Charlie kontra widzowie

Nietypowy, inny, oderwany od typowych teatralnych inscenizacji - eksperymentalny spektakl Teatru Wybrzeże "Charlie bokserem" w reżyserii Piotra Cieplaka będzie budził duże kontrowersje. Bo przy szczątkowej dramaturgii proponuje performance, teatr tańca i przede wszystkim... wykład z historii sztuki.

Punktem wyjścia do rozmowy o sztuce i naszych względem niej oczekiwań jest ikona światowego kina - Charlie Chaplin, prezentowany w brawurowej scenie przeniesionej wprost ze "Świateł wielkiego miasta" Charlie Chaplina. Spektakl otwiera pojedynek bokserski. Charlie (w tej roli świetny Leszek Bzdyl) z charakterystycznym wąsikiem i melonikiem, wkracza na ring doskonale rozpoznawalnym "chaplinowskim" krokiem. Za nim nieposkromiony Rzeźnik z Bostonu (najlepsza rola w Wybrzeżu Piotra Łukawskiego). Rozgrywana w formie komedii slapstickowej walka bokserska jest wierną kopią sceny z filmu Chaplina z 1931 roku, z tymi samymi gagami, choreografią, finałem. Po zakończonej etiudzie widzowie biją brawo i... w tym miejscu zaczyna się właściwe przedstawienie.

Następujący później zaskakujący wykład - opisujący m.in. sztukę starożytnego Egiptu i antycznej Grecji - przeplatany jest wejściami na scenę "uświadomionego przedstawiciela widowni", Macieja Adamczyka. Grający gościnnie performer, swoimi podbarwionymi ironią komentarzami rozładowuje napięcie, wyjaśnia znacznie scen i wypowiedzi aktorów, tłumacząc je "z polskiego na nasze". Podobnie jak tekst spikera radiowego w "Fantazym" Cieplaka z Teatru Miejskiego w Gdyni, kwestie Adamczyka są dość naiwne i zbyt dosłowne. Umożliwiają jednak chwilowy odpoczynek od wykładu, który trwa i trwa... na tle zabytków sztuki, wyświetlanych na czterech wielkich ekranach projekcyjnych umieszczonych dookoła sceny.

Cieplak odważnie rozbija iluzję tradycyjnego teatru, budowaną na początku spektaklu. Konsternacja, jaką wywołuje całkowite zerwanie konwencji komediowej, szybko przeradza się w bezkompromisową konfrontację z oczekiwaniami widzów. Za scenę służy umieszczony centralnie ring bokserski, pomysłowo zaadaptowany na przestrzeń muzealną (scenografia Andrzeja Witkowskiego). Na wybranych przykładach z historii sztuki reżyser ilustruje postawę roszczeniową wobec sztuki w ogóle. Dlatego m.in. oglądamy słynny obraz Caravaggia "Św. Mateusz i anioł", który uznano za niestosowny i nakłoniono artystę do namalowania drugiej wersji, zgodnej z powszechnym wyobrażeniem świętego. "Charlie bokserem" celowo więc jest frapującym zgrzytem, drażniącym dysonansem, irytującym niekiedy buntem wobec kompromisowej, układnej sztuki.

Na potrzeby tego spektaklu-manifestu Piotr Cieplak przekonał aktorów Teatru Wybrzeże do niegrania w typowy dla siebie sposób. Emilia Komarnicka tańczy, Piotr Łukawski wyprowadza ciosy niczym rasowy bokser, Małgorzata Oracz śpiewa, a występujący gościnnie tancerz Leszek Bzdyl bierze udział w spektaklu jako najbardziej "dramatyczny" bohater wieczoru. Wszyscy zaś mierzą się z nietypową, eksperymentalną formułą teatru. Zabawny na początku spektaklu Charlie, później, wprowadzony na scenę w najmniej spodziewanym momencie, staje się pozbawionym charakterystycznej siły wyrazu intruzem, karykaturą na samego siebie. Początkowe slapstickowe kreacje aktorów (bardzo dobry Marek Tynda jako sędzia pojedynku) ulatniają się bez śladu.

Spektakl inaugurujący oficjalnie działalność Sceny Kameralnej w Sopocie jest mocnym i odważnym otwarciem sceny na repertuar wykraczający poza farsy i komedie, do jakich przywykła publiczność sopockiej sceny Teatru Wybrzeże. Jak zawsze w takich wypadkach, nie sposób przewidzieć, jak teatralny eksperyment sprawdzi się w konfrontacji z widzem. Bo o tym, czy bezkompromisowa, a przy okazji wyrafinowana i autoironiczna sztuka ma jeszcze rację bytu, musimy zdecydować sami.



Łukasz Rudziński
trojmiasto.pl
23 września 2010
Spektakle
Charlie bokserem