Coś takiego jak to

Na scenie w Rozbarku zaprezentowali się tancerze Śląskiego Teatru Tańca w premierowym spektaklu i choreografii Kuik Swee Boona "Something like that 10/6"

Ten krótki pokaz można próbować określić czymś w rodzaju impresji o nieustannym procesie przyciągania i odpychania się ludzi. Grupa 8 tancerzy pojawiła się na scenie razem, lecz spojrzenia każdego z osobna skierowane były w inną stronę. Figura samotnego człowieka w tłumie często pojawia się w spektaklach ŚTT, stąd można pokusić się o użycie tej refleksji jako klucza interpretacyjnego dla całego spektaklu. Oddaje on bowiem w pewien sposób kondycję człowieka skazanego na obecność innych, tak samo dryfujących samotnie towarzyszy.

Uwidacznia się to w tym spektaklu między innymi w sposobie łączenia scen zbiorowych z solowymi partiami. Te pierwsze, pełne dynamicznego wirowania i bezwładu, jakiemu poddaje się ciało tancerzy w serii upadków i rozluźnień, pokazują grupę ogarniętą jedną siłą, która przyciąga ich do siebie i odpycha. Scena, w której jeden z tancerzy idzie na skos przez scenę i zatrzymuje się na końcu z zaciśniętą pięścią, wraz z muzyką przywołującą skojarzenia z narastającym natężeniem energii, doskonale oddaje proces skupiania się ludzi. Pozostali tancerze jak niesione niewidzialną energią elementy kolejno przylegają do zastygłej w napięciu postaci tancerza. Dopiero ostatni dołączający się element przeważa bilans energetyczny i sprawia, że grupa się rozprasza. 

Z kolei przypatrując się mniejszym epizodom w spektaklu widzimy strzępy relacji międzyludzkich. Ciekawy przykład stanowi pojawiający się na samym początku tancerz, a później para, którzy wykorzystują do tańca przestrzeń tylnej ściany sceny. Ciężar ich ciał przeniesiony na nieporuszoną płaszczyznę pozwala dostrzec uzależnienie, czy też bezsilność tańczących postaci. Kontynuacją tego partnerowania przy ścianie jest scena, w której przedstawicielka płci pięknej podąża wokół sceny z mężczyzną, który wije się u jej stóp trzymając ją za kostkę. Do tej sceny włączają się pozostałe dwie kobiety wraz z partnerami, lecz one gestem strzepywania nogi odrzucają mężczyzn. Dopełnieniem tych damsko – męskich gier jest cała sekwencja, w której naprzemiennie tańczą kobiety i mężczyźni.

Momentem wyrywającym tancerzy z amoku pełnego napięcia jest najpierw sekwencja ruchów, w której potrząsają całym ciałem zrzucając energię kumulowaną przedtem, a następnie cisza, z której zaczynają się wydobywać delikatne dźwięki dziecięcej pozytywki. Tancerze zaczynają się rozglądać na boki i w górę, ich ciała stopniowo powracają do naturalnych ruchów, dotykają się po twarzy, łokciach. Są niepewni, lecz po chwili zaczynają powoli podążać od jednego końca sceny do drugiego .W międzyczasie ponownie rozgrywa się akcja na tle ściany. Po bokach sceny zatrzymujący się tancerze wyglądają przez okno, siadają na parapetach lub na schodkach. Rutynowo, w coraz szybszym tempie wykonują te same czynności. Widzimy obraz codziennego wymijania się na ulicy, w natłoku powtarzalnych mało istotnych spraw, gdzie relacje rozgrywają się gdzieś w tle. Spektakl kończy się powolnym zbliżeniem wszystkich tancerzy ustawionych w rzędzie przy ścianie. Muzyka ponownie nabiera intensywności i zamiera wraz z gasnącym światłem.

Spektakl Something like that 10/6 z pewnością zawiera porywające tanecznie momenty i pobudza do refleksji na temat tego, czym jest ludzki magnetyzm. Odpowiedź jest jednak migotliwa i skrywa wiele niedopowiedzeń, ale z drugiej strony taka jest natura relacji miedzy ludzkich, którą można opowiedzieć jedynie za pomocą określenia „Coś takiego jak to”.



Anna Duda
Fabryka Tańca - Gazeta Festiwalowa
8 lipca 2011