Ciągła pogoń

W szarym, brzydkim barze spotyka się dwoje ludzi. Obrzydliwie konwencjonalna scena znika, nonsensowne dialogi i płytka fabuła ich spotkania wyparowuje, gdy zaczyna grać muzyka. Lepiej, żeby nic nie mówili tylko zatańczyli. Słów nie trzeba, a tango mówi wszystko. "Tango Piazzolla" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.

Spektakl rozpoczyna się w biednym, brudnym, szarym, polskim barze o nazwie "Marzenie". Młoda dziewczyna pragnie przenieść się do serca tanga, którym jest Argentyna. Sypiąc potężne ilości brokatu na siebie, scenę i młodzieńca, który jest z gatunku niespodziewanych przybyszy, przenosi się do brudnego, biednego, kolorowego argentyńskiego baru. Uruchamia się machina konwencji musicalowo–Noire. Jesteśmy w egzotycznym miejscu, w którym zawsze chcielibyśmy być, lecz nie dla wszystkich jest to raj. Stali bywalcy pragną miłości i, związaną z tym uczuciem, stworzenia domu połączoną z wyjazdem z miasta. Osiągając to pierwsze, mają nadzieje na kolejne, lecz skazani są na samotność przy muzyce. Doznajemy kumulacji uczuć oglądając ten korowód, rażący nas barwami oraz natężeniem światła i dźwięku. Każdy kocha kogoś, ktoś miłuje kogoś innego, a ten z kolei lokuje swoje uczucia w zupełnie innej osobie. Zawiłość relacji jest trudna do prześledzenia, lecz najważniejszym jest w tym spektaklu uczucie i muzyka.

Na scenie widzimy kilka stolików, ladę po prawej stronie, po lewej orkiestrę na podwyższeni, a z tyłu potężne, wiszące okna. Kolorowe żarówki porozwieszane nad wszystkim na łukach nadają klimatu starego kabaretu lub ekskluzywnego baru. Świetność ich jednak już minęła, jak dawne marzenia i plakat śpiewaczki zawieszony po środku. W pewnych chwilach obraz ożywa, aby wykonać wzruszającą piosenkę i zapowiedzieć powrót dawnej gwiazdy, która kiedyś była zwykłą dziewczyną śpiewającą w tym barze. Powraca teraz do swojego domu, mając w życiu wszystko, lecz oczywiście nie miłość. Potem już tylko przychodzi, jako najlepiej ubrana w swej karierze śmierć, aby przeprowadzić ojca na drugą stronę, w ostatnim tańcu. 

Spektakl jest opowieścią przeplecioną piosenkami, tańcem. W kilku momentach zdecydowano się na konwencję komedii. Niczym w dobrym musicalu, te chwile są świetnie wyreżyserowane, jak na przykład walka miedzy barmanem, a jednym z bywalców baru. W zwolnionym tempie, dopracowane do perfekcji przez aktorów postacie przechodzą przez cały bar wraz kolejnymi uderzeniami. Lądują za ladą i widzimy jak jedna z osób uderza, natychmiast wyłania się noga, głowa niesiona siła ciosu. W radykalny sposób zmienia to nastrój, odrywając nas od uczuciowego marazmu głównych wątków. 

Tango jest nie tylko tańcem, lecz stanem, w którym ludzie zapominają na chwilę o swojej wiecznej samotności, nieznośności życia. W przedstawieniu staje się ono jedyną prawdą, osiągalną tylko przez moment i pochłaniającą niczym narkotyk. Wszystko wokół staje się banalne i papierowe, lecz obecność muzyki pozwala przełknąć tę gorycz nieudolności ludzkiej. Widzimy, jak rodziny się rozbijają, związki rozpadają, i to wszystko przez te kilka chwil pasji i uczucia, jakie daje im taniec. 

Świetna muzyka wytrzymuje banalne słowa, a taniec jest ostoją prawdziwego uczucia. Aktorzy, śpiewając, tańcząc i grając, próbują oddać pasję, jaką jest tango, mieszając w tym sentymentalność, ceremonialność i pożądanie. Spektakl wydaje się być ciągłą pogonią za prawdziwym uczuciem - płonącym, parzącym, czystym. Niszczy słowa próbujące je opisać, obrazy, relacje, odrzuca na samym końcu konwencje, aby opowiedzieć o tangu. Znikają okna, bar oraz czerń wokół, aby przemienić się w przestrzeń otoczoną bielą, gdzie gra orkiestra i tańczą pary.



Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
7 kwietnia 2009
Spektakle
Tango Piazzolla