL kilometra dodatków. Przygotowaniom do premiery towarzyszyły także liczne przeróbki ze starych kostiumów, wyciągniętych z magazynów. - Czasem nada się rękaw, czasem gorset, albofalbany. Teraz takie czasy, że wszystko się wykorzystuje - tłumaczy Katarzyna Kłębczyk, szefowa damskiej pracowni krawieckiej.

- Doskonałych kostiumów nie pozwalamy jednak zniszczyć. Bronimy własną piersią, chowając w magazynie przed scenografami. Ostatnio zauważyłyśmy, że tylko jeden kostium zachował się po Iwonie Borowickiej - mówi Alicja Tekiela.

Numer 

"Carmen", arcydzieło Bizeta, to fenomen, który na całym świecie bije rekordy popularności. Opowieść o miłości sierżanta do pięknej Carmen, gdzie króluje namiętność, zdrada i śmierć, swoją popularność zawdzięcza przede wszystkim muzyce. Niemal każda aria to hit. Bo któż nie zna "Habanery" czy, .Pieśni torreadora". Trudno się zatem dziwić, że w Krakowie bilety - 760 miejsc - na spektakl "Carmen" sprzedają się wgodzinę, niezależnie od tego, kto śpiewa w partiach solowych. Dlatego na sześć kolejnych spektakli, które zostaną pokazane jeszcze do końca sezonu, nie ma już ani jednego wolnego miejsca

Dlaczego Opera Krakowska nie zagra więcej spektakli "Carmen", skoro tak dobrze się sprzedają? - Jesteśmy teatrem repertuarowym, a nie typem sceny stagione, gdzie mamy jeden tytuł i zgrywamy go przez miesiąc, rok czy przez kilkanaście lat, jak to dzieje się na Broadway\'u. Publiczność od nas wymaga, abyśmy grali także inne spektakle - mówi Bogusław Nowak, dyrektor Opery Krakowskiej.

Tym bardziej, że te inne spektakle w Operze Krakowskiej także sprzedają się wyśmienicie: , Faust" Gounoda, "Don Giovanni" Mozarta, "Straszny dwór" Moniuszki czy "Zemsta nietoperza" Straussa. Na te spektakle średnia frekwencja wynosiła w zeszłym roku dobrze ponad 90 procent Wyjątkiem są, "Diabły z Loudun" Pendereckiego, które cieszą się nie tak wielkim zainteresowaniem publiczności i mają 57-procentową frekwencję.

W La Scali za bilet na najbliższą "Carmen" trzeba zapłacić od 235 do 636 dolarów (ok. 770 - 2080 zł), w Metropolitan Opera od 280 do 763 dolarów (ok. 900 - 2500 zł), w Teatrze Wielkim Operze Narodowej od 20 do 130 zł, zaś w Operze Krakowskiej od 25 do 120 zl.

W największych teatrach operowych ceny biletów są zróżnicowane i nie tylko zależą od miejsca fotela, ale od popularności tytułu oraz inscenizacji, a także od wyprzedzenia, z jakim kupowany jest bilet Czyli im bliżej do premiery, tym bilety droższe. W La Scali bilet na lipcowego "Fausta" kosztuje od 221 do 782 dolarów. W MET za bilet na wrześniową "Toscę" trzeba zapłacić 54-392 dolary, październikowego "Borysa Godunowa" - 55-455 dolarów, na "Don Pasquale" i "Carmen" w listopadzie - 55-457 dolarów.

Razy 10

W Operze Krakowskiej ceny biletów także są zróżnicowane. Bilet na spektakle dziecięce kosztuje 15,20 zł; na małe przedstawienia, takie jak "Śpiewam miłosny rym" czy, .Historia żołnierza", 35 zł, na spektakle przedpołudniowe do 50 zł, na "Fausta" czy "Diabły z Loudun" do 100 zł a na tytuły najbardziej popularne m.in.: "Dama pikowa", "Rigoletto", Straszny dwór" do 120 zł. Wprowadzona też została kategoria premiery i wydarzenia specjalne 40-140 zł. Ostatnio najdrożej sprzedanymi okazały się bilety na koncerty z Mariuszem Kwietniem i Aleksandrą Kurzak od 100 do 400 zł. Choć Mariusz Kwiecień z powodu choroby nie zaśpiewał i został zastąpiony przez Artura Rucińskiego, a kasa operowa wyjątkwo oddawała pieniądze za Mety, zwrotów nie było aż tak wiele.

- Według naszych symulacji wynika, że dopiero gdyby ceny biletów były około dziesięciokrotnie wyższe, pozwoliłyby na zbilansowanie poniesionych kosztów. Jednak ponieważ niemożliwe jest, aby bilet do Opery na droższe przedstawienie kosztował tysiąc zł, a na tanie 200 zł, różnicę pomiędzy ceną a jego rzeczywistą wartością pokrywa teatr z dotacji. I tak się dzieje na całym świecie. Opera jest zawsze dotowana. I musimy się z tym pogodzić - mówi dyrektor Nowak.

Opera to najdroższa ze sztuk. Na scenie znajduje się często blisko 200 osób, które występują - tak jak w przypadku Opery Krakowskiej - tylko dla 760 widzów. Do tego jeszcze w kulisach pracuje przy przedstawieniu około 50 osób. - Opera to wielkie przedsiębiorstwo produkcyjne, wielki zakład z normalnymi problemami. To min. pracownie krawieckie, ślusarskie, stolarskie, modelarskie, a takżefryzjerki - podkreśla Wiesław Sawa, zastępca dyrektora ds. produkcji, główny inżynier. - Opera jest niczym wielkie urządzenie, które musi sprawnie działać w różnych okolicznościach.

Ok. 100 osób zatrudnionych jest przy produkcji przedstawienia. Jedni odpowiadają za eksploatację tytułów będących na afiszu, inni pracują przy powstawaniu nowych spektakli. Dekoracje do pięciu tytułów mieszczą się w podziemiach teatru, pozostałe muszą być wywiezione do magazynu na ul. Romanowicza.

Najdroższą produkcją była "Carmen". Koszty związane z przygotowaniem i wystawieniem spektaklu wyniosły ok. 1 min zł; ale już baletu "Spojrzenia"

350 tys. zł, a widowiska poetyckiego rozgrywającego się na scenie kameralnej "Śpiewam miłosny rym" 100 tys. zł. To, że widzowie zobaczą jeden spektakl, kosztuje w przypadku "Carmen" 47 tys. zł, baletu "Spojrzenia" 30 tys. zł, a "Śpiewam miłosny rym" 15 tys. zł, zaś wpływy z biletów w kolejności wynoszą: 36 tys. zł, 22 tys. zl i 4 tys. zł.

Po zsumowaniu wszystkich kosztów stałych i zmiennych oraz wpływów do kasy wynika, że: średni koszt jednego spektaklu wynosi niewiele ponad 182 tys. zł, zaś wpływ za jeden spektakl 16,5 tys. zł. Widz powinien średnio za bilet zapłacić 331 zł, tymczasem płaci średnio 33 zł. Co znaczy, że Opera do każdego biletu dopłaca z dotacji 298 zł.

Piekło na ziemi

Na środku pracowni na wielkiej jasnej ladzie rozłożone są bele materiału. Leżą tiule, atłasy, szyfony, żorżety. Obok rysunki do premiery bajki dla dzieci "Księga lasu". - Skrzydła trzeba mu uszyć z koła, bo inaczej nie będzie mógł podnieść rąk tak wysoko - pokazuje Alicja Tekiela

- W teatrze należy nie tylko dobrze szyć, ale także znać wiele sztuczek. Bo kołnierzyk w sukience musi być przyszyty, aby nigdy się nie odwinął, bo talia niby jest w pasie, a jednak trochę poniżę/, aby tancerz mógł mocno objąć partnerkę przy podnoszeniach - tłumaczy Katarzyna Kłębczyk.

Trzeba być także dyspozycyjnym. Przed premierą nieraz należy wykończyć, zmienić, poprawiać. - Mój rekord, to gdy przez trzy noce uszyłam 19 gorsetów. Wystarczy także telefon, by biec w niedzielę do pracy. Nie wszyscy to wytrzymują - śmieje się Alicja Tekiela. - Przy "Carmen" tak było. Dziewczyny miały tylko dwie godziny, by dopasować suknię śpiewaczce, która przyjechała na nagłe zastępstwo. Zresztą to przedstawienie od początku było pechowe. Reżyser trafił do szpitala, scenografka się przewróciła, techniczny złamał nogę a na koniec po pierwszym akcie zasłabła pani Walewska.

Próba generalna to dla krawcowych piekło na ziemi. Siedzą wtedy na widowni i obserwują. Co się źle układa w ruchu, co się marszczy, zwija. Planują, jak poprawić. Wracają do pracowni i w wielkim pośpiechu znowu czeka je prucie, szycie, prucie, szycie. - Gdyby nas to nie cieszyło, to byśmy tu nie pracowały

- mówi Katarzyna Kłębczyk, po czym dodaje: - Sztuka wymaga poświęceń także od nas; sztuka ma swoją cenę.

Mężczyzna stanął pod szklanymi drzwiami Opery Krakowskiej. Obserwował chwilę. Wreszcie zdecydował się. Tym, co odeszli zawiedzeni od kasy, zaproponował kupno zaproszenia na spektakl. Szybko zamienił tekturowy blankiet na pieniądze i odszedł zadowolony. Bo wie, że bilety do Opery to dobry towar i na zaproszeniach wygranych w konkursach w mediach można nieźle zarobić.



Agnieszka Malatynska-Stankiewicz
Dziennik Polski
21 maja 2010