Czeski Verne w Baju

Nie ulega wątpliwości, że miks powstały z nietypowej książki Juliusza Verne’a i czeskiego poczucia humoru może być istną mieszanką wybuchową! Przed trzydziestu laty „Tajemnicę zamku w Karpatach”, tuż po międzynarodowym sukcesie komedii „Adela jeszcze nie jadła kolacji”, zekranizował Oldřich Lipský – i do dziś w Czechach teksty z jego filmu „Tajemnica…” krążą w języku potocznym, tak jak w Polsce po „Seksmisji”. Można się więc było spodziewać, że będzie filmowo, „…będzie zabawa, będzie się działo…” – ale konwencja półopery i komediowego romansu gotyckiego w Teatrze Baj Pomorski – to już autentyczna eksplozja śmiechu i rewelacyjnej zabawy!

Czarodziej z Nantes w „Tajemniczym zamku w Karpatach" odszedł mocno od swych klasycznych kanonów powieści z pogranicza przygody czy wczesnej science fiction i wprowadził czytelników w wyraźnie gotycki romans, a właściwie transylwański trójkąt miłosny z tragicznym finałem. Adaptując powieść na scenę Baja Pomorskiego Vit Perina – autor scenariusza, zawęził ten pikantno-drastyczny wątek do zabawnej komedii z elementami czeskiej parodii i absurdalnym poczuciem humoru. Powstało widowisko bardzo spójne i kończące się jednak szczęśliwie, wszak Czesi i Słowacy nie chcieli wcale straszyć toruńskich siedmiolatków. Reżyser i autor scenografii do przedstawienia – Marek Zákostelecký zadbał przy tym idealnie, by całość zamknąć w koherentnym obrazie filmowo-teatralno-operowym, a właściwie półoperowym (jak dowiadujemy się już w tytule). Nie udałoby się to tak wspaniale, gdyby nie udział w projekcie wybitnego słowackiego kompozytora Vratislava Šrámka, który do spektaklu stworzył wspaniałe „pół-libretto"!

Ale o czym opowiada "Tajemniczy zamek w Karpatach, czyli fantastyczno-naukowa półopera albo Verneland"? Francuski prekursor science fiction oparł intrygę swej powieści nietypowo: na miłości Hrabiego do Stilli Alsanty, porwanej przez złego Barona Gorca do złowrogiego zamku, u którego stóp mieści się wioska zamieszkała przez przerażonych sąsiedztwem rozkosznych wieśniaków. Wolą trzymać się od zamku z daleka, gdyż sama wyprawa w jego pobliże grozi wielkim niebezpieczeństwem... Zbyt wielu szczegółów nie zdradzę, by nie psuć Państwu świetnej zabawy, uspokoję jednak rodziców, iż bez obaw mogą zabrać swe pociechy do Baja Pomorskiego, gdyż wszystko kończy się dobrze – nie tak jak u pana Verne'a. Sami przy tym bawić się będą równie wyśmienicie, gdyż skosztują w nim świata swych dziecięcych przygód z książkami Verne'a, przyrządzonego przez tak lubianych Bajowych aktorów, według przepisów zaskakujących i przezabawnych.

Marek Zákostelecký zebrał w tym przedstawieniu aktorów bukiet wyjątkowy, jak przystało na żywą zabawę mroczną historią prosto z Transylwanii, i to z dużym przymrużeniem oka. Właściwie wszystkim należałoby oddać sprawiedliwość, gdyż idealnie dostroili się do „Tajemniczego zamku...", ale przede wszystkim, podnieść piękną rolę Marty Parfieniuk-Białowicz – Stilli, cudnie śpiewającej arie i świadomej swego operowego talentu. Dalej, przyklasnąć interesująco odtworzonej przez Jacka Pysiaka postaci Hrabiego Franciszka Teleka – dotkniętej uroczym dydaktyzmem i romantyczną miłością, lecz jednocześnie nieświadomej czyhających na nią niebezpieczeństw, przed którymi ostrzega go wierny sługa Quido Rocko (Krzysztof Grzęda). Ponadto, nie sposób nie zauważyć komicznie nawiedzonej narratorki półopery – Kustosz Bożeny (Edyta Łukaszewicz-Lisowska), jakby wyrwanej z „Pana Samochodzika i Templariuszy" Nienackiego; także zapomnieć wywołującej ból brzucha ze śmiechu Dominiki Miękus, w roli Mirioty – niemej narzeczonej Leśnika Ruperta (Mariusz Wójtowicz) oraz córki sołtysa (Jacek Pietruski), czy absolutnie ludycznych sióstr syjamskich (Grażyna Rutkowska-Kusa i Agnieszka Niezgoda). Są też mieszkańcy groźnego zamczyska: teutoński wynalazca Orfanik (Andrzej Korkuz), Robot Mirka (aż trudno uwierzyć, że to żywa Anna Katarzyna Chudek) i wreszcie ekscentryczny Baron Gorc (Krzysztof Parda), który swą rolą zachwycił najmniej. Może to wina charakteryzacji, tłumiącej jakże świetną mimikę aktora.

W tym spektaklu został wydobyty ton genialnej czeskiej satyry z nutą reżyserskiej przekory wobec osobliwej powieści Juliusza Verne'a – gotyckiej i nieco wampirycznej. Nie ma się zupełnie czego obawiać i warto dać się porwać rodzinnie w świat tajemnic zamku, sympatycznie zamkniętego w Bajowej szafie. Szczególnie teraz, gdy na co dzień traktujemy wszystko zbyt poważnie!



Aram Stern
Magazyn Menażeria
20 marca 2014