Cztery wesela i znasz Feliksa

To najbardziej znany w Polsce kompozytor muzyki klasycznej. Tak przynajmniej wynika z badań uczonych socjologów. Nie, nie nazywa się Chopin. Ale też jest przystojny, towarzyski, dobrze wychowany i lubi się całować.

Mężczyzna w sam raz na ślub, więc większość młodych par zaczyna wspólne życie z Feliksem pod pachą. No i potem to już tylko Felix i Felix, aż do Złotych Godów. W 2007 roku socjologowie przygotowując się do obchodów Roku Chopinowskiego postanowili sprawdzić, czy Naród zna twórczość swojego najlepszego kompozytora. Ponad tysiąc losowo wybranych respondentów słuchało przebojów muzyki klasycznej, próbując zidentyfikować autorów. Chopinowskiego Poloneza As-dur nie rozpoznał nikt, za to na dźwięk Marsza weselnego Mendelssohna-Bartholdy’ego badani zareagowali niczym konie kawaleryjskie na sygnał trąbki wzywającej do ataku. 

Spokojnie, jutro w Filharmonii Marsza nie będzie, a Mendelssohn-Bartholdy udowodni (z pomocą skrzypka Jana Staniendy i pianisty Krzysztofa Staniendy) , że nie jest twórcą wyłącznie jednego dzieła. Za życia dzięki swej muzyce odniósł ogromny sukces, ale po śmierci sława i uznanie mocno przygasły. Bardzo niesprawiedliwy był ten upadek. Być może jednak Opatrzność uznała, że trzeba jakąś równowagę na świecie utrzymać. Bo Mendelssohn-Bartholdy dostał naprawdę wszystko, czego ludzie pożądają – urodę, mnogość talentów, sławę i miłość. Gdyby chociaż droga po te skarby była wyboista! Niestety,  Felix to nie Janko Muzykant, tylko cudowne dziecko bogatej żydowskiej rodziny, która bardzo dbała o jego rozwój.    

Już jako dziewięciolatek grał na pianinie przed Heinem, Heglem, Humboldtem oraz Grimmem i komponował bez wytchnienia, w wieku dwunastu lat zaczął wydawać własną gazetę i zaprzyjaźnił się z 73-letnim Goethem. "Co rano dostaję od autora "Fausta" i "Wertera"  jednego całusa, zaś po południu dwa całusy, od ojca oraz od Goethego.  Co Wy na to?" - pisał do rodziny z Weimaru. No właśnie, co oni na to, bo cudowne dziecko to zwykle mnóstwo kłopotów. Ale jeszcze gorszy jest cudowny młodzieniec. A Felix był nieznośnie pewny siebie, afektowany, nietolerancyjny i despotyczny, sztywny, drażliwy i kapryśny. Prawdę mówiąc, aż przyjemnie o tym pomyśleć. Nobody is perfect! 

Rozsądny ojciec miał wątpliwości co z taką latoroślą począć, zasięgnął więc rady u Jakoba Bartholdy’ego, odnoszącego sukcesy krewniaka i dyplomaty. Ten odpisał mądrze: "Zawodowy muzyk – nie dopuszczam takiej myśli. To ani kariera, ani życie, ani cel. Każ chłopcu studiować, tak jak powinien. Niech studiuje prawo na uniwersytecie i zacznie pracować w administracji rządowej. Sztuka pozostanie jego przyjacielem i wytchnieniem".  Stało się inaczej. Zawodowy muzyk – to była kariera, życie, cel. Przyniosło mu to zachwyt angielskiej królowej Wiktorii i jej męża Alberta oraz uwielbienie tłumów.  Inna rzecz, że za zawodowego muzyka (którego wpuszczało się wejściem dla służby) nikt Mendelssohna  nie uważał, był na to zbyt bogaty. 

Ale sztuka nie stała się dlań wytchnieniem.  Felix umarł po prostu z przepracowania. Miał zaledwie 38 lat.  Komponował, koncertował, uczył w konserwatorium, zachowywał się jak Wincenty Pstrowski. To się nigdy dobrze nie kończy. "Jestem zmęczony… bardzo zmęczony" - powiedział na dzień przed śmiercią.

Jakob Bartholdy miał rację: Lepiej jednak studiować prawo na uniwersytecie i pracować w administracji rządowej. A poza tym chodzić krokiem spacerowym, nawet jak grają Marsza weselnego.



Beata Maciejewska
Materiały OiFP
14 grudnia 2011