Daria na przykład ma czarne podniebienie!

Rozmowa z Hanną Śleszyńską i Agatą Kuleszą, do których dołącza Daria Widawska.

Czy zgodziłyby się panie ze stwierdzeniem, że “Bloczek” reprezentuje świat kobiet i czy można o nim powiedzieć, że to kobieca wersja “Testosteronu”? AK – Nie do końca, na scenie jednak są tylko trzy kobiety, na tej podstawie nie generalizowałabym, choć sztuka na pewno pokazuje pewną rzeczywistość. Tak naprawdę jest to spektakl o samotności tych kobiet, które próbują sobie stworzyć inny świat, żeby im było łatwiej żyć. A całość podana jest w sosie niezwykle komediowym, Hanka, zgodzisz się? HŚ – Tak, to rzecz o trzech wynajmujących razem mieszkanie dziewczynach, które mimo oczywistych różnic charakteru tworzą wspólny sobie kod porozumiewania się. Natomiast nie przykładałabym do tej rzeczywistości żadnego szablonu, że jest to świat li tylko kobiecy… To tylko pewien wycinek, przykład, choć oczywiście nosi też znamiona uniwersalności. Sądzę, że każdy w nim może znaleźć coś dla siebie. Pojawia się pielęgniarka, artystka, dziewczyna zajmująca się reklamą, co pociąga za sobą różne typy, różne osobowości. W takim razie jak bliskie paniom są te postaci? Czy jest to portret własny? HŚ – No nie bardzo, chociażby z prostego względu, że każda z nas ma rodzinę, dzieci, Daria nawet w drodze… Nie zmagamy się akurat z tymi problemami, co nasze bohaterki. Myślę, że to bardziej dotyczy młodego pokolenia, to oni wolą siedzieć samotnie w pokoju, rozmawiać za pośrednictwem internetu niż spotkać się z kimś w realu… AK – Obraz to raczej odległy, tak że nie szczególnie możemy się z bohaterkami utożsamiać. Każda z nas gra różną od siebie postać, Hania na przykład w niczym nie przypomina prywatnie takiej rozlazłej kobitki, która lubi jeść… Chociaż (śmiech)… HŚ – No tak, każda z nas składa się ze słabości, które też nie są obce bohaterkom. AK – Pewien kod żartowania między tymi kobietami jest gdzieś nam bliski. Przecież zdarzają nam się podobne chwile plotkarskiego obśmiewania pewnych sytuacji: a pamiętasz jak było wtedy czy wtedy? albo ten sposób wzajemnego dokuczania sobie przez złośliwości, żarty, dla których nie ma żadnego tabu… To nie jest jedyna sztuka, w której grają panie razem pod szyldem Teatru Scena Prezentacje. Czy to znaczy, że dobrze się paniom współpracuje z tą sceną? AK – Naturalnie. Na pewno gdybyśmy nie były zadowolone po jednej premierze, nie podjęłybyśmy się współpracy przy kolejnej. HŚ – Owszem, choć czasem nam ciasno (śmiech). W Teatrze Scena Prezentacje gramy “Bloczek” na bardzo malutkiej scenie, zwanej “Szopą” – jest ona jeszcze mniejsza niż ta (w Teatrze Korez – przyp. red.). Ludzie też podczas trwania spektaklu mogą wypić drinka, filiżankę kawy, czasem rzeczywiście można się na niej poczuć jak w niewielkim, jednopokojowym mieszkaniu… AK – Tak, można powiedzieć, że widzowie siedzą “u nas w pokoju” (śmiech). HŚ – Do tego na środku sceny jest taki słup drewniany, którego tu nam brakuje, bo jest on akurat nieźle przez nas “ograny”. Tu musimy oswajać się z myślą, że nikt nam na scenie go nie zbuduje, musimy grać bez niego. Odbiegając już nieco od “Bloczku” zastanawiam się nad tym, jak obie panie łączą pracę w teatrze z graniem filmowym czy serialowym? Czy nie boją się panie, że są to jednak zbyt rozbieżne modele aktorstwa? AK – Ja myślę tak, Hania jest tu przykładem aktorki, która jest wiecznie zajęta, tylko Hanka jest cwana i nie jest nigdzie na etacie, jest sobie sama sterem, żeglarzem, okrętem. Hania przy tym jest niezwykle pracowita. Tak Haniu, to, że jesteś cyborgiem i że dajesz radę takim wyzwaniom, jest jednak wyjątkowe. Ja jestem na przykład związana z Teatrem Dramatycznym, dlatego też jestem bardzo zależna od swojego teatru, który dyktuje mi warunki, a ja musze się do nich dostosować. HŚ – Ale my przecież oprócz tego jesteśmy jeszcze dobrymi matkami, żonami i tak dalej… (śmiech). Wracając do pani pytania – to w teatrze wiadomo: jest kostium, który na nas czeka, przyjdzie widownia, przed którą za każdym razem zagramy inaczej, zdarzają się też wpadki, ale generalnie jest jakiś porządek. Teatr to rozwój, także praca nad rolą to proces. Natomiast przychodzi się do serialu i gra się coś od końca albo na wyrywki trzy niezwiązane ze sobą sceny, to faktycznie zupełnie inna praca. Grałam np. w serialu “Boża podszewka”, gdzie pierwszy dzień zdjęciowy to był ostatni odcinek, 15 czy 16… Ja bym tego jednak nie wartościowała. AK – Dario, chodź do nas. Tu mamy specjalistkę od filmów… (Podchodzi Daria Widawska) Problem, o który pani pyta, nie powinien dotyczyć wykształconego aktora. Aktorstwo to bardzo wszechstronne rzemiosło, którego trzeba się nauczyć. Można łączyć różne typy aktorstwa, my przecież śpiewamy, pracujemy w teatrze, w radiu, gramy w filmach, robimy dubbing… Choć są pewne formy, w których czujemy się lepiej, ale to jest nasza praca, nasz zawód… DW – To prawda, jest takie bardzo niecenzuralne powiedzenie: Aktor jest od grania jak d… od … Domyślmy się jakich czynności, nie dokończę, jestem na to zbyt dobrze wychowana (śmiech). I choć wydaje się to głupie, jest to jednak trafne przysłowie, bo nie wskazuje gdzie owo granie ma się dokonywać. My jako aktorzy jesteśmy od grania w ogóle… Podobnie malarz – niezależnie od tego czy maluje martwą naturę czy akt, nadal jest malarzem. A czy jest jakaś rola, którą chciały panie zawsze zagrać, a nigdy dotąd się to nie udało? DW – Ja mam! Zawsze o niej marzyłam, ja nawet zdawałam z tym tekstem do szkoły teatralnej… Zawsze chciałam zagrać Pannę Julię. Myślę, że cały czas dorastam do tej roli. AK – O matko, Strindberg! (śmiech) DW – Masz rację, to ciężki kaliber, ale wiesz co ci powiem, Agata? Po dłuższym czasie grania w komediach, podobnie jak Hania, mam ochotę zagrać w czymś poważnym. To nie znaczy, że nie lubię grać w komediach, ba, ja to nawet uwielbiam, ale jest we mnie też i taka odmienna potrzeba zagrania czegoś na serio. AK – No to jest przedziwne, bo ja na przykład jestem zdziwiona za każdym razem, kiedy gram w komediach, bo ja uważam, że ja w ogóle nie jestem komediową aktorką. DW – No to Ty się bardzo grubo mylisz… AK – Ja nie mam takiej roli… A nawet gdybym miałam, to nie powiem! (śmiech) Żartuję oczywiście, jeszcze parę lat i Raniewska przede mną (bohaterka “Wiśniowego sadu” Czechowa – przyp. red.). DW – Ja myślę, że przegapię ten czas, kiedy będę mogła zagrać “Pannę Julię”… AK – Właśnie, jest takie niebezpieczeństwo. Kiedyś jechaliśmy pociągiem z Filipem Bajonem i on mnie pyta: “Słuchaj, czy Ciebie nie martwi to, że Ty już nie zagrasz Julii?” I ja dopiero wtedy zdałam sobie z tego sprawę, że rzeczywiście już nie zagram szekspirowskiej Julii! Ale – jeszcze dużo fajnych ról przed nami! Pani Dario, dowiedziałam się o pani, że pochodzi pani z Kaszub. Ten region wydał już co najmniej jedną wybitną aktorkę, mam na myśli Danutę Stenkę. Podobnie jak ona ma pani silną osobowość. Czy myśli pani, że ma to jakiś związek z tym pochodzeniem? DW – Jeśli nawet, to na tej samej zasadzie można przecież mówić o Ślązaczkach. Pochodzenie determinuje zachowanie Kaszubek, tak samo jak Ślązaczek czy Góralek. AK – Tak, z pewnością – Daria na przykład ma czarne podniebienie! (śmiech) Dziękuję Paniom bardzo za rozmowę.

Anna Adamkiewicz
Ad Spectatores
18 stycznia 2008