Chłopi (albo sam jesteś cudzysłów)

Pewien mężczyzna stojący przed całodobowym sklepem monopolowym podzielił się ze mną kiedyś treścią doświadczanych objawień i posiadaną wiedzą ukrytą. W pamięci wyraźnie utkwiło mi jedno ze stwierdzeń, które wygłosił ze szczególnym przekonaniem: ,, Człowiek to jest wiosna lato jesień zima"- powiedział bez przecinków, jakby świadomy był literackiej siły tego prostego zdania. Połączył w nim ludową poetykę z awangardowym rytmem, pozorną banalność z filozoficzną głębią, a oryginalność - z przewidywalnością. Wszystkie te cechy sprawiają, że przytoczona fraza mogłaby funkcjonować jako krótki opis najnowszego spektaklu .

„Zrobie co zechce" to przedstawienie, które opisuje rok z perspektywy dwojga postaci. Chociaż grający w nim aktorzy ubrani są w eklektyczne, stylizowane na ludowe stroje, czasem mazurzą i mówią z charakterystycznym akcentem, w głosach Kachny i Macieja łatwo rozpoznać opinie Porywaczy, którzy jak zwykle nie tylko ,,robią, co zechcą" ale też mówią, co zechcą. W ich wypowiedziach pojawiają się wszystkie możliwe mądrości, przekazywane z prywatnej perspektywy artystów od dwudziestu sześciu lat działających na offowej scenie teatralnej. Porywacze ciągle ciekawi są świata i zamieszkujących go ludzi, wraz ze wszystkimi ich wariactwami. A przy tym - nadal robią ciekawy, intrygujący i niezwykle zabawny teatr. Quasi-naukowe spostrzeżenia, dziwienie się rzeczywistością i zniecierpliwienie jej paradoksami zyskują dodatkowy sens, kiedy w trakcie prezentacji przefiltrowane zostają przez osobowości dwojga artystów. W „Zrobie co zechce" nie ma widowiskowości. Nie ma tez linearnej fabuły; jego akcja jest szczątkowa, a dramatyczny konflikt nieobecny. Żadna z tych cech nie przeszkadza jednak w najmniejszym stopniu w przyciąganiu i utrzymywaniu uwagi widzów. Największą siłą tego przedstawienia jest tekst, którego tematy zmieniają się i mieszają, jakby były losowo wyciągane z kapelusza. Dialogi nie miałyby jednak mocy oddziaływania na widzów, gdyby nie charyzma dwojga aktorów. Niezależnie od tego, jak bardzo abstrakcyjne wątki poruszają w trakcie prezentacji - mówią o sobie - ukrywając się przy tym za cudzysłowem zapożyczenia, stylizacji i aluzyjności. Nieprzerwanie korzystają ze swojej wiedzy, emocji i radości; przywołują własne niepokoje, nadzieje i frustracje. Ich wypowiedzi nie mają charakteru terapeutycznego, a prezentacyjny. Mówiąc o sobie i robiąc, co zechcą, portretują świat, w którym żyją razem z nami – swoją publicznością.

Katarzyna Pawłowska i Maciej Adamczyk zadebiutowali pod szyldem Teatru Porywacze Ciał w roku 1993 - jeszcze jako studenci wrocławskiego oddziału PWST spektaklem „Psy". Niedługo potem powstało radykalnie prowokacyjne, krytyczne zarówno w odniesieniu do konsumpcjonizmu początku lat dziewięćdziesiątych, jak i do utrwalonych relacji płci widowisko „l love you"(pierwotnie zaplanowane jako jednorazowa akcja, przekształcone w spektakl teatralny), w którym wykorzystano nawiązania do praktyk performance art. Od momentu zainicjowania ich aktywności twórczej minęło ponad ćwierćwiecze. Działający nieprzerwanie Porywacze Ciał zrealizowali w tym czasie niemal trzydzieści autorskich spektakli i chociaż niejednokrotnie współpracowali też z innymi artystami (m. in. Artim Grabowskim i Marcinem Liberem), markę swojego teatru stworzyli i ugruntowali we dwójkę, spektaklami takimi jak „Technologia sukcesu", „Vol.7" czy „More Heart Core!". W swojej pracy wykorzystywali rozmaite konwencje, style i formy gatunkowe (od parady ulicznej po koncert). W ostatnich latach skupili się jednak na przygotowywaniu przedstawień scenicznych, w których najważniejszym medium jest tekst. Za jego pomocą dowcipnie, ale też prowokując do całkiem poważnych refleksji, wygłaszają - często za pośrednictwem metafor - krytyczne komentarze na temat otaczającego nas świata i „zwyczajnego szaleństwa" jego mieszkańców. ,,Ludzie są tacy dziwni" - stwierdzenie, które pojawiło się w spektaklu „Vol. 7" z roku 2000 mogłoby towarzyszyć także wielu późniejszym przedsięwzięciom Porywaczy. Szczególnie zaś - najnowszym w ich repertuarze, formalnie do siebie podobnym – „Partyturom rzeczywistości", „Szyszynce" i „Humanicanie". W ten zestaw rodzinnego podobieństwa wpisuje się także „Zrobie co zechce."

Przy dwóch stolikach zastawionych słoikami z marynowanymi grzybkami, kiszonymi ogórkami, wiejskim chlebem, kiełbasą i butelkami nalewek, na składanych krzesłach siedzą Maciej i Kachna. W ludowych strojach (on -w kapeluszu i kapocie, ona rumiana, z długimi blond warkoczami i czerwonymi koralami na szyi, co świetnie komponuje się z czerwoną spódnicą, haftowaną koszulą i kwietnym wiankiem na głowie) czekają na klientów, którzy chcieliby kupić ich towar. Każdą z oferowanych przez siebie rzeczy wycenili na stówkę - dla niemieckiego turysty albo miejskiego hipstera cena nie gra przecież większej roli. Liczy się regionalny klimat i jakość, którą wytworzyć potrafią tylko ludowi artyści. Trzeba być bowiem artystą, żeby chleb z Biedronki i kiełbasę z LidIa sprzedawać jako produkt własny, a ogórki marynowane w occie - jako kiszone - Kachna i Maciej to potrafią. Niestety, odkąd powstała obwodnica, nikt nie przejeżdża obok ich straganów. Czasem tylko przemknie Niemiec na kolarzówce, ale jeździ zbyt szybko - ma dobry rower i trenuje przed olimpiadą - nie zatrzyma się, żeby kupić kiełbasę. Sprzedawcy, chociaż siedzenie całymi dniami przy straganach to ciężka praca, mają więc dużo czasu, mogą czytać gazety, prowadzić długie rozmowy, rozpamiętywać przeszłość, prognozować przyszłość, śnić i zastanawiać się nad znaczeniami swoich snów. Katarzyna Pawłowska z naturalną prostotą eksponuje naiwne zdziwienie swojej postaci, będące najczęstszą reakcją na rewelacje przedstawiane przez jej towarzysza. Często ulega wpływowi sugestywnych słów i działań Macieja. On kreowany jest przez Adamczyka jako postać bardziej żywiołowa, humorzasta, manifestująca zmienne nastroje. Aktor wykorzystuje swoje komiczne emploi, mimiczną ekspresją przyciągając uwagę widzów. Momentami nadużywa sprawdzonych gestów i min, chociaż w jego grze jest niemało uroku - wytrzeszczając oczy albo pracując szczęką, bawi widownię z zaskakującą skutecznością - niczym polskie wcielenie Jasia Fasoli. Na szczęście aktor nie uzależnia się od chwilowego powodzenia i w dalszej części spektaklu nie sięga już po kolejne chwyty pod publiczkę, kształtując postać wiejskiego handlarza w opozycji do oczekiwań, jakie wywołuje jego wygląd, ze sposobem w jaki mówi. Już pierwsze słowa, wypowiadane przez Macieja dźwięcznym głosem, wprowadzają natchniony, poetycki ton, ironicznie kontrastujący z przekazywaną za ich pośrednictwem treścią. Trawestacja klasycznego cytatu z arcydramatu Adama Mickiewicza zaskakuje i bawi: ,,Dziwna wiosna w tym roku. Pusto wszędzie i głucho wszędzie. Za to monitoring to jest już prawie wszędzie. Co to będzie? Co to będzie? Autorem tekstu „Zrobie co zechce" jest Maciej Adamczyk i zgodnie z deklaracją zawartą w tytule - robi na scenie, co chce. Opowiada sny i tłumaczy je, wygłasza aluzyjne komentarze na temat przyszłości tego kraju, nastrzykuje arbuza nalewką i przeprowadza próbę powrotu do mitycznych lat dziecinnych. Jako ośmiolatek siadał na kolanach dziadka i jadł krojoną przez niego kiełbasę. Teraz siada na kolanach Kasi i poleca, żeby go karmiła. Niestety, cofnięcie się w czasie nie jest możliwe. Jedyne, co mu pozostaje, to pamięć i duma. Manifestuje ją twierdząc, że do Ameryki pojedzie dopiero wtedy, kiedy zniosą wizy dla Polaków. Nie będzie przecież tłumaczył jakiemuś urzędnikowi, dlaczego chce wjechać do kraju, za który ginęli jego pradziadowie. Ewentualnie może zgodzić się na wizę P3 - artystyczną. Jest przecież artystą folkowym. Siedząc przy swoim stoliczku, robi dużo więcej dla kultury niż niejeden aktor. Tą profesją pogardza. Kachna zgadza się z nim, przecież i ona przebiera się w elegancki strój i.... siedzi - z charyzmą, nie tak, jak robią to aktorki, które może jakoś wyglądają, ale poza tym nie reprezentują sobą zbyt wiele. Kolejne tematy pojawiają się i znikają. Wśród nich powraca wizja katastrofy ekologicznej po wymarciu pszczół, odniesienia do medycyny ludowej i tradycyjnych środków na przepuklinę, czy ironiczne komentarze na temat zabiegów plastycznych z wykorzystaniem botoksu, od którego lepsze może być użądlenie osy. Mowa o miłości, pieniądzach i podatkach. Nie wszystkie dialogi Kasi i Macieja są politycznie poprawne, zawsze jednak - nawet jeśli niosą podtekst szowinistyczny czy rasistowski – umieszczane są w cudzysłowie ironii. W tle, pod powierzchnią znaczeń kolejnych wypowiedzi, powracają subtelne aluzje do tematów dotyczących Polski i losu artystów.

„Zrobie co zechce" to spektakl, który jest jak nasza współczesna kultura, z perspektywy zaścianka prezentuje tematy globalne, traktując je z równą uwagą, co osobiste doświadczenia mówiących. Wątki wirują, zmieniają się i mieszają, nie dając szansy na wyprowadzenie jakiegokolwiek końcowego wniosku, morału czy puenty. Jednak z tej sytuacji, podobnie jak i z wielu innych stoczonych przez siebie bojów Porywacze Ciał wychodzą zwycięsko - w zamknięciu swojego przedstawienia wykorzystując kolejny cytat. Nawiązanie do „Popiołu i diamentu" w reżyserii Andrzeja Wajdy pozwala im domknąć cudzysłów, w którym zamykają siebie i całość prezentacji. Mocne stwierdzenie Pawłowskiej ,,my żyjemy!" w scenie finałowego toastu przypomina, że to właśnie Porywacze Ciał - Kasia i Maciej, są jedynymi bohaterami i głównym tematem spektaklu. Nie uważają się za weteranów i nie mitologizują swojej przeszłości, chociaż po srebrnych godach są już weteranami sceny niezależnej. Tu nie można odcinać kuponów od wcześniejszych sukcesów. Ciągle trzeba walczyć o popularność i uwagę publiczności. Porywacze Ciał potrafią z dystansem przyglądać się sobie i światu, a także krytycznie ocenić współczesną Polskę.

Finałowy toast zamyka klamrą tę różnorodną, półtora godzinną prezentację, którą inicjowała wygłoszona przez Adamczyka diagnoza: ,,Siedzę tak przy stoliczku dwadzieścia pięć lat z okładem i siłą rzeczy patrzę na tę krainę i się dziwię. Niby nic niezwykłego: ziemia, kilka jezior, parę rzek, ale kiedy się na to patrzy, czuje się człowiek tak, jakby pierdolnął sobie szklankę spirytusu. I to na pusty żołądek!" Zdziwienie Światem jest najważniejszym motorem twórczego działania. Porywacze Ciał wiedzą to bardzo dobrze. Wiedzą też, że na scenie mogą zrobić, co zechcą, bo „Zrobie co zechce" nie ma zamkniętej formy i może przyjąć kolejne wątki, tematy i sceny, poszerzając części wyznaczone przez intermedia ludowych przyśpiewek. Kiedy w Teatrze Ósmego Dnia w Poznaniu miała rozpocząć się prezentacja spektaklu, ktoś określił czas jego trwania pomiędzy półtorej a trzema godzinami.

Warto podjąć to ryzyko i dać się porwać Porywaczom Ciał.



Piotr Dobrowolski
Nietakt!
23 stycznia 2020