Co zobaczy lustro Twego świata? Lodowa kraina fantazji
Grudniowy repertuar w Teatrze Wielkim w Poznaniu przejął spektakl „Królowa Śniegu". Jest on bowiem przełożeniem jednej z baśni Hansa Christiana Andersena na język tańca, świateł, choreografii i emocji, które tlą się urzeczywistnione na scenie. Choć prawdopodobnie większość z nas spotkała się z opowiedzianą tu historią w wieku lat dziecięcych, i takich też odbiorców na widowni pojawi się nie miara, to dopiero jako dorośli zdołamy dostrzec i zrozumieć to, co kryje się w głębi, pod skutymi lodem odłamkami.Nim jeszcze porwie nas balet, na początkowo pustej scenie jawić się będzie projekcja autorstwa Jagody Chalcinskiej, uzupełniona o narracje oraz napisy w języku angielskim, które pozwolą poszerzyć jeszcze bardziej grono odbiorców. Na ekranie przed nami ukaże się wkrótce postać złego trolla i tutaj już zostaniemy wciągnięci w opowieść tę doszczętnie.
A wszystko zaczyna się gdy tworzy on lustro. Zwierciadło mające odbijać całe piękno i dobro w sposób, w który byłoby ono czymś do niego przeciwnym czy wręcz szkaradnym. Wszystkie z kolei złe rzeczy miały uwydatniać się w swojej mocy jeszcze bardziej.
Choć początkowo znajdowało się ono w świecie bardziej nam odległym, jedna tylko chwila nieuwagi sprawia, że wytwór ten spada i trafia na ziemie, a odłamki jego rozpraszają się wszędzie, powodując chłód i zimno w sercu, zmieniając diametralnie postrzeganie świata.
W tego typu projekcji widzimy jeszcze Gerdę i Kaja – głównych bohaterów historii. Dzieci, które wkrótce we własnej osobie znajdą się na scenie i wśród ściany kwiatów zaczną swój taneczny dialog. Towarzyszyć im będzie także liczna grupa tancerzy, w której prócz dorosłych tancerek i tancerzy, znajdą się również uczennice i uczniowie Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej im. Olgi Sławskiej- Lipczyńskiej w Poznaniu. Przemierzą oni przestrzeń tego świata w zmiennych porach roku, o czym zaświadczą wyświetlane w tle, spadające płatki śniegu czy wielobarwność wiosennych kwiatów.
Ostatnim jeszcze fragmentem posługującym się narratorem będzie ten, w którym to babcia opowiada dzieciom historię podczas jednego z zimowych wieczorów. Konsekwencji tego działania zabrakło mi natomiast w drugiej części spektaklu, gdzie akcja zdecydowanie nabiera tępa, a na scenie pojawiają się nowe, liczne postacie. Być może nie do końca zrozumiałe dla młodszych odbiorców lub tych, komu baśń ta była do tej pory zupełnie obca.
W dalszej części akcja rozwija się bazując głównie na choreografii Roberta Bondary. Przestrzeń ta jest o tyle ciekawa, że pozwala na eksploracje tej rzeczywistości, urzeczywistnienie emocji toczących się między bohaterami. Urozmaiceniem stały się tu także dzieci jeżdżące na łyżwach czy bitwa na śnieżki.
Na scenie pojawią się coraz to nowe rekwizyty, niepozwalające na monotonność. Podobała mi się szczególnie wspomina prędzej ściana porośnięta roślinami, będąca po części wirem, który wciągnie Kaja, z drugiej zaś strony zostanie odbiciem pozwalającym Gerdzie spojrzeć przez nie raz jeszcze i przenieść ją dalej w obliczu upływającego czasu. Przyciągającym wzrok okazał się również rozświetlony sześcian, na niemalże pustej scenie.
Niezwykle ciekawe pozostały kostiumy Martyny Kander. Uwagę przykuwały śnieżynki Królowej Śniegu, ale też prostota i wyrafinowanie stroju tej lodowej osobistości. Szczególnie że cechy te zostały ukazane w bogactwie tego, w czym później znalazła się na scenie przybywając do młodzieńca. Zobaczymy też stonowane, szare stroje tancerzy, biel ich koszul. W kontraście przedstawiać się będzie wybijająca się czerwień sukni Gerdy, w odniesieniu do determinacji oraz siły jej uczucia. Wzrok przykuwała też postać renifera, a także wszystkie te fantazyjne istoty, pomagające lub walczące z dziewczyną.
Światło pada często swoim chłodnym odcieniem rozświetlając dodatkowo mroźną zimę, ukazując drogę poruszającym się postacią lub obejmując w swoich promieniach jedynie pojedyncze elementy czy aktorów, zaznaczając w ten sposób to, na co należy kierować swoją uwagę. Niewątpliwie więc Wiktor Kuźma wykorzystał tu cały ich potencjał.
Muzykę skomponował Przemysław Zych. Grana na żywo za pośrednictwem orkiestry pod dyrygenturą Aleksandra Grefa, nadawała charakteru zachowując zarówno klimat baśni jak i grozy. Tworząc niezapominane tło pozwalała wydźwignąć emocje na jeszcze większą skalę, nierzadko powodując wzruszenie. Warto też zaznaczyć że to ona była tutaj głównym elementem zespalającym historię z poruszającymi się na scenie tancerzami.
W spektaklu pojawiło się wiele ról od których nie sposób było oderwać wzroku. Na wyróżnienie zasługuje w szczególności dorosła postać Gerdy (Anita Crema), mały Kaj (Alan Kaczmarek), a także sama postać Królowej Śniegu (Yukino Tamai). Ciekawymi postaciami długoplanowymi były natomiast kruki, renifer oraz rozbójnicy.
Reżyseria Roberta Bondary skonstruowana została w sposób pozwalający z zaciekawieniem spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość. Pokazała, że nie potrzebne tu są rozbudowane dialogi. Słowa zostają praktycznie zastąpione muzyką i tańcem - najbardziej uniwersalnymi z języków świata.
Jednym tylko aspektem zostawiającym we mnie niedosyt było sprowadzenie podczas drugiego aktu tytułowej Królowej Śniegu na dalszy plan, w czasie gdy całą uwagę przyciągała wówczas postać Gerdy. I choć z jednej strony znajduję to swoje uzasadnienie, bo pokazuję drogę i walkę jaką przeszła w poszukiwaniu swojego przyjaciela, z drugiej zaś sam tytuł sugeruje nam, że to właśnie na tej lodowej personie skupiać się będzie owa adaptacja.
Nie ulega jednak wątpliwości, że realizacja ta była zaskakująca jak śnieg pojawiający się znikąd. Wprowadzała w świat, który pozwalał przenieść się w fascynującą, odległą krainę. Ujmująca w nim była również cała uniwersalność, z którą się zmierzyła. To, że każdy mógł zobaczyć tu inny kawałek lustra, zależnie od wieku, od świata który widzą jego oczy. Niczym zwierciadła stworzonego na wzór odbijającej się rzeczywistości.
Sylwia Walkowska
Dziennik Teatralny Poznań
22 grudnia 2023