Darwinowska polityka

Mam dylemat.... Co prawda lubię dramaty Szekspira, ale gdy oglądam je na deskach teatru, oczekuje jakieś szalonej wariancji na ich temat. Pociąga mnie teatr surrealistyczny, niejednoznaczny, nierzeczywisty. W takich konwencjach czuję się najlepiej. "Tragedie rzymskie" jednakowoż ni jak nie można zaklasyfikować do tej grupy. Mimo to postaram się w miarę obiektywnie oddać to, co miałam okazje zobaczyć wczoraj wieczorem w Wytwórni Filmów Fabularnych.

Zacznę może od tego, co mi się nie podobało. Więc przede wszystkim niektóre sceny były po prostu za długie. Niemiłosiernie wydłużały akcję. Dobrym przykładem może być pierwsza rozmowa Kasjusza z Brutusem. Bohaterowie mówią i mówią, a na scenie panuje marazm, nie dzieje się nic, podczas gdy widz już od dłuższego czasu zrozumiał do czego ma prowadzić ta wymiana zdań. Wiem, że twórcy starali się wiernie realizować dzieło Szekspira, ale przecież z niektórych scen, które mogłyby się znaleźć w spektaklu zrezygnowali, a część zbędnych pozostała. Kompletnie nie przekonała mnie też postać Kleopatry. W przedstawieniu jawiła mi się jako kobieta niezrównoważona, histeryczna, denerwująca. Część scen z jej udziałem była ( jak dla mnie) nie tyle śmieszna, co żenujące.

Muszę powiedzieć szczerze, że gdy przeglądałam parę dni temu, zdjęcia ze spektaklu i czytałam o tym jak wielką role odgrywają w nim multimedia trochę się przeraziłam, obawiałam się, że za pomocą nowoczesnej techniki twórcy będą próbowali ukryć inne niedociągnięcia. Zwracam jednak honor. Kamera, w dobrych rękach jest naprawdę istnym narzędziem sztuki. To dzięki niej mogliśmy dokładnie przyglądać się mimice bohaterów, widzieć łzy żłobiące ich policzki, dostrzegać wahanie w ich oczach. Aktorzy byli doskonale świadomi wyzwania przed którym stanęli i nie zepsuli nic. Przez sześć godzin przestali być Holendrami, a stali się obywatelami starożytnego Rzymu. Jego problemy, były ich problemami, jego klęska ich klęska. 

 Dla nich publiczność przestała, być publicznością Oto zasiadał przed nimi lud, który starali się przekonać do swoich racji. Manipulowali więc nim na milion różnych sposobów i próbowali wmówić, że tylko oni są lekarstwem na trapiące Rzym bolączki. A po chwili mogliśmy ujrzeć ich prawdziwe oblicza, podglądaliśmy ich. Nie tylko przez to, że przez większość spektaklu siedzieliśmy razem z nimi na scenie, ale również przez to, że pozwolono nam zobaczyć ich gdy przygotowują swoje strategie i intrygi. Byli dla nas czymś na miarę uczestników Big Brothera, nie mieli przed nami tajemnic. W jednej scenie solidaryzowaliśmy się z Markiem Antoniuszem, który opłakiwał Cezara, by zaraz przekonać się jak nieuczciwie potrafi on postąpić wobec swoich pobratymców. 

 Zobaczyliśmy polityczne zwierzę, hienę, która rzuca się na tych, którzy nie są przystosowani do zaistniałych warunków. Co by było gdyby Brutus zabił Marka Aureliusza? Albo chociaż nie pozwolił mu przemawiać do tłumu? Każdy sądzi według siebie. Brutus uznał, że jeśli postąpi uczciwie względem Antoniusza, ten mu odpłaci tym samym. Ale takie myślenie nie ma tu racji bytu. Tu oszukują wszyscy wszystkich. Kleopatra oszukuje ukochanego Maka Aureliusza, Marek Aureliusz oszukuje ją. Bardzo pragną sobie zaufać, ale nie potrafią. Ta polityka jest iście darwinowska, odrzuca słabych, niepotrzebnych, nieprzystosowanych. Bezlitośnie rozrywa na strzępy, bawi się swoimi ofiarami, męczy ich zanim umrą. I jak ukazują „Tragedie rzymskie” polityka przetrwała w prawie niezmienionym stanie setki lat. Tylko środki przekazu się zmieniły. Można ją więc określić zaszczytnym mianem drugiej najstarszej profesji na świecie. W sumie...nie daleko jej do pierwszej.



Monika Kamińska
Gazeta Festiwalowa
16 października 2009