Człowiek-zapalnik, nośnik destrukcyjnej siły

"Rok Ryszarda" odwołuje się do problemów globalnych, celnie i przenikliwie nazywa to, z czym zmagają się współczesne społeczeństwa: kryzys demokracji, rozpad wartości, ubóstwo, przemoc i chaos. Im bliżej do premiery, tym mocniej tekst ten rezonuje w kontekście bieżących wydarzeń politycznych i społecznych w naszym kraju. Momentami odnoszę wrażenie, że jest to tekst o radykalizującej się Polsce, tak, jakby został napisany z myślą o nas. Po raz pierwszy w mojej pracy twórczej zdarza mi się sytuacja, w której tekst sceniczny tak mocno referuje rzeczywistość. Czasami mam poczucie, jak gdyby teraźniejszość „wpraszała mi się" na scenę, a aktualne wydarzenia dopisywały wątki do scenariusza.

Z Joanną Zdradą, reżyserką monodramu "Rok Ryszarda" w Teatrze im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze, rozmawia Wiesław Kowalski.

Wiesław Kowalski: Angelica Liddel, hiszpańska performerka, dramatopisarka, aktorka i reżyserka, zaliczana obok Marcusa Ohrna i Rimini Protokoll do klasyków teatralnej nowoczesności, w Polsce nie jest tak popularna jak w innych krajach Europy. Wystąpiła co prawda na jednym z Festiwalu Dialog – Wrocław, ale jej monodram – performance „Nie jestem ładna", choć wzbudził duże zainteresowanie, był dla wielu sporym rozczarowaniem. Natomiast „Syndrom Wendy" pokazano na szczecińskim Kontrapunkcie. Kiedy Pani zetknęła się z jej twórczością, jak dotarła do tekstu El año de Ricardo (Rok Ryszarda) i dlaczego postanowiła Pani ten utwór wystawić w jeleniogórskim teatrze?

Joanna Zdrada: Propozycja realizacji monodramu „Rok Ryszarda" pojawiła się z zewnątrz. Robert Dudzik, aktor, wystąpił z inicjatywą realizacji tego tekstu do Piotra Jędrzejasa, dyrektora jeleniogórskiego teatru i to dyrektor podsunął mi ten tekst. Wówczas po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Angeliki Liddell. Decyzję realizacyjną podjęliśmy blisko rok temu, kiedy sytuacja polityczna i społeczna w Polsce i na świecie stawała się coraz bardziej niepokojąca - był to moment zaostrzenia się konfliktu na Ukrainie, postępowała destabilizacja europejskich rynków, zagęszczały się doniesienia o aktach terroru, konfliktach zbrojnych, rzeszach napływających do Europy emigrantów. Po lekturze tekstu Liddell miałam głębokie przekonanie, że jest to ważny głos w obronie wartości sztuki jako aktu protestu przeciwko dehierarchizacji wartości; swoista diagnoza współczesności – odważna i zaskakująco aktualna.

Liddell postrzegana jest jako artystka radykalna i bezkompromisowa. Jak to przekłada się na tekst, nad którym Pani obecnie pracuje?

„Rok Ryszarda" to nieujarzmiony potok słów. Liddell czerpie inspiracje z dramaturgii austriackiej, z autorów, których bardzo cenię, takich jak Thomas Bernhard czy Peter Handke, do których nie bez powodu przylgnęło określenie „kalający własne gniazdo". Prowokacyjny tekst „Roku Ryszarda" jest dla mnie przede wszystkim wyrazem ostrego, krytycznego spojrzenia. Obrazoburczy ton, w jakim utrzymany jest tekst Liddell wystawia nas na próbę, sprawdza gotowość do poddania rewizji naszych życiowych postaw, obnaża instynkty, do których boimy się przyznać.

Omar Willey w „The Seattlest" napisał o autorce „Domu siły" między innymi: „Każda z jej sztuk odkrywa nowe horyzonty, znajduje nowe słowa dla bólu społecznego i osobistego (...), balansuje na cienkiej linie pomiędzy rzeczywistością i fikcją, dokumentem i osobistym wyznaniem, żywiołowością i skupieniem, wściekłością i współczuciem". Co Pani odkryła w jej tekście, co było dla Pani największym zaskoczeniem i co ostatecznie skłoniło do próby zainscenizowania „Roku Ryszarda"?

Decydującym impulsem dla wystawienia sztuki było moje głębokie przekonanie o tym, że „Rok Ryszarda" jest tekstem społecznie potrzebnym. W pracy nad spektaklem najbardziej nurtował mnie dramat ambiwalencji postawy ofiary i kata. Zaczerpnięta z Szekspirowskiej kroniki postać Ryszarda skrywa w sobie tę dwoistość. Bohater Liddell mówi: „Mojego cierpienia nie da się inaczej wyrazić niż zadając jeszcze większy ból. Chcę, żeby moje osobiste cierpienie przełożyło się na cierpienie powszechne". W pracy nad "Rokiem Ryszarda" zaskoczyło mnie to, jak głęboko Liddell wdrukowała w tekst swoistą manipulację czytelnikiem/widzem – jej bohater zdaje się być nieuchwytny w zmieniających się, często sprzecznych perspektywach narracji, z których każda wydaje się prawdziwa.

Krytycy zwracają uwagę na umiejętność hiszpańskiej artystki do przekładania sztuki performatywnej na scenę teatralną – tak pisano kiedy otrzymywała Srebrnego Lwa Teatralnego na Biennale w Wenecji. Jaki jest Pani stosunek do performatywności w teatrze i na ile przygotowywany monodram będzie z takich środków czerpał?

Fascynuje mnie bogactwo form performatywnych, nieskrępowana inwencja artystów – performerów, ich odwaga. Środki, jakimi posługuje się performance mogą mieć ogromną siłę rażenia. W formie tej podoba mi się założenie: „tu i teraz"; to sztuka szybkiego reagowania, wymykająca się definicjom, nieujarzmiona, niejednokrotnie budząca sprzeciw, żywa. Tekst "Roku Ryszarda" nosi znamiona estetyki performatywności: oscyluje między rzeczywistością i fikcją, między tym, co prywatne i publiczne. Nie jest to dramaturgia w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Pierwotnie nosiłam się z zamiarem wystawienia sztuki Liddell w przestrzeni miejskiej, premiera spektaklu była planowana latem, na okoliczność Festiwalu Teatrów Ulicznych w Jeleniej Górze. Ostatecznie jednak została przeniesiona na styczeń, trudno więc było nam pozostać przy opcji prezentowania przedstawienia na zewnątrz. W pracy nad spektaklem niejednokrotnie potem czułam pewne skrępowanie wynikające z faktu, iż pracujemy na scenie, w ograniczonej przestrzeni teatru. Spektakl w swoim ostatecznym kształcie grany jest dość klasycznie. Z moich wczesnych intuicji zachowały się jednak pewne cechy konwencji happeningu; wbrew swoim dotychczasowym metodom pracy starałam się w czasie prób do spektaklu rozbić aktorską kreację Roberta Dudzika, odtwórcy roli Ryszarda. Interesowała mnie sytuacja „niedoróby". Ten wymyślony przeze mnie roboczy termin, za pośrednictwem którego definiowałam Robertowi zadania aktorskie, wydaje mi się adekwatnie określać kierunki naszych poszukiwań.

Często zarzuca się pracom Liddell hermetyczność i brak uniwersalnej mocy, która w innych krajach nie wybrzmiewa tak jak w krajach hiszpańskojęzycznych. Czy „Rok Ryszarda" też niesie w sobie ten rodzaj pułapki?

Absolutnie nie zgadzam się z taką opinią. "Rok Ryszarda" odwołuje się do problemów globalnych, celnie i przenikliwie nazywa to, z czym zmagają się współczesne społeczeństwa: kryzys demokracji, rozpad wartości, ubóstwo, przemoc i chaos. Im bliżej do premiery, tym mocniej tekst ten rezonuje w kontekście bieżących wydarzeń politycznych i społecznych w naszym kraju. Momentami odnoszę wrażenie, że jest to tekst o radykalizującej się Polsce, tak, jakby został napisany z myślą o nas. Po raz pierwszy w mojej pracy twórczej zdarza mi się sytuacja, w której tekst sceniczny tak mocno referuje rzeczywistość. Czasami mam poczucie, jak gdyby teraźniejszość „wpraszała mi się" na scenę, a aktualne wydarzenia dopisywały wątki do scenariusza.

Mówi się, że prace Liddell są zdeterminowane kalkulacją obliczoną na skandal i szokowanie. Czy tak też jest w przypadku dramaturgii, którą uprawia?

Nie interesuje mnie to, na co w mniemaniu ogółu są obliczone autorskie działania Liddell. Jej dramaturgia w pełni mnie przekonuje, jestem przeświadczona o autentyzmie przekazywanych przez artystkę treści, a moc ich wyrazu wydaje mi się formą konieczną dla pełnego wyrażenia tematów, które porusza. Wydaje mi się, że Liddell „idzie na całość", bo taka jest potrzeba chwili. Nazywanie kłamstw, zbrodni i masowych śmierci nie dopuszcza w moim przekonaniu żadnych eufemizmów.

Jaki jest związek między postacią Ryszarda wykreowaną przez Liddell a tą, którą znamy z tragedii Wiliama Szekspira? Myślę tutaj o konstrukcji postaci, bo w obydwu przypadkach mamy do czynienia z historyczną postacią, która zasłynęła z wielu zbrodni i była ucieleśnieniem tego, co w człowieku najbardziej złe, okrutne i podłe?

Szekspirowski pierwowzór jest swoistą figurą, postacią-modelem, uosobieniem cech, które noszą tyrani wszelkiej maści. Liddell przywołuje w „Roku Ryszarda" szereg innych makiawelicznych postaci, znanych z historii przywódców i despotów, których panowanie w tragiczny sposób wpłynęło na losy całych społeczeństw czy narodów. Spójna z Ryszardem z Yorków jest niemoc bohatera Liddell, swoista choroba, która eskaluje, napędzając tym samym machinę śmierci.

W materiałach promujących zbliżającą się premierę można przeczytać: „Nastała chwila radykalnej rewizji rzeczywistości. W chaosie pogłębiających się nierówności, niewydolności rządów, rozczarowania mas, w dobie ideologicznych wojen i ekonomicznych kryzysów – ster przejmuje samozwańczy prowokator. Na scenę wkracza Ryszard. Kim jest nasz oddolny inicjator? Uzurpatorem? Despotą? Tyranem? Współczesnym wcieleniem Shakespeare'owskiej wizji władzy? Jaką diagnozę postawi?". Sporo w tym tekście pytań? Czy teatr jest w stanie na nie wszystkie w Pani spektaklu odpowiedzieć?

Teatr nie jest w moim mniemaniu od tego, by serwować gotowe odpowiedzi. Jest od stawiania pytań właśnie, ma zaszczepiać wątpliwości, prowokować, niepokoić, uwrażliwiać i stymulować do myślenia. Mam szczerą nadzieję, że mój spektakl spełni taką właśnie funkcję.

W tytułowego Ryszarda wcieli się w Pani spektaklu wspomniany już Robert Dudzik.

Moją relację z Robertem można przyrównać do czegoś na kształt „małżeństwa kojarzonego". To nie ja go wybrałam, ani nie on mnie. Jak już wspomniałam, spotkaliśmy się w pracy dzięki doskonałej intuicji dyrektora Jędrzejasa. Robert charakteryzuję się ogromną inwencją twórczą, jest tytanem pracy - w trakcie prób do spektaklu szukałam w nim pęknięć i rys, czegoś, co wykoślawi jego naturalną harmonię i swobodę ekspresji. Próbowałam dociążyć jego istnienie na scenie; sprawić, by było nieoczywiste.

„Rok Ryszarda" pokazuje człowieka – tyrana i despotę, który nie boi się wykorzystać demokracji do realizacji swoich niecnych celów i zamiarów, żądnego władzy okrutnika, który kroczy w kierunku totalitaryzmu. Czy to znaczy, że powstający spektakl będzie przedstawieniem stricte politycznym, ostrzegającym nas przed takimi działaniami, które mogą swoim zideologizowaniem, zakłamaniem i kompleksami doprowadzić świat do zagłady?

Antyspołeczna misja rewolty dążącej do rozsadzenia ukonstytuowanych struktur, której wizję snuje Ryszard Angeliki Liddell, wydaje mi się celną parafrazą Szekspirowskiego obrazu świata, który wypadł z formy. Polityka czy ideologia są okolicznościami, które w dużym stopniu determinują działania naszego bohatera. Są także - w pewnym sensie - jego osobistą ambicją. W centrum wydarzeń jednak stoi on sam, człowiek-zapalnik, nośnik destrukcyjnej siły.

Joanna Zdrada - reżyserka teatralna, dramaturżka, scenografka. Absolwentka Vysokej Školy Muzickych Umeni w Bratysławie – kierunek reżyseria teatralna i dramaturgia (licencjat) oraz reżyseria teatralna (magister). Odbyła półroczne stypendium w Drama Department of Goldsmiths University of London. Stypendystka Ministra Edukacji Narodowej i Sportu RP, Rządu Rzeczpospolitej Polski, Visegrad Fund i Marszałka Województwa Śląskiego. Współpracuje z teatrami w Polsce, na Słowacji i w Czechach. Debiutowała w teatrze A-ha w Bratysławie w roku 2007 sztuką Desdemona P. Vogel. W bieżącym roku podjęła współpracę z Radkiem Rychcikiem jako autorka scenariusza do koncertu finałowego 36 Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu pt. Wielkie przemówienia. Jest autorką większości scenografii do swoich spektakli. Tłumaczy z języka słowackiego, czeskiego i angielskiego.



Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
1 lutego 2016
Spektakle
Rok Ryszarda
Portrety
Joanna Zdrada