Czeczeński Bułhakow

Każde nowe teatralne podejście do "Mistrza i Małgorzaty" sprawia, że strzygę z radości uszami i wychodzę na miasto w przebraniu Korowiowa, byłego regenta chóru cerkiewnego, żeby coś obrzydliwego zbroić. W końcu to najpiękniejsza historia o dojrzałej miłości, jaką znam. I nic to, że zwykle robi się z tego ckliwe romansidło dla licealistów, którzy nie mają pojęcia ani o takim kochaniu, ani o takim diable, ani nawet o śmieszno-gorzko-strasznej Rosji

Robert Talarczyk nie chciał melodramatu i chwała mu za to. Czyta "Mistrza i Małgorzatę" przez pryzmat współczesnej Rosji. Książka Bułhakowa i jej bohaterowie są elementem kultury popularnej, rozpoznają się w nich moskiewscy celebryci. W tle mamy atak na teatr na Dubrowce i wojnę czeczeńską. Z jednej strony byle jaki show-biznes (Iwan-Mistrz to scenarzysta, który zgłosił się do wojska na ochotnika, jego ukochana jest popularną aktorką z serialu), z drugiej niedobitki cyganerii artystycznej (Woland i jego świta). W środku stara Rosja, która nie ma siły na bycie nowym, konsumpcyjnym rajem. Wolandowi tylko się wydaje, że jest diabłem. Behemot (Kuba Lewandowski) to nadruchliwy gejowski tancerz z klubu. Asasello (stylowy Grzegorz Sikora) jest szefem modnej knajpy.

Zło panoszy się raczej w rzeczywistości wojennej: krwawy rosyjski pułkownik pacyfikujący kaukaskie wsie to Piłat, jeden z żołnierzy weźmie na siebie rolę Mateusza Lewity (Tomasz Drabek), Jeszua to arabski zakładnik Mohamed. Talarczyk wymyśla nowe postacie, bawi się egzotyczną scenerią i wie, że świat Bułhakowa nie mieści się już w naszym świecie. Moskiewscy kochankowie umierają oddzielnie: zaczadzony śmiercią Mistrz ginie w czeczeńskiej zasadzce, zdegustowana własnym kurewstwem Małgorzata popełnia samobójstwo.

Jest jednak z bielskim spektaklem podstawowy kłopot - można się pogubić w kolejnych planach narracyjnych. Wiele scen razi sztywną umownością, dialogi dodane do powieści to literatura nie najwyższych lotów. Bronią się za to aktorzy. Anna Iberszer wzrusza mnie desperackim upodleniem Małgorzaty, która wie, że to po nic, ale próbuje wskrzesić swoje uczucie do Iwana. Równy poziom trzymają odtwórcy ról drugoplanowych: Kazimierz Czapla (Berlioz), Rafał Sawicki (Korowiow). Podobał mi się młody Piotr Bułka jako jeden z żołnierzy z przeklętej kompanii. Za to autora kostiumów kobiecych zesłałbym najchętniej na dwa lata na Sołowki. Chyba że aktorki zemszczą się same przy pierwszej okazji.



Łukasz Drewniak
Przekrój
11 lutego 2011