Cóż to za spotkanie!

Od niemal dwóch dekad przyglądam się karierze Yael Rasooly, izraelskiej lalkarki, aktorki, piosenkarki, pedagożki i artystki wizualnej. Spodziewałem się wokalnego koncertu Yael, śpiewającej fenomenalnie piosenki wielkiej Edith Piaf, któremu towarzyszy lalka/lalki Piaf, zwłaszcza że zdjęcie otwierające ten tekst od kilku miesięcy obiega Internet, a sam mam w pamięci liczne zachwycające koncerty Yael Rasooly w rozmaitych salach teatralnych.

Yael Rasooly jest artystką od lat cieszącą się uznaniem i prestiżem w międzynarodowym środowisku lalkarskim. Debiutowała czy nie w Polsce właśnie, grając w trzech etiudach prezentowanych przez School of Visual Theatre z Jerozolimy podczas białostockiego festiwalu LalkanieLalka 2006. Z Noą Abend pokazała Most nad wzburzoną wodą, z Noami Gordon - Pana Pek, sama wystąpiła w miniaturze Zdeformowany, opowiadającej o głosie, dźwięku, muzyce rodzącej się z ciemności, z porzuconego futerału po wiolonczeli. Potem przyszła wciąż grana z wielkim powodzeniem Wycinanka (Paper Cut), Dom nad jeziorem (The House by The Lake), Silence makes perfect, rozmaite projekty teatralno-muzyczne, prowadzenie międzynarodowych warsztatów, nauczanie w uczelniach lalkarskich na całym świecie.

Yael Rasooly często w swoich spektaklach odwołuje się bądź do własnych, traumatycznych doświadczeń i wspomnień, bądź do rozmaitych form przemocy wobec kobiet i dzieci. Tak jest i w najnowszej premierze Edith&Me, zrealizowanej w koprodukcji z norweskim Nordland Visual Theater. Niekiedy spektakl jest zapowiadany nawet jako przedstawienie oparte na prawdziwej historii. I choć niektóre sceny rzeczywiście mają swoje źródło w faktach z życia Rasooly, nie jest to przedstawienie biograficzne. To pełnokrwiste przedstawienie teatralne, pełne napięć, zwrotów akcji, atrakcyjnej dramaturgii, także żartów i spontanicznego humoru, rozmaitych środków teatralnych, no i emocji, czasem wciskających w fotel.

Wspaniałym pomysłem artystki było zderzenie własnych traum, dość powszechnych dziś depresji, niezależnie od wieku ofiar, z elementami biografii Edith Piaf, której życie nie szczędziło dramatycznych zwrotów.

W centrum sceny jest ustawiony duży obrotowy prostopadłościan, rodzaj parawanu z kurtyną, z boku znajduje się kilka rozrzuconych kartonów z napisami: dowody. W pierwszym obrazie przedstawiającym ustawione pionowo łóżko, z dwiema poduszkami i kołdrą jako parawanem, widzimy głowę aktorki wspartą na poduszce doświadczającą jakiegoś nocnego koszmaru. Przed jej oczyma przejeżdża z hukiem czerwony samochód. A chwilę później obok Yael Rasooly pojawia się lalka muppetowa Edith Piaf - opiekunka Yael, życzliwa dusza, mentorka. Prowadzą prosty dialog, którego tematem jest depresja, nocne lęki i konieczność otrząśnięcia się z majaków i traum, by móc znów wyjść na scenę.
Właściwie widzimy tylko dwie, podobnej wielkości głowy z fragmentami tułowia: żywą aktorki i lalkową piosenkarki. Ale scena ta zapowiada prawdziwie lalkarski kunszt interpretacyjny. Yael Rasooly mówi oczywiście za obie postaci, zmienia niezauważalnie głos. Piaf posługuje się niskim, ciemnym, gardłowym głosem, Yael wyższym, ciepłym, miękkim. A ruchy obydwu głów są odzwierciedleniem emocji bohaterek: pochylenia, skręty, potrząsania, rozbieganie gałek ocznych, grymasy ust... wszystko to rysuje silny psychologicznie kontekst odgrywanej sceny. I już na samym początku widać, jakie znaczenie miała praca nad oswojeniem lalki muppetowej przeprowadzona z Nevillem Tranterem, mistrzem muppetów, który inspirując się przed laty Jimem Hensonem wymyślił własną konstrukcję muppeta i przez czterdzieści lat doprowadził ją do wirtuozerii. Yael Rasooly tę lekcję zdała celująco.
Obie bohaterki opuszczają łóżko, wychodzą przed parawan. Piaf jest w tym spektaklu po to, by uratować Yael Rasooly, ocalić ją, przywrócić życiu, odbudować nadzieję i wiarę w siebie, w człowieczeństwo, w dobro. I po to są w spektaklu odwołania do autentycznych historii Edith Piaf, zwłaszcza jej burzliwego związku z wielkim francuskim pięściarzem Marcelem Cerdanem, który spiesząc na spotkanie z Piaf zginął w katastrofie lotniczej.

Rasooly przygotowuje się do solowego występu, bo to jest główny temat spektaklu, ale musi pokonać własne lęki, by znów wyjść na scenę. Nie odkładając animanta, próbuje pierwszych fraz "L'accordeoniste". Piaf - lalka w długiej czarnej sukni, bez nóg - pełni rolę korepetytora. Lekcja udzielana aktorce (łącznie ze zmianą kostiumu z piżamy na czarną sukienkę, co odbywa się a vista, a takich zmian będzie w spektaklu więcej) jest doprawdy mistrzowskim przykładem współczesnego partnerstwa aktora i animanta. Aktor i lalka tworzą dwa równoważne byty sceniczne. I choć obydwa interpretowane są przez jedną osobę, ich rozdzielność jest niepodważalna: fizyczna, głosowa, ruchowa, emocjonalna. To doprawdy niezwykłe móc obserwować na żywo aktora grającego dwie kompletnie różne osobowości. Mistrzowska kreacja jednej postaci uchodzi w sztuce aktorskiej za oznakę wielkości, cóż dopiero ekwilibrystyczna interpretacja nauczycielki i uczennicy, z jaką mamy do czynienia w Edith&Me.

Techniczno-teatralna interpretacja tej sceny zachwyca, ale przecież nie mniej ważny jest kontekst merytoryczny. To tak, jakbyśmy się przyglądali rzeczywistej mistrzowskiej lekcji śpiewania odsłaniającej tajniki kunsztu wokalnego, tyle że skondensowanej do wyrazistych reakcji, celnych poprawek, użytecznych porad (jak np. scena, kiedy lalka Piaf maluje kredką usta Rasooly).

Zanim Rasooly ujawni przyczynę swojego załamania, Edit Piaf przypomina kilka momentów z własnej przeszłości z Cerdanem. Niebywale atrakcyjnie wypada scenka papierowego teatrzyku z meczem bokserskim, przedstawiona na małym ringu zawieszonym na szyi Yael Rasooly. Tu aktorka musi poradzić sobie aż z czterema postaciami: Cerdanem, jego przeciwnikiem, entuzjastyczną Piaf w charakterze widza i własną obecnością. To kolejna scena, która nie może ujść uwagi lalkarza, bo papierowe sylwetki są doskonale animowane, a pomysłowość inscenizacyjna tego epizodu, zwyczajna radość towarzysząca pojedynkowi i jego własna dramaturgia wzbudzają salwy śmiechu na widowni.
W spektaklu co chwilę zmienia się nastrój. Pozostając przy Cerdanie, trudno nie wspomnieć o scenie w łóżku z Piaf (w przestrzeni z pierwszego obrazu), tyle że teraz oglądamy dwie potężne głowy animantów, przerysowane i silnie groteskowe, podczas gdy animatorka całkowicie kryje się za lalkami. W tej czułej scenie miłosnej Piaf namawia Cerdana do odbycia podróży lotniczej, by przedłużyć wspólne szczęśliwe chwile kochanków.

Edith-lalka i Yael nieustannie ćwiczą. Przywoływany jest bogaty repertuar Piaf, w powietrzu wirują dźwięki znanych przebojów, ale żaden z nich nie jest prezentowany w całości. To wprawki, ćwiczenia, tematy, motywy, które powoli przybliżają Yael do podjęcia decyzji o opowiedzeniu o własnej traumie. Ona jest ukryta w stojących z boku sceny pudłach z dowodami. Aktorka wyjmuje z nich animanty: polityka i kierowcy auta z przytwierdzoną do rąk kierownicą, i rozgrywa dramatyczną scenę przemocową, która podcięła jej karierę i zniszczyła radość życia. Takie szowinistyczne zachowania mężczyzn wobec kobiet, nawet jeśli ofierze udało się uciec, zawsze pozostawiają traumę, tym bardziej, ze zazwyczaj sprawcy nie ponoszą żadnych konsekwencji.

Kulminacją tej sceny jest obraz pokazany znów w prostopadłościanie parawanu, zasłoniętego teraz czerwona kurtyną. Po jej odsłonięciu w centralnej części widzimy siedzącą na stołku Yael Rasooly, którą niczym macki obrzydliwego pająka obejmują męskie ramiona. Jest ich siedem czy osiem. Dotykają jej głowy, włosów, korpusu, ramion i nóg, próbując zawładnąć jej ciałem. Dramatyczny obraz, przerażający, potwornie pesymistyczny, eksponujący bezradność ofiary, jej strach i ból. Zarazem to wyjątkowo precyzyjna, trafna i artystycznie skomponowana scena, pozbawiona jakichkolwiek dosłowności. Kobieta próbująca oderwać od swojego ciała ręce oprawców jest skazana na przegraną. W tej scenie Yael Rasooly przenikliwie i aktorsko interpretuje "L'hymne à l'amour".

I znów zachwyca lalkarska realizacja tego obrazu. Wszystkie męskie ramiona są przymocowane do ramy parawanu, przysłoniętego kurtyną. Chwilami uruchamiane są własną gąbkową bezwładnością, chwilami działaniami aktorki chwytającymi dłonie animantów w akcie samoobrony. Można by sądzić, że do zrealizowania tej sceny potrzeba czterech ukrytych partnerów. Yael Rasooly jest sama, a uzyskany efekt jest kolejnym dowodem jej mistrzostwa partnerstwa aktora i lalki.

Trudno wciąż nam się oswoić z przekonaniem, że tylko ujawnienie własnych traum, opowiedzenie o nich może prowadzić do wyzwolenia. Wstyd, ból i cierpienie wywołane kolejnym powrotem do zaznanych krzywd najczęściej nas blokuje. Edith&Me pokazuje, że swoiście terapeutyczną rolę może odegrać sztuka. W pewnym sensie jest to bowiem spektakl o tym, jak Edith Piaf ocaliła Yael Rasooly.

Godzinny spektakl odwołuje się poniekąd do tradycji francuskiego kabaretu. Aktorka kilkakrotnie wchodzi w improwizowane relacje z publicznością. Mówiąc o najpoważniejszych sprawach, nie traci dystansu do rzeczywistości. I choć nie wykonuje koncertu piosenek Edith Piaf, one przewijają się przez cały spektakl, łączą dialogi Edith i Yael, aż po finałową "Non, je ne regrette rien", w końcowej partii wykonywaną wraz z publicznością.
Edith&Me to przejmujący spektakl, wirtuozerski, mistrzowski. I zarazem hymn miłości do lalek. Ich obecność przenosi wszystko na meta poziom. Z konkretnej historii czyni uniwersalną prawdę, a wszystko przecież, co ociera się choćby o ponadczasowość, nabiera szczególnej mocy i znaczenia. Jak dorobek Edith Piaf. Jak miejsce Yael Rasooly wśród plejady mistrzów współczesnego lalkarstwa.

Fot. Kristin Aafløy

PS. Edith&Me Yael Rasooly, pokazana podczas Metamorfozy Lalek 2025 była polską prapremierą tego spektaklu. O kilku innych przedstawieniach z programu tegorocznego festiwalu pisałem wcześniej na tym blogu:
- La Phazz - Zero en Conducta: https://www.marekwaszkiel.pl/2024/03/23/zero-en-conducta-bada-strach/
- Sensus - Sakowicz-Cempura: https://www.marekwaszkiel.pl/2024/12/08/meandry-partnerstwa-aktora-i-lalki/
- Wybór - Teatr Lele z Wilna: https://www.marekwaszkiel.pl/2024/09/21/teatr-gintare-radvilaviciute/
Zob. też recenzję Domu nad jeziorem Yael Rasooly (Metamorfozy Lalek 2019):
https://www.marekwaszkiel.pl/2019/06/21/jaren-vs-dom-nad-jeziorem/

 



Marek Waszkiel
Blog Marka Waszkiela
30 czerwca 2025