Denis hedonista i jego pani

Maciej Wojtyszko — podobnie jak np. w „Bułhakowie” — wyławia z dziejów interesujący incydent i z nienachalną erudycją wplata weń rozmaite konteksty oraz dopisane historie. Fakt historyczny otacza wymyślonymi zdarzeniami, które mają ułatwić znalezienie wewnętrznej logiki czy porządkującej idei. W spektaklu „O rozkoszy” jest nią, paradoksalnie, nie przyjemność, lecz teatr.

Trudno jednak doszukać się w spektaklu autotematyzmu wysokiej próby, do którego nie prowokuje sam temat. Punktem wyjścia jest bowiem kilkumiesięczny pobyt Denisa Diderota w Petersburgu w 1774 roku. Zafascynowana jego traktatami Katarzyna II pomogła mu finansowo, a następnie zaprosiła na petersburski dwór. W spektaklu francuski filozof równie szybko odwzajemnia zainteresowanie Semiramidy Północy, choć nie dzięki iluzji absolutyzmu oświeceniowego. Niezwykle kuszące dla człowieka rozumu okazują się przyjemności cielesne oferowane na rozwiązłym dworze.

Pomijając pierwszą scenę, rozgrywającą się w paryskim mieszkaniu Diderota, wnętrze Teatru im. Słowackiego, lambrekiny, ornamenty i kryształowy żyrandol doskonale współgrają z dworskim przepychem. Sama scenografia zaś jest raczej skromna, ogranicza się przede wszystkim do foteli dla obserwatorów rozgrywającego się w Rosji spektaklu oraz do lustrzanej ściany. Pod wpływem oświetlenia staje się momentami transparentna, zwykle jednak prezentuje nie drugą stronę, a lustrzane odbicie, co jest znaczące. Współautor „Encyklopedii" bowiem zdołał jedynie przyjrzeć się sobie w zwierciadle. Zamiast poznać Wielką Rosję, poddać racjonalizacji osławioną duszę rosyjską i usystematyzować wiedzę na temat relacji kobiet i mężczyzn, władców i poddanych — skończył ośmieszony i rozczarowany swoją osobą.

W pierwszych słowach Diderot stwierdza konieczność przerwania milczenia dotyczącego „amorów filozofa", po czym przedstawia swój teatr, który na scenie ma zrekonstruować wydarzenia. Od początku zasygnalizowany wątek teatralizacji uzasadnia np. obcesowo wprowadzone retrospekcje, próbujące (nieprzekonująco) wyjaśnić rozwiązłość carycy jej nieszczęśliwą młodością. Właściwie cały sposób zainscenizowania „O rozkoszy" jest świadomie konwencjonalny — w sposób bezpretensjonalny, rozleniwiająco przyjemny, choć z pewnością niebudzący rozkoszy. Wojtyszko za pomocą przejrzystej struktury i znanych chwytów próbuje umilać spektakl, który jednak rzadko budzi uśmiech, a jeszcze rzadziej erotyczne napięcie (niemała w tym zasługa odtwórcy roli Diderota, Tomasza Międzika). Dramaturg wykpił w swoim tekście „epokę chorującą na teatr" i „teatr chorujący na epokę", lecz zaprojektowana lekkość z minuty na minutę zaczyna coraz bardziej ciążyć. Niestety, Wojtyszko nie potrafi w tym spektaklu wyważyć rozrywki z refleksją.

Poza dosłownym ukazaniem teatru w teatrze, wszystkie relacje międzyludzkie są właściwie zdeterminowane przez dopasowywanie się do kostiumu, pozycji i otoczenia. Słowem — do roli. Diderot nie może wyjść obronną ręką z konfrontacji ze „stronnictwem Bouchera", czyli z kamarylą dworską, właśnie dlatego, że za późno orientuje się w regułach gry. Cały dwór, cała Rosja wręcz przypominają scenę, gdzie każdy gest jest obliczony na konkretny efekt, ma budzić podziw lub lęk, budować tajemnicę lub mit. Niezaprzeczalnie demiurgiem staje się caryca — nie tylko dzięki inteligencji, zdecydowaniu i bezkompromisowości, ale i budzeniu pożądania. Na deskach Teatru im. Słowackiego zaprezentowana zostaje galeria owładniętych nim postaci, stających na granicy upodlenia lub obłędu. Poddaństwo nabiera sadomasochistycznego charakteru, który nie wybrzmiewa w pełni, podobnie zresztą jak sam dramat erotycznych podchodów i przybierania masek. W całości razi ta „nieznośna lekkość bytu". Diderot dostaje prztyczek w nos i błahą lekcję o niemożności lekceważenia cielesności, kobiet i Rosji.

Maciej Wojtyszko — jako reżyser i autor sztuki — sili się na wyważony ton. Nie epatuje wyzywającymi gestami i nie intelektualizuje wypowiedzi. Zamiast tego prezentuje gorsety i barchany, usprawiedliwiając je stereotypami o aroganckim Zachodzie i nieprzeniknionym Wschodzie. Umiar zamienia się w zachowawczość i brak odwagi, a spektakl niepostrzeżenie zapomina o rozkoszy.



Marta Stańczyk
Dziennik Teatralny Kraków
10 maja 2013
Spektakle
O rozkoszy