Czarne magdalenki

Dawno, dawno temu Marcel Proust zamoczył w herbacie magdalenkę i tak powstało siedem tomów „W poszukiwaniu straconego czasu". Subiektywny odbiór świata, skupiający sporą ilość tematów. Podobnie zrobił Bartosz Konopnicki, który jednak swoje magdalenki napromieniował i te „Zapisy promieniowania" poetyckich węgielków ukazały się nakładem Wydawnictwa Anagram (Warszawa 2024). Okazało się wówczas, że te magdalenki mogą być także czarne, zwęglone, choć nadal połyskliwe: uruchamiające coś w naszej pamięci. Jak kamyki lub muszelki, które znajdujemy na plaży, zabieramy do domu i potem patrząc na nie przypominamy sobie konkretne chwile.

Zacznę tym razem niestandardowo – od szaty graficznej, która jest czarno-biała. Zarówno jeśli chodzi o okładkę, jak i o zdjęcia (autorstwa również Bartosza Konopnickiego), które możemy znaleźć wewnątrz tomu. Są to symbolicznie zatrzymane obrazy pewnych złapanych, zauważonych momentów codzienności. To symboliczne fotografie, zapatrzenia na szczegół: barierki na dworcu, talerz zdobiący ścianę czy okulary na stole. Rzeczy, które potrafią nagle i niespodziewanie coś w człowieku wywołać. Potem już nawet nie widzimy tych schodów czy latarni, tylko w naszej głowie znajdujemy coś podobnego. Wyciągamy z odmętów pamięci sytuację: przeżytą lub zaobserwowaną/ zasłyszaną. Można odnieść wrażenie, że tak samo robi podmiot liryczny w wierszach Konopnickiego.

„Zapisy promieniowana" to blask migotliwych świateł pamięci, które oświetlają i wydobywają na światło dzienne jakieś szczegóły. Mogą to też być codzienne zdarzenia, które staną się inspiracją. Podmiot liryczny miesza prawdopodobnie swoje wspomnienia i przeżycia z tym, co przychodzi do niego z zewnątrz. Co ciekawe, stwierdza, że „Prawda jest rtęcią" („Prawda"): tak jakby prawdy krążące we krwi mogły ją zatruć, jeśli ta krew nie zostanie w jakiś sposób z nich oczyszczona.

W wierszu „To tylko drugie piętro" czytamy natomiast „Urodziłeś się w błocie/ zostaniesz pogrzebany błotem" – skrót życia. Opisana zostaje w brutalny sposób opcja narodzin oraz śmierci. Tak jakby między tym była tylko błotnista droga, która właściwie cię pochłonie: jest to absurdalne brnięcie w bagnie, błocie. Niepozorna, wydana na ekologicznym papierze publikacja ma siłę rażenia „Potwornej księgi potworów" Edwardusa Limy, potrzebnej na lekcję Opieki nad magicznymi stworzeniami z Rubeusem Hagridem w serii książek o Harry'm Potterze, autorstwa J.K. Rowling. Ten podręcznik zachowywał się jak dzikie, nieoswojone zwierzę i mógł (nieodpowiednio traktowany) zaatakować. „Zapisy promieniowania" mogą wydawać się po prostu kolejną nowością wydawniczą na rynku z kategorii poezja – nic bardziej mylnego, ponieważ po otwarciu książki jej atmosfera zaniepokoi, przestraszy, celnie trafi krótkim wersem prosto w serce czy nawet zmusi do płaczu.

Tom ma motto „W ciszy tkwi milion/ niewypowiedzianych historii", ale dla mnie mógłby być na pierwszej stronie opatrzony słowami Marka Grechuty „Warstwice chmur nad moją głową". Poezja Konopnickiego jest tu w moim odczuciu bardziej mroczna niż w poprzednim tomie „Jak te manekiny" (Wydawnictwo Oficynka, 2022). Podmiot próbuje się czepiać jakichś rzeczy, ale niemal każda taka „czarna magdalenka", wywoływana z pamięci jest raczej gorzka w smaku, choć jednocześnie w jakiś sposób kojąca.

W jednym z utworów bez tytułu podmiot dochodzi już jakby do własnej granicy „Postrzępione nerwy krzyczą/ o całym bagażu/ wczoraj". Przeszłość ciąży, przytłacza – nagromadzenie wspomnień, klisz pamięci może być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Nie da się od niej uciec, nie zawsze można sobie z nią poradzić. Kojarzy mi się to z twórczością rapera Kartky'ego: „Na moim mdłym niemaniebie/ powoli gaśnie najjaśniejsza z gwiazd" („Jakbym nigdy nie istniał", bonusowy utwór z płyty „Kraina lodu"): wszystko zaczyna coraz bardziej zasmucać, człowiek jest zależny od swoich nastrojów i reakcji. Nie zawsze ma siłę patrzeć pozytywnie na świat.

Podmiot liryczny Konopnickiego w wierszu „Tak normalnie" wyraża przeczuwanie starości, ma świadomość upływającego czasu dla kogoś bliskiego. Wszystko zmierza do nieuchronnego końca. Czy pamięć może uratować? W pewnym sensie tak. Przeżycia i obserwacje są ubrane w metafory, z których przebijają myśli o przemijaniu, codziennie obserwowanego. Dodatkowo wyraźnie wyczuwalny jest niepokój: „nie wiesz/ czy jutro zobaczysz/ słońce" („Nie wiesz"): niby banalne słowa, a jednak czasem warto odświeżyć je w głowie, ponieważ przypomina ona o tym, żeby doceniać każdą chwilę, być tu i teraz – za chwilę możemy przecież z tego świata w jakiś sposób zniknąć.

Próby czepiania się wspomnień to jedna ze strategii przetrwania. Inną jest (jak w wierszu „Mimo zaleceń") niesłuchanie lekarzy, chcąc zaczarować rzeczywistość. Procesy jednak nieustannie postępują. Dodatkowo gdzieś to wszystko, co nie może być wypowiedziane (może za sprawą strachu) schowane jest w milczeniu. Przecież „wychodzisz w przestrzeń utkaną z szumu/ bez słów i krzyku" („Na horyzoncie bez zmian"): głośny na co dzień, miejski świat, zagłusza to, co dzieje się naprawdę. Wszystkie emocje zlewają się w jeden szum, trudno jest wyłowić indywidualne emocje, trudno usłyszeć siebie.

Czasami nie chce się wracać do rzeczywistości. Bo tak jak w wierszu „Powroty" – wspomnienia są różnorodne, a tutaj ciągle to samo. Podmiot w „Zmęczeniu" udowadnia, że ciągle dzieje się coś, co sprawia, że się zużywamy. Nie da się od tego uciec. Stąd potem „Koło": wraca się do wspomnień, a na starość dziecinnieje. Ostatecznie i tak „Jesteś dzieckiem północy" – nie uciekniesz od swojego pochodzenia, konstruktu psychicznego, a „deszcz/ to najlepsze co nadchodzi" („Gdy nic nie możesz powiedzieć"). Woda jako forma oczyszczenia wewnętrznego napięcia, bo na pogodę nie mamy wpływu i trzeba ją po prostu zaakceptować.

„Zapisy promieniowania" Bartosza Konopnickiego to poezja, którą się smakuje – trzeba sobie ją dawkować, żeby nie zatruć się tymi węgielkami, wyciągniętymi z wciąż żarzącego się pieca pamięci. Jednak warto zanurzyć się w ten świat. To będzie trochę takie wejście do domu-trumenki z okładki płyty Happysad „ciepło/ zimno" – w środku będzie raczej mrocznie, mało komfortowo i niespecjalnie optymistycznie, ale kiedy już przejdziemy wszystkie piętra i zwiedzimy na nowo pokoje: zrobi się spokojniej.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
28 października 2024