Czytanie na scenie

O próbach "Lodu" w Teatrze Narodowym mówiono z namaszczeniem, bo głośny autor inscenizacji głośnej powieści realizował coś na kształt religijnego misterium.

Wyszło jednak powolne recytowanie kwestii poszczególnych bohaterów i "doczytywanie" tego, czego aktorzy nie powiedzieli z tekstu rzucanego na ekran. Jeśli to dobry reżyser, dlaczego zrealizował na scenie tak statyczny niby-teatr? Aktorzy albo siadają, albo wstają, albo się kładą na identycznych wersalkach. To ich jedyny ruch sceniczny. W całości chodzi o krytykę radzieckiego stalinizmu i jego pozostałości we współczesnych mieszkańcach największego kraju na świecie. Nas to jakby mniej dotknęło, więc niektórych wygłaszane kwestie nieco śmieszą, tak jak czarny humor głównego rekwizytu - zestawu trumien różnej wielkości, które wkłada się jedna w drugą niczym matrioszki. Drugim rekwizytem jest czaszka, jak w Hamlecie. A ciągnące się niemiłosiernie monologi Jerzego Radziwiłowicza i Danuty Stenki mogą uśpić nawet najwytrwalszego teatromana. Wniosek: zło totalitaryzmu było nie tylko banalne, ale i nudne.



Bronisław Tumiłowicz
Przegląd
13 lutego 2014
Spektakle
Lód