Destrukcja "Sędziów"

Spektakl Piotra Tomaszuka "Teatr, którego nie było" oparty jest przede wszystkim na jednoaktowej tragedii Stanisława Wyspiańskiego "Sędziowie". Lecz w prologu podjął się Tomaszuk odtworzenia - wspominanej dwukrotnie, w roku 1961 i raz jeszcze w 1964, przez Adama Grzymałę-Siedleckiego - wizyty Wyspiańskiego u dyrektora Teatru Miejskiego w Krakowie, Ludwika Solskiego, dotyczącej wystawienia "Sędziów", rozpoczętych w 1900 roku wkrótce po opisywanym w kronikach kryminalnych galicyjskich gazet zdarzeniu w żydowskiej karczmie w Jabłonicy na Podolu, dokończonych zaś dopiero tuż przed śmiercią dramatopisarza na przełomie września i października 1907.

W spektaklu Tomaszuka Wyspiański ciężko chory, wbrew realiom biograficznym przybyły karetą ze wsi Węgrzce do Krakowa, a poruszający się na wózku inwalidzkim, gdyż odtwarzany przez wysokiego Rafała Gąsowskiego, przywozi rękopis "Sędziów" i makietę dekoracji do owego dramatu do garderoby Solskiego przed wieczornym przedstawieniem. Solski, skądinąd sugestywnie grany przez Tomaszuka jako komiczny kabotyn, już przygotowany do wejścia na scenę, w kostiumie i w charakteryzacji, odbywa pokrętną i obłudną rozmowę z Wyspiańskim, a następnie komunikuje mu w przekazanym przez gońca liście, że "Sędziów" na scenie krakowskiej nie wystawi. W rzeczywistości Solski zrezygnował z przygotowania prapremiery "Sędziów", potem zaś zwlekał z ich wystawieniem ponad dwa lata, bo aż do 27 listopada 1909. Grzymała-Siedlecki, który był kierownikiem literackim za dyrekcji Solskiego, utrzymywał, że powodem był uraz aktora wywołany niegdysiejszymi negatywnymi reakcjami semickiej publiczności z Łodzi na jego występ w "Żydzie w beczce" przez Tomaszuka drobiazgowo zresztą odtwarzany. Lecz dla odmiany całkowicie w napisanym przez Tomaszuka prologu zignorowane jest podejrzenie Solskiego, iż w "Sędziach" dzieciobójstwo dokonane przez Jewdochę na żądanie Natana ma cechy mordu rytualnego. Grzymała-Siedlecki jako krytyk w międzywojniu identyfikujący się z endecją i demonstrujący niekiedy antysemityzm, mógł wprawdzie celowo wyolbrzymiać lęki Solskiego związane z ukazywaniem na scenie Żydów. Ale skoro Tomaszuk zawierzył jego relacji, nie powinien w prologu pomijać tak istotnego motywu jak wiara w mordy rytualne dokonywane przez Żydów na dzieciach będąca przecież wówczas przyczyną pogromów w Europie Wschodniej.

Wątpliwe jest też pokazanie Solskiego jako aktora, reżysera i dyrektora traktującego Wyspiańskiego w sposób co najmniej ambiwalentny, ale raczej protekcjonalny i niechętny. Jednak Solski za swojej dyrekcji doprowadził w Krakowie do inscenizacji pięciu nie granych wcześniej dramatów Wyspiańskiego, który bądź co bądź był jego rywalem w konkursie w 1905 roku. Przesadne jest sugerowanie, nawet w tytule przedstawienia, że w Krakowie Wyspiańskiemu uniemożliwiono realizację jego teatru, a tym samym go w ogóle nie było. Co najmniej sześć przedstawień powstało mimo wszystko pod okiem Wyspiańskiego na scenie krakowskiej. W prologu Tomaszuka goniec odczytuje lakoniczny list Solskiego do Wyspiańskiego niemal identyczny, jaki z okazji odmowy wystawienia "Akropolis" wystosował do niego w 1904 poprzez sekretarza wcześniejszy dyrektor teatru krakowskiego, Józef Kotarbiński, co stało się powodem zerwania ich współpracy. Takiego obraźliwego listu Solski nie napisał, ani nie podyktował, a wręcz przeciwnie, gdy tylko został dyrektorem doprowadził do powrotu dramatów Wyspiańskiego do repertuaru teatru krakowskiego zdjętych z afisza na jego żądanie po konflikcie z Kotarbińskim. W prologu Tomaszuka zdesperowany Wyspiański pozbawiony nadziei na ujrzenie swej tragedii odegranej przez aktorów obsadza zaś w rolach postaci z Sędziów egzystujące w garderobie Solskiego ćmy i mole, oraz w formie melorecytacji wygłasza wiersz "I ciągle widzę ich twarze".

Następujące zaraz potem przetasowane i przetworzone epizody z "Sędziów" - animowane i grane w znacznym stopniu przez powstałego z fotela Wyspiańskiego, odzianego w wojskowy szynel - dzieją się niejako w jego "duszy teatrze", czyli w imaginacji. Pojawiają się w owej części autonomiczne postacie Samuela, Natana i Joasa oraz Jewdochy. Lecz Wyspiański wygłasza kwestie Dziada, Juklego, Urlopnika, Żandarma, Sędziego, Nauczyciela, Wójta i Aptekarza, Solski zaś Fejgi i Księdza. Zastosowanie - zapewne z przyczyn finansowych - zaledwie sześcioosobowej obsady w sztuce aż z osiemnastoma rolami siłą rzeczy wywołuje dezorientację widzów nieznających "Sędziów", a Tomaszuk ponadto zakłócił chronologię wydarzeń i zmienił relacje pomiędzy niektórymi postaciami. W dramacie Wyspiańskiego dręczona poczuciem winy i dotknięta instynktem śmierci Jewdocha jest siostrą Urlopnika, gdyż oboje są dziećmi Dziada wydziedziczonego przez Samuela. Natomiast w spektaklu Jewdocha, ukazana jako ordynarna dziewka, zostaje przygodną kochanką owego żołnierza przyłapaną w trakcie gwałtownego zbliżenia seksualnego z nim w komorze służącej do przechowywania wódki przez Natana. Zastrzelenie Jewdochy przez Natana w trakcie bójki z zamroczonym po wypiciu butelki wódki Urlopnikiem staje się w ten sposób karą za zdradę, a nie ukartowaną wraz z Samuelem zbrodnią dokonaną z premedytacją, gdyż mającą na celu pozbycie się nieobliczalnej sprawczyni zabicia dziecka. Zamyka spektakl szereg repetycji wybranych kwestii lub zachowań postaci. Ksiądz z krucyfiksem w jednej dłoni i portretem cesarza Austro-Węgier, Franza Josepha, w drugiej, powtarza w kółko: "Pokój temu domowi" i "Pochwalony Jezus Chrystus". W czasie owego epilogu Wyspiański dokonuje destrukcji swojego teatru, składając elementy dekoracji i rekwizyty na oblewany naftą stos, którego podpalenie markuje tuż przed zgaszeniem świateł na scenie. Wszystko zmierza ku nieuchronnej zagładzie.

Widowisko oparte na dekonstrukcji "Sędziów" ma wiele zaskakujących momentów, ale po jego obejrzeniu żałuje się, że tragedia nie jest odgrywana w całości i zgodnie z literą tekstu objawiającego w wygłaszanych passusach swą siłę. Tym bardziej, że paradoksalnie prolog będący poniekąd wprowadzeniem trwa dłużej niż samo przedstawienie "Sędziów". Szkoda także, że Tomaszuk, z powodu redukcji obsady i grania w jednej dekoracji w wielu sytuacjach scenicznych musiał zrezygnować z odtworzenia pewnych realiów społecznych ukazanych w "Sędziach", wydobywając za to maksymalną ekspresję w grze aktorów bądź popychając ich w stronę parodii. Ważniejsze od dialogów i monologów, z lamentem Samuela nad trupem Joasa włącznie odgrywanym w głębi sceny, są w wielu sekwencjach przedstawienia Tomaszuka dźwięki, melodie czy rytmy. Chociaż akurat nie ma w nim grania Joasa na skrzypcach ani piosenki śpiewanej dla niego przez Urlopnika. Poza tym owa dominująca strona formalna spektaklu, wraz z końcowymi repetycjami, zdradza oczywiste powinowactwa z Teatrem Śmierci Tadeusza Kantora, czyli jest w znacznym stopniu wtórna. W każdym razie Tomaszuk ponowne reżyserując dramat Wyspiańskiego - po upływie ćwierćwiecza od wystawienia w Wierszalinie w listopadzie 1994 "Klątwy" z użyciem drewnianych rzeźb - potraktował go zupełnie odmiennie, jakby już nie wierząc, iż jest się w stanie obronić na scenie bez historycznych komentarzy lub zabiegów dekonstrukcyjnych.



Rafał Węgrzyniak
e-teatr.pl
20 sierpnia 2019
Portrety
Piotr Tomaszuk