Czechow w Polonii

"32 OMDLENIA" w Teatrze Polonia, to jeden z tych spektakli, dzięki którym z łatwością można obalić odżywające ciągle twierdzenia o kryzysie teatru. Swoją premierę miał ponad trzy lata temu, grany był już ponad 100 razy, a zdobycie na niego biletów ciągle graniczy z cudem. I tak jak to zawsze ma miejsce w przypadku PRAWDZIWEGO spektaklu, całkiem spora widownia Teatru Polonia, jest zapełniona w ponad 100 procentach (matematyczni ortodoksi niech się nie zżymają - tak było - ponad 100 procent).

A co to jest PRAWDZIWY spektakl? Odpowiedź jest prosta - to 32 Omdlenia w Teatrze Polonia! A co powoduje, że można go nazwać PRAWDZIWYM teatrem? Wg mnie są to:

1 - Tekst. W tym przypadku trzy teksty [Niedźwiedź, Oświadczyny, Historia zakulisowa] - wiadomo, poza jakąkolwiek dyskusją, to 3 perełki, sprawdzające się od prawie 130 lat, chyba na wszystkich scenach świata. W Polsce też, co i raz jakiś teatr wystawia je. I bardzo dobrze! Jednak Polonia sięgając po nie miała i ma asy nie do przebicia. Asy są trzy: Krystyna Janda, Ignacy Gogolewski i Jerzy Stuhr.

2 - To jest drugi, niezbędny element PRAWDZIWEGO teatru - aktorzy. Tego wieczoru oglądanie i słuchanie ich byłą ucztą dla oczu i uszu! Niby znamy ich od wielu lat i wydawać by się mogło, że nie są w stanie nas już niczym zaskoczyć. A jednak!

Nie wiem od kogo zacząć pochwały!? Wypadałoby od Krystyny Jandy! To jedyna kobieta w obsadzie. Od Jerzego Stuhra? To na jego cześć, na 40 lecie jego debiutu scenicznego, wystawiono właśnie ten spektakl i we wszystkich trzech jednoaktówkach gra wiodące role. Ja jednak zacznę od Ignacego Gogolewskiego!

Na scenach i przed kamerami występuje już od ponad 60 lat! Większość jego rówieśników ma problemy typu: "gdzie są moje pastylki do łyknięcia?", czy " gdzie się zapodziały moje bambosze?" i ciągle musi przypominać sobie o jakiś sprawach, o których obiecywali sobie koniecznie pamiętać, a nie zapomnieć. A pan Ignacy przez dwie godziny nie schodzi ze sceny (oprócz przerw między jednoaktówkami), wygłasza długie kwestie, jest bardzo aktywny, ciągle w ruchu i w ogóle cały czas na scenie gra. I to jak GRA! A do tego ta dykcja! Artykulacja! Akcentowanie! Zmiany natężenia głosu! Bez względu na to, czy jest akurat pierwszoplanową postacią, czy ustępuje "pola" dwójce partnerów, nie ma sekundy odpoczynku, żadnej prywatności, cały czas 100 procent kontaktu z publicznością!

Ale żeby nie było niejasności! Te uwagi dotyczą również Krystyny Jandy i Jerzego Stuhra! Dlatego w przypadku tego spektaklu trudno jest skupić się na opisie kogokolwiek z występujących! Wszystkie superlatywy wygłoszone pod adresem jednego, dotyczą w tym samym stopniu pozostałych. To jest wspaniały koncert, wspaniałego tria! Ani razu nie zdarza się słynna sytuacja typu: "tjepier JA!", czyli własna gierka kosztem innych. Wprost przeciwnie! Jest wspaniała, wspólna zabawa! W sposób widoczny, ze sceny emanuje radość i zadowolenie z grania akurat tej sztuki, z tymi partnerami.

Widzowie tylko na tym korzystają i dają wyraz swojej satysfakcji nie tylko za pomocą frekwencji ale również żywiołowymi reakcjami w czasie spektaklu i oczywiście długotrwałymi brawami na koniec. Rzadko zdarza się, żeby przy ukłonach WSZYSCY aktorzy byli nagradzani takimi samymi brawami, ale w tym przypadku jest to absolutnie uzasadnione, ponieważ cała trójka zasługuje na najwyższe noty nie tylko indywidualnie ale również za grę zespołową!

Treści sztuk nie ma co opisywać, ponieważ większość widzów je zna. W tym przypadku chodzi wyłącznie o wykonanie, a to jest koncertowe! Co prawda dla mniej wyrobionej publiczności, zaskoczeniem będzie aktualność tematów i tekstów, ze szczególnym uwzględnieniem monologu Jerzego Stuhra na sam koniec spektaklu. Jednak na widowni jest raczej mało osób, które nie znałyby wcześniej tych jednoaktówek, więc całej reszcie pozostaje przyjemność delektowania się "czystą" sztuką.

Po tej beczce miodu maleńka szczypta dziegciu.

W takim spektaklu, tzn. absolutnie aktorskim, z takimi kreacjami, ale równocześnie bardzo oszczędnym w scenografii, nie powinno być problemem takie ustawienie akcji, że by WSZYSCY widzowie widzieli WSZYSTKIE sceny. Oczywiście nie mam na myśli zejść w kulisę. A z tym jest nie najlepiej. Na samym początku (Niedźwiedź) i dużą część trzeciej jednoaktówki (Historia zakulisowa), osoby zajmujące skrajne fotele - przy wejściu z foyer - stają się słuchaczami i obserwatorami reakcji reszty widowni. Dopiero po dłuższym czasie, gdy akcja przenosi się troszkę w kierunku środka sceny, mogą same zobaczyć co wzbudziło przed chwilą aplauz reszty widzów.

Ale w sumie to naprawdę drobiazg, przy ogromie pozytywów!!

Gratulacje dla Krystyny Jandy, Ignacego Gogolewskiego i Jerzego Stuhra.



Krzysztof Stopczyk
http://kulturalnie.waw.pl
2 września 2014
Spektakle
32 Omdlenia