"Dama pikowa" - pechowo i patetycznie

Premierową publiczność "Damy pikowej" przywitał Marek Szyjko, dyrektor Teatru Wielkiego. Powitanie trwało nieco dłużej niż zwykle, bo więcej się działo podczas ostatnich tygodni na pl. Dąbrowskiego

- Mówi się, że realizacji "Damie pikowej" towarzyszy pech - zaczął dyrektor Szyjko. Fatum zadziałało także w Łodzi. Pięć tygodni temu, kiedy ruszała praca nad operą, do współpracy zaproszono Małgorzatę Walewską, jedną z najsłynniejszych polskich solistek operowych. W dniu rozpoczęcia prób okazało się, że jest chora i nie będzie mogła wystąpić. Potem poważnie rozchorował się jeden z dwóch Hermanów (główny bohater "Damy pikowej"), choreografka i akompaniatorka. 9 kwietnia podczas konferencji prasowej realizatorzy wierzyli, że premierę zobaczymy zgodnie z planem, czyli 16 kwietnia. Już dzień później wiadomo było, że z powodu żałoby narodowej premierę trzeba przesunąć na 18 kwietnia. W połowie tygodnia żałobę przedłużono do niedzieli. Ostatnią szansą na premierę spektaklu w Polsce był wtorek, bo w środę scenografia musiała popłynąć do Tel Awiwu, gdzie przez kilka najbliższych miesięcy będzie pokazywana "Dama pikowa" (spektakl powstał w koprodukcji Teatru Wielkiego i The Israel Opera Tel Aviv Yafo).

To nie koniec kłopotów Teatru Wielkiego. Cztery dni przed premierą okazało się, że poważnie rozchorował się Krzysztof Bednarek, drugi Herman w "Damie pikowej". Sytuacja była poważna - w Polsce zdaniem inscenizatorów są tylko dwie osoby, które mogą wcielić się w tę rolę. Dzięki życzliwości Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie zorganizowano zastępstwo. Było to możliwe, bo w 2004 roku ten sam reżyser zrealizował również tam "Damę pikową". Ale Viktor Lutsiuk jeszcze w niedzielę śpiewał premierę w Hanowerze, a zamknięta przestrzeń powietrzna uniemożliwiła mu szybkie dotarcie do Łodzi. Przyjechał więc samochodem - dotarł do opery kilka godzin przed premierą.

Na premierze we wtorkowy wieczór na widowni zabrakło głównych realizatorów opery. Nie było reżysera Mariusza Trelińskiego, który od rana usiłował dostać się do Mołdawii. Nie było też Borysa Kudlieki, scenografa, bo ten drogą lądową zmierzał do Singapuru i w trakcie łódzkiej premiery przejeżdżał już przez Ukrainę. - Na widowni jest z nami Felice Ross, reżyserka świateł, która nie może w tej chwili opuścić Polski - powiedział Szyjko. Dlaczego? Tego nie usłyszałam, bo widownia wybuchnęła w końcu śmiechem. - Jeszcze kilka godzin temu nie wiedzieliśmy, czy praca wszystkich tych osób nie pójdzie na marne. Ale udało się - zakończył dyrektor Szyjko.

Efekt? Spektakl, którego dawno w Teatrze Wielkim nie było. Treliński, jeden z najbardziej rozchwytywanych na świecie polskich reżyserów, swoją realizacją uwydatnił muzykę i śpiew wyśmienitych solistów. Scenografia Kudlieki doskonale uzupełnia jego reżyserię. Obaj stworzyli dwugłos, w którym obyło się bez realizatorskich popisów dowodzących, że wizja realizatorów i nowa interpretacja klasycznego dzieła ważniejsza jest niż sama opera. Świetnym uzupełnieniem duetu okazała się Felice Ross, reżyserka światła. Spektakl usatysfakcjonował najbardziej dociekliwych widzów.

Uczucie strachu i pustki rodzące się u widzów w scenach, w których solistom samotnie stojącym na scenie towarzyszy niebo czarne od ptaków, nie da się opisać. "Dama pikowa" naszpikowana jest scenami zapierającymi dech w piersiach, subtelną dbałością o szczegóły i inteligentną reżyserią.

Treliński skończył Wydział Reżyserii w łódziej PWSFTViT i zamiłowanie do filmu widoczne jest w jego realizacji. Kolejne sceny ustawia niczym kadry w filmie. Pozwala nam zajrzeć do pałaców, a uruchomione przez niego zapadnie czy podnośniki są niezbędnym elementem jego koncepcji. Reżyser konsekwentnie wykorzystał wszystkie możliwości sceny, paraliżując publiczność jej monumentalnością.

Na uznanie zasługują też śpiewacy: Viktor Lutsiuk jako Herman, Ira Bertman jako Lisa i Elena Sommer jako Hrabina. Emocje słychać było w niemal każdej wydobywanej przez nich nucie. Podczas partii solowych milkli nawet uczniowie szkół obecni na widowni. Wszystkim widzom przebiegały ciarki po plecach, kiedy ponad 40-osobowy chór śpiewem stwarzał patetyczny, cerkiewny nastrój. Orkiestra prowadzona przez Tadeusza Kozłowskiego to po prostu duma Teatru Wielkiego.

"Dama pikowa" w reżyserii Trelińskiego warta jest przezwyciężania całego fatum, które ta najdojrzalsza opera Czajkowskiego sprowadza na jej realizatorów.



Joanna Rybus
Gazeta Wyborcza Łódź
22 kwietnia 2010
Spektakle
Dama Pikowa