Ciekawy Broniewski

Przedstawienie sztuki "Broniewski" Radosława Paczochy mocno mnie zaintrygowało. Pokazane z Teatru Wybrzeże przez kanał TVP Kultura [24 marca] wskazuje drogę, która może przynieść teatrowi ratunek.

Teatrowi zarzucam zjadanie własnego ogona. Gubi się w udziwnieniach albo popada w banalną publicystykę. Istnieje nadal teatr normalny, realistyczny, ale zepchnięty na margines, i zwłaszcza w Polsce z rzadkim szczęściem do autorów.

Paczocha i reżyser Adam Orzechowski sięgnęli po inną formułę. Aktorzy opowiadają nam historię, bardziej inscenizując scenki, niż udając, że dzieją się one naprawdę. Wychodzi z tego rodzaj wielopiętrowego reportażu, widzieliśmy już inne dzieła tego podgatunku, choćby "Naszą klasę" Słobodzianka. Jej wymowa mi się nie podobała, ale opowiedziane to było świetnie.

Tu jest jeszcze lepiej. Oczywiście na umowności można reagować buntem. Na aktorów odgrywających we współczesnych ubraniach po kilka postaci - w głównego bohatera wcielają się sugestywnie dwie osoby (Michał Jaros i Robert Ninkiewicz), wymieniając się na naszych oczach. Na szczególny sposób ilustrowania, kiedy ruch sceniczny ma oddawać emocje albo zastąpić metaforę.

Ale to nie zgrzyta, gdy mamy ciekawy tekst. Władysław Broniewski fascynował największych antykomunistów, nawet nie jako więzień Łubianki (wielu rzeczników tej ideologii siedziało w komunistycznych więzieniach), ale swoim wiecznym pęknięciem duszy. Zaczynał jako legionista Piłsudskiego i polskość wyłaziła z niego nawet w czasach zupełnej degeneracji, gdy w pijanym widzie pisał "Odę do Stalina".

Skądinąd za mało mówi Paczocha o naturze przedwojennej KPP, a ja powtarzam, że kontekst historyczny bywa dla nowych pokoleń nieczytelny. Stąd padające ze sceny stwierdzenie, że Broniewski był i komunistą, i patriotą, nie brzmi tu do końca jak paradoks, a paradoksem było. Ale paradoksem prawdziwym.

Zarazem jak na czasy powszechnego relatywizowania mamy tu i tak dogłębne zajrzenie w realia komunizmu, zwłaszcza w jego relacje ze światem artystów. I jest to też opowieść o egocentryzmie poety, o umyśle zbyt prostodusznym, potem zniszczonym przez alkohol. Ta podróż przez życie bohatera jest po ludzku interesująca. A choć stawia pytania o naturę polskości, nie kontentuje się łatwymi szyderstwami.

Może jest tylko przydługa, co mnie się kojarzyło z przesadną celebracją cierpień tzw. artystycznej duszy. Jednak jako sztuka historyczna "Broniewski" zdaje egzamin. Może to jedna z dróg, jaka otwiera się przed polskim teatrem? Ale jak sobie przypomnę "historiozoficzne" bełkoty Strzępki i Demirskiego, zaraz mnie ogarniają wątpliwości.



Piotr Zaremba
W Sieci
1 kwietnia 2015
Spektakle
Broniewski