Co się w duszy komu gra,/ co kto w swoich widzi snach
Stanisław Wyspiański umieścił te słowa w „Weselu". On już wiedział, że ludzie są nieskończoną galaktyką, w którą nie mamy wglądu. Bo sam taką był. Te słowa sprawiają, że w nimb beztroskiej, weselnej zabawy, wkrada się niepokój i nagle przychodzi nam na myśl „Wesele" – ale Smarzowskiego. Tak samo jest w drugiej części „Jokera", czyli „Joker: Folie à Deux" – obydwa filmy wyreżyserował Todd Phillips. Wszystkim, którzy uwierzyli (mszczącym się?) recenzentom, że klapa, zło i niedobro, strata czasu w kinie – szczerze współczuję. Aczkolwiek to też może być taka strategia promocji...Jakkolwiek „Joker" (2019) był wiwisekcją mrocznej strony komika, który odkrył, że jako alternatywna wersja siebie jest zdolny niemal do wszystkiego, o tyle „Joker: Folie à Deux" to mocna introspekcja. Akcja drugiej części kultowego filmu o człowieku, który w geście gniewu i desperacji zabija kilka osób toczy się w zamkniętych pomieszczeniach. Mamy tu więzienie oraz salę sądową. Dodatkowo przenosimy się też (w moim odczuciu) do głowy tytułowego bohatera. Bo nie uwierzę, że te wstawki muzyczne są realnymi wydarzeniami.
„Joker" był dla mnie rewersem życia nieodżałowanego Robina Williamsa, w metaforycznym ujęciu. Kontynuacja tej historii to bezsilność. Wobec siebie. Wobec własnej psychiki. Wobec świata, którego sposób funkcjonowania wcale nie motywuje do życia. Otępiającymi lekami na rzeczywistość może być nasza także nasza wyobraźnia. Jej siła.
W serii książek o Harry'm Potterze J.K. Rowling wymyśliła więzienie, które nazwała Azkaban. To miejsce o zaostrzonym rygorze dla czarodziejów-przestępców, którego strzegą Dementorzy – upiory, wysysające z duszy całą radość. Jedyną możliwością przeżycia jest trzymanie się (choćby kurczowe) myśli, która dawała choć promyk nadziei. Joker (rewelacyjny Jaquin Phoenix) na początku oczy ma puste, jego funkcjonowanie w więzieniu jest całkowicie bezwiedne, pozbawione emocji. Nagle złapane spojrzenie Lee (świetna Lady Gaga) rozpala w nim uczucie. Skowyczy bezgłośnie o miłość do momentu aż jego pozbawione treści istnienie w mgnieniu oka nabiera sensu.
Przejścia muzyczne są płynne – nie wiemy, kiedy kończy się rzeczywistość, a zaczyna tworzona w głowie iluzja. Właściwie równocześnie w umysłach mężczyzny i kobiety: scena przekazywania dymu papierosowego z ust do ust to jakby symbol tego ulotnego porozumienia, które pojawia się między nimi. Są takie słowa Victora Hugo: „Muzyka wyraża to, czego nie da się powiedzieć i o czym nie da się milczeć". Muzyka wywołuje silne emocje, pobudza zmysły: dlatego właśnie (moim zdaniem) Arthur Fleck/Joker i Lee porozumiewają się za pomocą piosenek. Przenoszą się tym samym w sfery swoich dusz. Na tym polega ich „szaleństwo we dwoje".
Film zabiera widza na ponad dwie godziny w świat, który zmusza do refleksji. Pięknie skomponowane obrazy, symboliczne zbliżenia twarzy, sugestywna muzyka, dialogi bez niepotrzebnych słów. W głowie wciąż pojawiają się pytania. Co będzie, jeśli ja zostanę doprowadzony/a do skrajności? Jak zachowa się mój organizm? Co wymyśli moja psychika – jaka będzie jej strategia przetrwania? Co będzie, jeśli zostanę całkiem sam/a?
Kukon w jednym ze swoich kawałków rapuje: „Nie masz pojęcia, co czuję jak milczę/ Nie masz pojęcia co widzę jak krzyczę" i te słowa idealnie opisują to, co dzieje się w głowie i kotłuje w duszy Arthura. Często, żeby przeżyć – karmimy się iluzją. Choćby najbardziej absurdalną. Dla tego marzenia damy się nawet (jak Lee) zamknąć w więzieniu, bo chcemy za wszelką cenę spełnienia. Relacja głównych bohaterów to nie jest romantyczna historia o amerykańskim zabarwieniu i z happy endem – choć każdy zinterpretuje sobie to po swojemu. Iluzja jest piękna, kolorowa, niemal idealna. Póki nie zderzy się z życiem.
Miłość? A przydarzyła ci się kiedyś miłość? Taka, która nie byłaby spełnianym własnych pragnień? Taka, która przy całym dostatku jaki masz nie była ucieczką od tego, że jesteś w życiu sam/a? Taka, która nie ucieka się do kłamstwa w myśl tekstu Myslovitz (piosenki „Ty i ja i wszystko co mamy"): „Tylko po to by być bliżej ciebie/ Wszystko po to by być jeszcze bliżej siebie". Naprawdę cel uświęca środki?
„Joker: Folie à Deux" to genialnie zrealizowany film o absolutnej samotności. O zmaganiu się samemu ze sobą, gdzie znikąd pomocy. O życiu w swojej głowie, która może być przystanią, ale i więzieniem. Bohaterem społeczeństwa zostaje się po wykonaniu radykalnego gestu. Zabiłeś na wizji, w programie na żywo? Kochamy cię, pójdziemy za Tobą w ogień! Jesteś miły, chcesz tylko spokoju? Jesteś nieciekawy, idź sobie! Jesteś szczery do bólu i swoją postawą pokazujesz, że niczego się nie boisz? Wielbimy cię! Jedno spojrzenie zabiera do nieba, jeden gest kieruje do piekła. Nawet przysłowiowo i metaforycznie. Przecież „łaska pańska na pstrym koniu jeździ" – uwagą społeczeństwa i ewentualną czyjąś sławą dosyć łatwo jest kierować.
Phillips komentuje też kreację: w dzisiejszym świecie święcie wierzymy w to, co widzimy w mediach/ social mediach. W wykreowanej postaci można się nawet zakochać: szczególnie, jeśli idealnie pasuje ona jako pożywka dla naszej psychiki. Pozwala odgrodzić się od świata i snuć wizje przyszłości (nawet, jeśli miałaby ona nigdy nie nadejść). Obnażenie kłamstwa na temat kogoś/ czegoś potrafi nawet zabić... Czy naprawdę nie można kogoś zaakceptować takim jakim jest? Czy bycie sobą samo w sobie się nie broni?
Od przeszłości chcemy się odciąć. Zmieniamy wygląd: ubrania, fryzury, robimy makijaż. Tworzymy „nowe ja". Jeśli dobrze je wymyślimy – będzie wiarygodne. Nie wiem, na ile Joker jest Arthurem a Arthur Jokerem. Strzępy faktów na temat jego życia pozwalają trochę poznać jego historię. Czy dają mu prawo do zbrodni? Czy jest na świecie więcej ludzi, którzy nie wiedząc co ze sobą zrobić, bronią się przed światem, kreując sobie swoje upiorne alter ego? Czy miłość ma prawo bytu, skoro potrafi być projekcją swojego ideału na osobę ukochaną? Czy łatwo jest żyć iluzją? Myślę, że Todd Phillips doskonale wiedział co robi. Na pewno mnóstwo osób, które były ze mną na sali kinowej pozwala sobie nieraz „odpłynąć" w marzeniach. Być może nawet podobna ilość zmaga się z depresją, traumą z dzieciństwa i wymyśla sobie jakiś sposób funkcjonowania na świecie lub ucieczki od niego, ledwo żyjąc.
System nie działa. Joker/Arthur nawet krzyczy o tym na sali sądowej. Dopóki nie zrobisz czegoś radykalnego, co zapewni ci rozgłos – jesteś nikim. Nikt o tobie nie wie. Jesteś samotny. Nikt o tobie nie myśli, nikt się nad tobą nie zastanawia, nie masz do kogo zwrócić się o pomoc. Resocjalizacja w więzieniu? Wolne żarty. Tak samo nieśmieszne jak te niespełnionego komika Jokera.
Wszyscy oglądaliśmy „Zieloną Milę" (reż. Frank Darabont, 1999). Według mnie po seansie filmu „Joker: Folie à Deux" można zrobić tylko dwie rzeczy: rozpłakać się albo zacząć się histerycznie śmiać. Ale sprawdźcie sami. Warto.
Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
17 października 2024