Dada tańczy między słowami

"Przed południem, przed zmierzchem" formacji Nowy Dada - czyli łódzkiego projektu gdańskiego Teatru Dada von Bzdülöw - w reżyserii Piotra Cieplaka to ciekawa próba przyłapania bohaterów w ich intymnych, prywatnych momentach.

Leszek Bzdyl, lider Dady z Piotrem Cieplakiem, jednym z najciekawszych polskich reżyserów teatralnych, współpracował już wielokrotnie jako autor ruchu scenicznego do jego przedstawień. Powołanie do życia w Teatrze Nowym w Łodzi projektu Nowy Dada pozwoliło stworzyć im wspólne przedstawienie taneczne. W "Przed południem, przed zmierzchem" prócz założycieli Dady von Bzdülöw - czyli Katarzyny Chmielewskiej i Bzdyla - występuje gościnnie Izabela Chlewińska, Jacek Owczarek i Krzysztof Skolimowski.

Rytm przedstawienia wyznacza od początku świetna scenografia Andrzeja Witkowskiego. Na scenie zbudowana została ciasna makieta typowego mieszkania z blokowiska - długi korytarz, salon, sypialnia, kuchnia i łazienka. Plus najważniejsze meble i sprzęty: łóżko, szafa, telewizor, kanapa, kabina prysznicowa i lodówka. To właśnie w tej przestrzeni porusza się piątka bohaterów: żyjących obok siebie, jednak z rzadka się zauważających.

Taniec przeplata się tutaj z typowymi domowymi czynnościami: oglądaniem telewizji, snem, kąpaniem się, podjadaniem jogurtu z lodówki. Klamrę "Przed południem, przed zmierzchem" tworzy efektowna, zagrana w szalonym tempie choreografia, przywodząca w pierwszej chwili na myśl nagrodzony Oskarem eksperymentalny film "Tango" Zgniewa Rybczyńskiego. Widzimy bohaterów spieszących się do wyjścia: szykujących się przed lustrem, ubierających się. Mijają się oni w wąskich pomieszczeniach, nie zauważając się nawzajem. O ile jednak bohaterowie Rybczyńskiego "zapętlają" się w tych samych czynnościach, to w "Przed południem, przed zmierzchem" choreografie z każdym kolejnym powtórzeniem nieznacznie się zmieniają, stanowią zapowiedź kolejnych scen.

Istotą przedstawienia jest przyłapanie bohaterów w ich intymnych, prywatnych momentach - właśnie wtedy, gdy są w domu, nie mają nic szczególnego do zrobienia i w samotności po prostu są sobą: odrzucają teczkę i zaczynają tańczyć czy ze złością uderzają poduszkę. W spektaklu pojawia się wiele momentów zabawnych (niepewny i ciamajdowaty siebie bohater, grany przez Bzdyla, który usiłuje odnaleźć się na prywatce), jednak dominuje poczucie nostalgii, bliżej nieokreślonego sentymentu.

W warstwie formalnej "Przed południem, przed zmierzchem" znacząco różni się od wcześniejszych realizacji gdańskiego teatru tańca, których przekaz budowany był na intelektualnych, literackich skojarzeniach. Piotr Cieplak wyraźnie wniósł swoje doświadczenie reżysera dramatycznego: przedstawienie ma szalenie precyzyjną konstrukcję (choć pozostawia kilka momentów na taneczną improwizację), bohaterowie są zindywidualizowani, wiarygodni psychologicznie.

Nie ma jednak w nowej premierze Dady żadnej spójnej historii czy ważnej tematyki: wielkiej idei, zaangażowania społecznego, walki o jedyną słuszną prawdę. Jest za to wyciągnięcie do rangi kluczowego wydarzenia prostego gestu, uczucia, chwili snu na jawie, które nie mają żadnego znaczenia dla dziejów świata, ale dla bohatera to momenty niezwykle ważne. Choć szalenie ulotne. W tym sensie "Przed południem, przed zmierzchem" czytać można jako artystyczną kontynuację spektaklu "Eden" Dady von Bzdülöw, w który tancerze odrzucili pogoń za "atrakcją", w ruchu szukając przede wszystkim spokoju.



Mirosław Baran
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
12 marca 2009