Czy Gombrowicz jest wiecznie żywy?
Kochanowski zaprosił dwie Iwony na Biesiadę w Amerykańskim stylu. Tak mogłaby brzmieć treść telegramu wysłanego do Witolda Gombrowicza w skrócie opisującego pierwsze dwa dni XVI Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego.Zaczęło się od "Biesiady u hrabiny Kotłubaj", którą zorganizował (wyreżyserował) Błażej Peszek, a kucharzem (scenarzystą) był Michał Pabian, zastawę (scenografię) przygotował Michał Dracz i pod nóżkę przygrywała muzyka Wojtka Kiwera. Pachnącego kalafiora zjedli Hrabina, Hrabia, Markiza i Witold - czyli Małgorzata Maślanka tak "głodna", że wykreowała wszystkie postaci. Przy okazji Aktorka, zaprosiła na przyjęcie jubileuszowe z okazji 30 lecia pracy artystycznej, w którym wzięli udział zaszczyceni goście. Na końcu dziękując za "Biesiadę..." i inne kreacje, owacją na stojąco.
A zapach kalafiora jeszcze długo unosił się po Radomiu.
Z "Kotłowni" impreza przeniosła się na foyer "Powszechnego", gdzie Książe, narzeczony Iwony, wraz z kumpelą i kumplami oraz przyszłymi teściami, rozkręcili potańcówkę w dworskim stylu. Przygrywały wszystkim cztery rury i bęben, a Szambelan z iście majordomusowymi manierami zabawiał i temperował zarazem uczestników imprezy. Dziwnie jednak nieobecna była Iwona. Tak zaczyna się i kończy spektakl "Iwona, księżniczka Burgunda". Jeśli ktoś liczył na podpieranie ściany podczas tego show, to nie było takiej opcji. Nie dlatego, że ścian nie było, były i kurtyna była, i spadła zabijając się na miejscu. A dlatego, że się nie dało stojąc w miejscu ogarnąć tego wszystkiego co działo się w głowach i przestrzeni całego Teatru. A wszystkim dyrygował Adam Orzechowski. Tym co byli do dzisiaj brzmią taktowne takty w uszach, a Ci co nie widzieli niech żałują lub jadą do Teatru Wybrzeże w Gdańsku.
Wczesnym popołudniem, po krótkiej nocy festiwalowej, w rozgrzanej do czerwoności dyskusją "Kotłowni" odbyła się debata o "Ja", czyli ile jest pisarza w tym co pisze. Prawdopodobnie jest go dużo ale do końca nie wiadomo. I dobrze, bo może niektórzy przestali by pisać, a co gorsza ci co nie czytają, a mają duże JA zaczęliby.
Do zapachu kalafiora i taktów sobotniej muzyki, czy dźwięków wypowiadanych słów z popołudniowej debaty, pozostających w nosach i uszach, dołączył szum fal oceanu. Nie jakiegoś tam morza, nie, bo przecież do Ameryki trzeba dotrzeć przez ocean. Po drugiej stronie wielkiej wody, przywitał publiczność przyszły noblista Witoldo Gombrowiczo, biedny i głodny, lecz gotowy by oprowadzić wszystkich po meandrach obu Ameryk. A właściwie tymi co napisali i wykreowali program tej podróży, są Julia Holewińska-reżyserka i Tomasz Szerszeń-współautor. To niezapomniana okazja by podczas tej przygody, spotkać się z boskim Diego Maradoną i zrozumieć hipokryzję cywilizacji zjadającej nie tylko kalafior, lecz całą matkę ziemię. Spektakl, z piękną Amazonią i pozostałymi bohaterami "polskiego" pochodzenia takimi jak: Izaura, Krzysztof Kolumb i wspomniany Diego Maradona; można zobaczyć przepływając Wisłę, a niekoniecznie ocean, w bydgoskim Teatrze Polskim.
Na ostatni niedzielny spektakl, dotarli Ci co nie pozabijali się na schodach, przebiegając pomiędzy kolejnymi wydarzeniami oraz Ci, co nie umarli z głodu nie zapominając, że obok strawy duchowej potrzebne są chociażby kalafior lub karasie w śmietanie, by mieć odrobinę energii. Zwłaszcza, że czekała ich prawie trzy godzinna uczta z piękną Iwoną i jej przyszłą rodzinką. Tym razem za bramy pałacu królewskiego wpuścili widzów: reżyser Jarosław Tumidajski i Michał Dracz, scenograf, który ten pałac zaprojektował. Iwona była prawie od początku obecna na scenie, dając wszystkim do zrozumienia, że ma na niej coś do powiedzenia. Chociaż mało mówi to mówi.
Inni mówią więcej i są wykwintnie ubrani lecz zwierciadło im podpowiada, że chyba nie są najpiękniejsi w tej bajce. Zatem los "Zwierciadła" jest przesądzony, pozostaje tylko pytanie jak je/ją zutylizować. To wszystko rozgrywa się w pięknie oświetlonym i ładnym obrazie scenicznym. A ci co nie połamali nóg oraz kręgosłupów wstali z miejsc i długo bili brawo dziękując za ucztę oraz zmuszając aktorów do ukłonów. Podobnie zresztą jak we wszystkich prezentowanych spektaklach podczas Festiwalu.
Tym razem nie trzeba niczego przepływać tylko przyjść lub przyjechać do Teatru Powszechnego im Jana Kochanowskiego, by uczestniczyć w mistycznym przedstawieniu "Iwona, księżniczka Burgunda". A rzeczony on-teatr, znajduje się w Radomiu, w którym jest siła precyzji, co udowadnia dr Małgorzata Potocka dyrektorka Teatru i XVI Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego, organizując kolejną jego edycję.
Wszystkie te ekscesy sceniczne podsumowywali ich Twórcy zamęczani mądrymi pytaniami pani redaktor Barbary Marcinik z Programu Trzeciego Polskiego Radia, która prywatnie uwielbia twórczość Witolda Gombrowicza.
Czy Gombrowicz jest wiecznie żywy?
Nigdy nie umarł, bo nie damy mu tak łatwo umrzeć. Nie czas na to, bo czasy ciągle wpisują się w Gombrowicza.
Jarosław Wojciechowski
Dziennik Teatralny Radom
19 października 2024